Stanęła
przed lustrem. W obu dłoniach trzymała kolejno po jednym wieszaku z czarną
sukienką. Od jakiś piętnastu minut nie mogła się zdecydować, którą ma na siebie
włożyć. A przecież nie powinno ją teraz obchodzić jak będzie wyglądać. Aż w
końcu wybór padł na długą, zwiewną z odkrytymi ramionami.
Wciąż nie mogła uwierzyć, że
zaledwie wczoraj słyszała jak mówił: „Córciu nie martw się. Lecę załatwić tylko
kilka spraw i zanim się obejrzysz, ja wrócę. Kocham cie…”
Odłożyła tę sukienkę, której nie
wybrała na fotel, a drugą założyła na siebie. Zrobiła jeszcze mocny makijaż
jakby chciała przez niego powiedzieć, wyrazić, że świat jest niesprawiedliwy,
okrutny. Stracić dwie kochające osoby, dwóch mężczyzn, którzy uczyli ją
wszystkiego – począwszy od tego jak żyć skończywszy jak radzić sobie w ciężkich
chwilach…
Zeszła po schodach i założyła
okulary przeciwsłoneczne; słońce tego dnia grzało niemiłosiernie. Megan przytuliła
mocno Annie, wyszeptała kilka słów by pocieszyć córkę i razem udały się do
samochodu.
Chwila pożegnania się z ojcem i
mężem zbliżała się nieubłagalnie(…)
Po mszy pogrzebowej, uroczystość
owa przeniosła się na cmentarz. Komentarz księdza, kilku ludzi, modlitwa i
złożenie ciała do grobu.
Właśnie w tej chwili, gdy
składali ciało Bill’a do grobu, Annie nie wytrzymała i dała upust swoim
emocjom. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, najpierw wolno, a później coraz
szybciej. Wierzchem dłoni starła je i wtuliła się w ciało matki. Tak bardzo
potrzebowała tego w tej chwili. Megan odwzajemniła gest i razem, matka z córką
czuły, jak ucieka z nich jakaś cząstka życia(…)
Dziewczyna usiadła na łóżku.
Dłońmi przejechała po materiale sukni na wysokości ud. Następnie złapała suknie
i ścisnęła ją z całej siły. Po raz kolejny tego dnia rozpłakała się. Tyle, że
tym razem nie tylko płakała, ale również krzyczała. W ten sposób uwolniła
siebie z wszelkich negatywnych emocji – złości, smutku jakie w niej były.
Wystraszona Dorothy wpadła do
pokoju, a gdy ujrzała w jakim stanie jest Annie, podeszła do niej, klękła przed
nią i ujęła jej dłonie w swoje wpatrując się w puste, nic nie wyrażające oczy.
Wstała i położyła Ann na łóżku
wcześniej ściągając jej sukienkę(…)
Kilka
dni później
- Ann, Summer do ciebie.
-
Powiedz, że nie chcę jej widzieć.
-
Ale…
-
Nie ma żadnego ale – dziewczyna przerwała Dorothy – Nie ma mnie dla nikogo.
-
Dobrze, przekażę jej. – kobieta wyszła pozostawiając dziewczynę samą.
Po chwili jednak do pokoju
weszła Megan w brudnym fartuchu.
Annie zdziwił ten widok, bo
matka odkąd zaczęła być bardzo zapracowana, nie spędzała czasu w kuchni.
-
Dziecko, dłużej tak być nie może. Wyjdź z domu, spotkaj się z przyjaciółmi,
porozmawiaj z nimi, a może nawet zaproś ich do nas, tylko proszę, nie siedź
tylko w swoim pokoju! – Megan podeszła do Ann i położyła dłonie na jej
ramionach – Spójrz na mnie. – poprosiła córkę – Uśmiechnij się kochanie. Wiem,
że tęsknisz za nim, ja również, ale dobrze wiesz, że twój ojciec na pewno nie
chciałby żebyś tak długo cierpiała za nim.
-
Nie mów tak! To, że ty już zapomniałaś, nie znaczy, że ja mam! Widocznie nic
dla ciebie nie znaczył! – Ann wyrwała się matce i odeszła od niej kawałek – Dla
mnie przeciwnie, był bardzo ważny, a teraz mam wrażenie, że najważniejszy w
życiu! Dlatego nie mów mi, że mam o nim zapomnieć! – dziewczyna wybuchła
niepohamowanym szlochem.
-
Córciu – kobieta podeszła do Annie – nie mówię ci, że masz zapomnieć. Twoje
słowa mnie zabolały. Myślisz, że jest mi łatwo? Myślisz, że o nim zapomniałam i
że go nie kochałam wystarczająco? Myślisz, że jest mi łatwo patrzeć jak
cierpisz? Mylisz się. – odeszła od córki i usiadła na fotelu – Mylisz się i to
bardzo. Nie wiesz ci tak naprawdę przeżywam, co czuję. Nie widzisz tego, nikt
nie widzi jak bardzo cierpię. Nikt nie wie, że wpadłam w depresję, z której
powoli wychodzę. Nawet ty o tym nie wiedziałaś, moja własna córka, tak bardzo
jesteś przejęta tym, co sama czujesz. Świat się jeszcze nie skończył, chociaż
już nie raz tak myślałam.
Ann spojrzała zdumiona, a jednocześnie
wystraszona na matkę. Wiedziała, że ma rację, ale nie chciała jej przyznać.
-
Rób tak dalej, – kontynuowała Megan – proszę, a później nie przychodź do mnie i
nie mów, że miałam rację. – wstała i zwróciła się w stronę drzwi z zamiarem
opuszczenia pomieszczenia. – Obiad będzie za dwadzieścia minut. – dodała
jeszcze i wyszła pozostawiając Annie z otwartą na oścież buzią.
Wieczorem, gdy Ann kładła się
spać, wciąż nie mogła uwierzyć w słowa matki „Rób tak dalej, proszę…”
prześladowały ją na każdym kroku.
-
Dość. – powiedziała sobie stanowczo – Jest początek wakacji. Dłużej już tak nie
mogę. Mama ma całkowitą rację, tato na pewno by tego nie chciał. Od jutra
zaczynam żyć na nowo.
Jednak nie wiedziała, że jutro może
być jeszcze gorsze…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz