niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 1


                Rzeczywiście, od kilku dni jestem już normalna. Nie żebym zgłupiała czy coś, tylko po prostu nie siedzę całymi dniami w swoim pokoju i nie opłakuję Jego jak to robiłam jeszcze przed tygodniem.
Tak, pogodziłam się ze śmiercią taty. Bo wiem, że wylane łzy nie przywrócą Go do życia. Chociaż, nie… nic tego nie zmieni.
Jedyne czego teraz pragnę, to to, bym Go ujrzała we śnie. By tam, na jawie, przytulił mnie i wyszeptał jak bardzo wciąż mnie kocha, pomimo jego pozaziemskiego życia.
Siedzę teraz na łóżku z fotografią w ręku. Jednak nie wpatruję się w nią, tylko w pustą przestrzeń. Ściskam ją mocno, niemalże prawie ją niszcząc. A co ona przedstawia? Szczęśliwą rodzinę… do pewnego czasu. Do śmierci Chuck’a.
Nadal, gdy wstaję rano, podchodzę do okna i modlę się za niego, a teraz i również za Bill’a. Za ich obydwu. Bo kocham ich całym swoim sercem i nigdy nie przestanę, nie potrafiłabym nawet tego uczynić, więc nie ma o czym mówić.
Po prostu nie mogę nawet spojrzeć na zdjęcie. To za bardzo boli; te uczucie, że ich już nie ma i nigdy już nie będzie. Nawet nie wiem jak dałam sobie radę do tej pory. Tak naprawdę przy życiu trzyma mnie jeszcze mama. To ona w jakiś sposób sprawia, że moje życie nabiera jakich takich barw. A, zapomniałabym. Jest jeszcze Summer. To ona również nie daje mi możliwości, bym popełniła samobójstwo. Oczywiście, żadna z nich o tym nie wie. Co to, to nie. Od razu wysłałyby mnie do psychologa. A przecież go nie potrzebuję, chyba.
Nie odwalam niczego, co sprawiłoby, że mogłabym zrobić komuś krzywdę albo to, że się na przykład tnę. Aż tak zdesperowana to ja nie jestem. Może tak wyglądam, ale tak szczerze mówiąc, to na samym początku było najgorzej, jak przeważnie bywa. Jednak zdałam sobie sprawę, iż nadal żyję i przede mną jeszcze sporo przygód.
Wstaję, a następnie odkładam fotografię do szuflady. Odchodzę i zmierzam w stronę garderoby. Ściągam piżamę, ubieram bieliznę i wybieram spomiędzy wieszaków luźny czarny t-shirt i krótkie szorty. Zakładam wszystko, wychodzę z pokoju i schodzę po schodach. Idę do kuchni. Mój brzuch dał już znać o sobie. Podchodzę do lodówki, otwieram ją i wyciągam jogurt. Od jakiegoś czasu tylko na nim przeważnie się odżywiam, a co za tym idzie – bardzo schudłam. Jednak jakiś problem mam, z którym nie potrafię się zmierzyć, czy poradzić. A może go bagatelizuję i próbuję nie zwracać na niego uwagi? Czy to może jest coś, czego do tej pory nie byłam świadoma i nadal nie jestem? Sama nie wiem. Wszystko co się teraz wokół mnie dzieje jest dziwne. A może tak mi się po prostu wydaje? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Jest ich coraz więcej, a ja nawet nie staram się szukać odpowiedzi na nie, mam to szczere głęboko w moim poważaniu. 
Odnowiłam kontakt z Summer. Znaczy się, tak do końca to go nie odnowiłam, tylko chodzi mi o to, że już z nią normalnie rozmawiam. A z Justin’em to jest skomplikowana sprawa. Od czasu wycieczki nie mogliśmy ze sobą porozmawiać. Może to przez akcję, gdy chciał się kochać z S, a ja im przeszkodziłam i powiedziałam o kilka słów za dużo? Nie, to chyba nie to. A może… Mniejsza o to. Jakoś nie zależy mi bardzo na tym byśmy byli kumplami. Po prostu on i ja jesteśmy przeciwieństwami, ale takimi, które na serio się wzajemnie odpychają. Tylko, że przeciwieństwa podobno się przyciągają. Jeżeli chodzi o nas w tej sprawie, to… nie wiem.
Znowu.
Znowu nie wiem.
To staje się już bardzo dziwne. Nie funkcjonuję normalnie. A na początku pisałam, że jest już normalnie. Chyba jednak tak nie jest. Albo po prostu odnosi się to tylko do mojego toku myślenia. Tak, racze tak.

Przyznałam mamie rację, kiedy to wygarnęła mi w dzień pogrzebu. Przeprosiłam ją za swoje zachowanie i powiedziałam, że więcej tak nie będę robiła.

Teraz wracam z powrotem na górę. Za oknem słońce mocno świeci, więc postanawiam ubrać strój kąpielowy (właśnie to robię) i schodzę na dół kierując się na taras. Wychodzę, a ciepłe powietrze niemal od razu delikatnie omiata całą moją postać.
- Dorothy! – krzyczę, a gdy słyszę „tak panienko”, odpowiadam – Przynieś mi ręcznik, obojętnie jaki i jak możesz to jeszcze wodę cytrynową z lodem. – i idę dalej.
Staję przed basenem i zrzucam japonki. Stopą sprawdzam jaka jest woda, a następnie wskakuję i po chwili wynurzam się.
- Jest idealnie ciepła. – chichotam i zaczynam pływać.
Po jakiejś godzinie wychodzę i wycieram się ręcznikiem. Siadam na leżak, raczej kładę się i zaczynam opalać.
Mamy nie ma w domu całymi dniami. Od śmierci taty przejęła firmę i stara się jak najlepiej ją zarządzać. Czasami, gdy wraca jest bardzo zdenerwowana, wtedy unikam jej jak ognia. Nie chce denerwować jej jeszcze bardziej.
A kiedy patrzę na jej twarz… to jakiś niewidzialny miecz przeszywa moje serce. Cierpię jak widzę mamę w takim stanie. Czasami zaszywam się w garderobie i płaczę jak małe dziecko do poduszki. Nie radzę sobie z moimi emocjami. Nie potrafię już ich kontrolować. Mogę wybuchnąć płaczem nawet wtedy, gdy zobaczę kota. Dziwne, prawda? Dla mnie to stało się już normalne. Jednak mam nadzieję, iż szybko się to skończy, ponieważ nie chcę dłużej tak cierpieć.(…)
  
Wstaję z leżaka po ponad półtora godzinie. Stanowczo za długo jak na pierwszy dzień opalania. Kładę się na brzuchu kiedy jeszcze tak nie piecze, odgarniam włosy na bok i rozpinam górę stroju. Teraz czas by opalić plecy.(…)


- Dor, co dziś na obiad? – pytam a jednocześnie siadam na stołku barowym i opieram głowę na dłoniach.
- Spaghetti, może być? – odpowiada nawet na mnie nie patrząc.
- Mmmm… jak najbardziej. Dawno nie jadłam.
- Megan wraca dzisiaj szybciej.
- Słucham? – prawie krztuszę się własną śliną. – Jak to? O której? – energicznie wstaję i opieram się o blat.
- Zaraz powinna być. Tak czy owak na obiedzie będzie. – kobieta uśmiecha się.
- Nie wierzę. To ja, ee, będę u siebie. Nie chcę się jej narażać. – odwracam się i mam już zamiar opuścić kuchnię, gdy nagle wpadam na Megan. – Ymm, cześć mamuś. I pa. – omijam ją i biegiem puszczam się w stronę schodów. Nawet nie zwracam uwagi na to, czy mnie woła, czy coś do mnie krzyczy.
Zamykam drzwi i opieram się o nie. Biorę głęboki wdech i ruszam do biurka. Siadam na obrotowym fotelu ze skóry i włączam laptopa. Przeglądam strony plotkarskie, śmieję się z niektórych gwiazd, a następnie loguję się na Twitter’a, tam dodaję kilka wpisów, chwilę piszę z dziewczynami ze Stanów, wylogowuję się i włączam Winamp’a. Słuchając piosenek potrafię się zrelaksować. Tak było i w tym przypadku.
Po chwili jednak spokój jaki panował w moim pokoju, zostaje przerwany. Ktoś puka do drzwi.
- Proszę. – odzywam się przyciszając muzykę.
- Cześć. – nagle słyszę nad uchem.
- S! wariacie! Nie krzycz mi nad uchem, bo ogłuchnę! – śmieję się i wstaję. Przytulam dziewczynę i ponownie siadam. – Czemu nie pisałaś, że przyjdziesz?
- Chciałam zrobić ci niespodziankę. – odpowiada kładąc się na brzuchu na łóżku i wpatrując we mnie. Uśmiecham się. – Widziałam twoją mamę.
- Wróciła dzisiaj szybciej z pracy.
- Czemu z nią nie siedzisz?
- Nie chcę się jej narażać. – odpowiadam spuszczając głowę.
- Ale czym niby? Przecież nic nie zrobiłaś.
- Tym, że jestem.
- Słucham?! Idiotko! Co ty wygadujesz? – Sam podrywa się i wstaje. Podchodzi do mnie i kładzie dłonie na moich ramionach – Jak możesz tak mówić… zwariowałaś już do reszty. – kręci głową z dezaprobatą i wpatruje się we mnie z grymasem na twarzy – Ann, martwię się o ciebie. Wiem! – podrywa się – Mam pomysł. Dzisiaj jest impreza. Idziemy na nią.
- Ale mam żałobę. – odpowiadam ze smutkiem.
- Na jedną możesz pójść. Nic się nie stanie. – uśmiecha się.
- A ty gdzie teraz idziesz? – pytam wstając i podchodząc do niej.
- Załatwić kilka spraw.
 - Mogę ci pomóc.
- Nie, nie trzeba. To nic wielkiego, dam sobie rada sama. – całuje mnie w policzek i odchodzi.
- Coś mi tu śmierdzi. – mówię pod nosem i szukam okiem Lovely.
Suczka śpi skulona na swoim posłaniu. Podchodzę do niej i głaszczę tak, by jej nie obudzić.
Pomimo tego, że na zewnątrz słońce świeci niemiłosiernie, u mnie w pokoju panuje lekki mrok. Czasami przechodzą mnie ciarki, a najbardziej wieczorem, w zimie… dlatego jak najszybciej muszę przemalować ściany. Tylko na jaki kolor? Tym zajmę się później.
Odchodzę od Lovely i udaję się do garderoby. Sokoro jest impreza to trzeba jakoś znośnie wyglądać. Oglądam sukienki, dokładnie, jedna po drugiej i jak zwykle nie mogę zdecydować się, którą wybrać. Jednak jedna podoba mi się i jest odpowiednia. Do kolan, zwiewna, w odcieniach szarości z falbankami na całej długości.
Opuszczam garderobę i udaję się w stronę schodów. Schodzę po nich, a następnie udaję się do kuchni. Jestem w niej sama, co jest mi na rękę. Wyciągam talerz, nakładam tak długo oczekiwanego obiadu. Kładę talerz na blacie, siadam i powoli wcinam posiłek.  
Po zjedzeniu wkładam brudne naczynie do zmywarki, sięgam po szklankę, nalewam soku i piję go duszkiem. Nalewam jeszcze raz, wkładam do lodówki karton i wracam do pokoju. Tam piszę sms-a do Summer, o której zaczyna się impreza. Nie zdążam odłożyć telefonu na półkę, a już dostaję odpowiedź:
„ O 8 kochana ;* ”
No to mam jeszcze trzy godziny.
Kładę się na łóżku i tępo wpatruję w sufit. Tak mija mi godzina. W końcu postanawiam wstać i powoli zacząć szykować się. Najpierw biorę kąpiel z dużą ilością piany – to zajmuje mi jakieś czterdzieści pięć minut, następnie suszę włosy, robię makijaż – nie delikatny, ale też nie bardzo wyzywający. Kolejne piętnaście minut. Ubieram sukienkę i patrzę na zegarek. Jeszcze została prawie godzina.
Schodzę na dół powiadomić o wszystkim mamę, a ona, jakby czytała mi w myślach i odzywa się pierwsza:
- Już gotowa? Nie za szybko? – obraca głowę i uśmiecha się do mnie tak, jak lubię najbardziej.
- Noo, tak wyszło. A tak poza tym, to skąd wiesz, że idę na imprezę? Właśnie miałam ci powiedzieć. – siadam naprzeciwko niej i intensywnie wpatruję się w twarz Megan.
- Usłyszałam jak Summer mówiła.
- Podsłuchiwałaś? – pytam podejrzliwe.              
- Nie, nie podsłuchiwałam. Było was słychać aż w salonie. Baw się dobrze. – kobieta śmiejąc się, odchodzi.
- Teraz pozostało mi tylko czekać. – zakładam ręce na piersiach i czekam na moją „limuzynę”(…)




__________________________________________________________________

Kurcze, postanowiłam pisać w pierwszej osobie. A ten rozdział jest pisany jeszcze inaczej. Pozostałe będą już pisane normalnie. nie wiem w sumie dlaczego tak to napisałam. Mam nadzieję, że się podoba. Akcja zacznie się już niebawem… więc czekajcie cierpliwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz