Rzeczywiście, od
kilku dni jestem już normalna. Nie żebym zgłupiała czy coś, tylko po prostu nie
siedzę całymi dniami w swoim pokoju i nie opłakuję Jego jak to robiłam jeszcze
przed tygodniem.
Tak, pogodziłam się ze śmiercią taty.
Bo wiem, że wylane łzy nie przywrócą Go do życia. Chociaż, nie… nic tego nie
zmieni.
Jedyne czego teraz pragnę, to to, bym
Go ujrzała we śnie. By tam, na jawie, przytulił mnie i wyszeptał jak bardzo
wciąż mnie kocha, pomimo jego pozaziemskiego życia.
Siedzę teraz na łóżku z fotografią w
ręku. Jednak nie wpatruję się w nią, tylko w pustą przestrzeń. Ściskam ją
mocno, niemalże prawie ją niszcząc. A co ona przedstawia? Szczęśliwą rodzinę…
do pewnego czasu. Do śmierci Chuck’a.
Nadal, gdy wstaję rano, podchodzę do
okna i modlę się za niego, a teraz i również za Bill’a. Za ich obydwu. Bo
kocham ich całym swoim sercem i nigdy nie przestanę, nie potrafiłabym nawet
tego uczynić, więc nie ma o czym mówić.
Po prostu nie mogę nawet spojrzeć na
zdjęcie. To za bardzo boli; te uczucie, że ich już nie ma i nigdy już nie
będzie. Nawet nie wiem jak dałam sobie radę do tej pory. Tak naprawdę przy
życiu trzyma mnie jeszcze mama. To ona w jakiś sposób sprawia, że moje życie
nabiera jakich takich barw. A, zapomniałabym. Jest jeszcze Summer. To ona również
nie daje mi możliwości, bym popełniła samobójstwo. Oczywiście, żadna z nich o
tym nie wie. Co to, to nie. Od razu wysłałyby mnie do psychologa. A przecież go
nie potrzebuję, chyba.
Nie odwalam niczego, co sprawiłoby, że
mogłabym zrobić komuś krzywdę albo to, że się na przykład tnę. Aż tak
zdesperowana to ja nie jestem. Może tak wyglądam, ale tak szczerze mówiąc, to
na samym początku było najgorzej, jak przeważnie bywa. Jednak zdałam sobie
sprawę, iż nadal żyję i przede mną jeszcze sporo przygód.
Wstaję, a następnie odkładam
fotografię do szuflady. Odchodzę i zmierzam w stronę garderoby. Ściągam piżamę,
ubieram bieliznę i wybieram spomiędzy wieszaków luźny czarny t-shirt i krótkie szorty.
Zakładam wszystko, wychodzę z pokoju i schodzę po schodach. Idę do kuchni. Mój
brzuch dał już znać o sobie. Podchodzę do lodówki, otwieram ją i wyciągam
jogurt. Od jakiegoś czasu tylko na nim przeważnie się odżywiam, a co za tym
idzie – bardzo schudłam. Jednak jakiś problem mam, z którym nie potrafię się
zmierzyć, czy poradzić. A może go bagatelizuję i próbuję nie zwracać na niego
uwagi? Czy to może jest coś, czego do tej pory nie byłam świadoma i nadal nie
jestem? Sama nie wiem. Wszystko co się teraz wokół mnie dzieje jest dziwne. A
może tak mi się po prostu wydaje? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Jest ich
coraz więcej, a ja nawet nie staram się szukać odpowiedzi na nie, mam to
szczere głęboko w moim poważaniu.
Odnowiłam kontakt z Summer. Znaczy
się, tak do końca to go nie odnowiłam, tylko chodzi mi o to, że już z nią
normalnie rozmawiam. A z Justin’em to jest skomplikowana sprawa. Od czasu
wycieczki nie mogliśmy ze sobą porozmawiać. Może to przez akcję, gdy chciał się
kochać z S, a ja im przeszkodziłam i powiedziałam o kilka słów za dużo? Nie, to
chyba nie to. A może… Mniejsza o to. Jakoś nie zależy mi bardzo na tym byśmy
byli kumplami. Po prostu on i ja jesteśmy przeciwieństwami, ale takimi, które
na serio się wzajemnie odpychają. Tylko, że przeciwieństwa podobno się
przyciągają. Jeżeli chodzi o nas w tej sprawie, to… nie wiem.
Znowu.
Znowu nie wiem.
To staje się już bardzo dziwne. Nie
funkcjonuję normalnie. A na początku pisałam, że jest już normalnie. Chyba
jednak tak nie jest. Albo po prostu odnosi się to tylko do mojego toku
myślenia. Tak, racze tak.
Przyznałam mamie rację, kiedy to
wygarnęła mi w dzień pogrzebu. Przeprosiłam ją za swoje zachowanie i
powiedziałam, że więcej tak nie będę robiła.
Teraz wracam z powrotem na górę. Za
oknem słońce mocno świeci, więc postanawiam ubrać strój kąpielowy (właśnie to
robię) i schodzę na dół kierując się na taras. Wychodzę, a ciepłe powietrze
niemal od razu delikatnie omiata całą moją postać.
- Dorothy! – krzyczę, a gdy słyszę
„tak panienko”, odpowiadam – Przynieś mi ręcznik, obojętnie jaki i jak możesz
to jeszcze wodę cytrynową z lodem. – i idę dalej.
Staję przed basenem i zrzucam japonki.
Stopą sprawdzam jaka jest woda, a następnie wskakuję i po chwili wynurzam się.
- Jest idealnie ciepła. – chichotam i
zaczynam pływać.
Po jakiejś godzinie wychodzę i
wycieram się ręcznikiem. Siadam na leżak, raczej kładę się i zaczynam opalać.
Mamy nie ma w domu całymi dniami. Od
śmierci taty przejęła firmę i stara się jak najlepiej ją zarządzać. Czasami,
gdy wraca jest bardzo zdenerwowana, wtedy unikam jej jak ognia. Nie chce
denerwować jej jeszcze bardziej.
A kiedy patrzę na jej twarz… to jakiś
niewidzialny miecz przeszywa moje serce. Cierpię jak widzę mamę w takim stanie.
Czasami zaszywam się w garderobie i płaczę jak małe dziecko do poduszki. Nie
radzę sobie z moimi emocjami. Nie potrafię już ich kontrolować. Mogę wybuchnąć
płaczem nawet wtedy, gdy zobaczę kota. Dziwne, prawda? Dla mnie to stało się
już normalne. Jednak mam nadzieję, iż szybko się to skończy, ponieważ nie chcę
dłużej tak cierpieć.(…)
Wstaję z leżaka po ponad półtora
godzinie. Stanowczo za długo jak na pierwszy dzień opalania. Kładę się na
brzuchu kiedy jeszcze tak nie piecze, odgarniam włosy na bok i rozpinam górę
stroju. Teraz czas by opalić plecy.(…)
- Dor, co dziś na obiad? – pytam a
jednocześnie siadam na stołku barowym i opieram głowę na dłoniach.
- Spaghetti, może być? – odpowiada
nawet na mnie nie patrząc.
- Mmmm… jak najbardziej. Dawno nie
jadłam.
- Megan wraca dzisiaj szybciej.
- Słucham? – prawie krztuszę się
własną śliną. – Jak to? O której? – energicznie wstaję i opieram się o blat.
- Zaraz powinna być. Tak czy owak na
obiedzie będzie. – kobieta uśmiecha się.
- Nie wierzę. To ja, ee, będę u
siebie. Nie chcę się jej narażać. – odwracam się i mam już zamiar opuścić
kuchnię, gdy nagle wpadam na Megan. – Ymm, cześć mamuś. I pa. – omijam ją i
biegiem puszczam się w stronę schodów. Nawet nie zwracam uwagi na to, czy mnie
woła, czy coś do mnie krzyczy.
Zamykam drzwi i opieram się o nie.
Biorę głęboki wdech i ruszam do biurka. Siadam na obrotowym fotelu ze skóry i
włączam laptopa. Przeglądam strony plotkarskie, śmieję się z niektórych gwiazd,
a następnie loguję się na Twitter’a, tam dodaję kilka wpisów, chwilę piszę z
dziewczynami ze Stanów, wylogowuję się i włączam Winamp’a. Słuchając piosenek
potrafię się zrelaksować. Tak było i w tym przypadku.
Po chwili jednak spokój jaki panował w
moim pokoju, zostaje przerwany. Ktoś puka do drzwi.
- Proszę. – odzywam się przyciszając
muzykę.
- Cześć. – nagle słyszę nad uchem.
- S! wariacie! Nie krzycz mi nad
uchem, bo ogłuchnę! – śmieję się i wstaję. Przytulam dziewczynę i ponownie
siadam. – Czemu nie pisałaś, że przyjdziesz?
- Chciałam zrobić ci niespodziankę. –
odpowiada kładąc się na brzuchu na łóżku i wpatrując we mnie. Uśmiecham się. –
Widziałam twoją mamę.
- Wróciła dzisiaj szybciej z pracy.
- Czemu z nią nie siedzisz?
- Nie chcę się jej narażać. –
odpowiadam spuszczając głowę.
- Ale czym niby? Przecież nic nie
zrobiłaś.
- Tym, że jestem.
- Słucham?! Idiotko! Co ty wygadujesz?
– Sam podrywa się i wstaje. Podchodzi do mnie i kładzie dłonie na moich
ramionach – Jak możesz tak mówić… zwariowałaś już do reszty. – kręci głową z
dezaprobatą i wpatruje się we mnie z grymasem na twarzy – Ann, martwię się o
ciebie. Wiem! – podrywa się – Mam pomysł. Dzisiaj jest impreza. Idziemy na nią.
- Ale mam żałobę. – odpowiadam ze
smutkiem.
- Na jedną możesz pójść. Nic się nie
stanie. – uśmiecha się.
- A ty gdzie teraz idziesz? – pytam
wstając i podchodząc do niej.
- Załatwić kilka spraw.
- Mogę ci pomóc.
- Nie, nie trzeba. To nic wielkiego,
dam sobie rada sama. – całuje mnie w policzek i odchodzi.
- Coś mi tu śmierdzi. – mówię pod
nosem i szukam okiem Lovely.
Suczka śpi skulona na swoim posłaniu.
Podchodzę do niej i głaszczę tak, by jej nie obudzić.
Pomimo tego, że na zewnątrz słońce
świeci niemiłosiernie, u mnie w pokoju panuje lekki mrok. Czasami przechodzą
mnie ciarki, a najbardziej wieczorem, w zimie… dlatego jak najszybciej muszę
przemalować ściany. Tylko na jaki kolor? Tym zajmę się później.
Odchodzę od Lovely i udaję się do
garderoby. Sokoro jest impreza to trzeba jakoś znośnie wyglądać. Oglądam
sukienki, dokładnie, jedna po drugiej i jak zwykle nie mogę zdecydować się,
którą wybrać. Jednak jedna podoba mi się i jest odpowiednia. Do kolan, zwiewna,
w odcieniach szarości z falbankami na całej długości.
Opuszczam garderobę i udaję się w
stronę schodów. Schodzę po nich, a następnie udaję się do kuchni. Jestem w niej
sama, co jest mi na rękę. Wyciągam talerz, nakładam tak długo oczekiwanego
obiadu. Kładę talerz na blacie, siadam i powoli wcinam posiłek.
Po zjedzeniu wkładam brudne naczynie
do zmywarki, sięgam po szklankę, nalewam soku i piję go duszkiem. Nalewam
jeszcze raz, wkładam do lodówki karton i wracam do pokoju. Tam piszę sms-a do
Summer, o której zaczyna się impreza. Nie zdążam odłożyć telefonu na półkę, a
już dostaję odpowiedź:
„ O 8 kochana ;* ”
No
to mam jeszcze trzy godziny.
Kładę się na łóżku i tępo wpatruję w
sufit. Tak mija mi godzina. W końcu postanawiam wstać i powoli zacząć szykować
się. Najpierw biorę kąpiel z dużą ilością piany – to zajmuje mi jakieś
czterdzieści pięć minut, następnie suszę włosy, robię makijaż – nie delikatny,
ale też nie bardzo wyzywający. Kolejne piętnaście minut. Ubieram sukienkę i
patrzę na zegarek. Jeszcze została prawie godzina.
Schodzę na dół powiadomić o wszystkim
mamę, a ona, jakby czytała mi w myślach i odzywa się pierwsza:
- Już gotowa? Nie za szybko? – obraca
głowę i uśmiecha się do mnie tak, jak lubię najbardziej.
- Noo, tak wyszło. A tak poza tym, to
skąd wiesz, że idę na imprezę? Właśnie miałam ci powiedzieć. – siadam
naprzeciwko niej i intensywnie wpatruję się w twarz Megan.
- Usłyszałam jak Summer mówiła.
- Podsłuchiwałaś? – pytam podejrzliwe.
- Nie, nie podsłuchiwałam. Było was
słychać aż w salonie. Baw się dobrze. – kobieta śmiejąc się, odchodzi.
- Teraz pozostało mi tylko czekać. –
zakładam ręce na piersiach i czekam na moją „limuzynę”(…)
__________________________________________________________________
Kurcze, postanowiłam pisać w pierwszej
osobie. A ten rozdział jest pisany jeszcze inaczej. Pozostałe będą już pisane
normalnie. nie wiem w sumie dlaczego tak to napisałam. Mam nadzieję, że się
podoba. Akcja zacznie się już niebawem… więc czekajcie cierpliwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz