niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 2


                Myślałam, że się nie doczekam! Czas strasznie się dłużył. Jeszcze chwila i bym zwariowała, tak bardzo chciałam już jechać na tę imprezę. Nawet zdawało mi się, że lekko przysnęłam. Gdy w końcu usłyszałam jak ktoś zatrąbił, szybko zerwałam się z fotela i niczym wiat torpeda popędziłam do wyjścia. Nie zdążyłam krzyknąć „wychodzę”, tak byłam podekscytowana. Po drodze jak biegłam o mały włos nie zaliczyłam gleby. Po tym szłam już normalnie, nie ma co się dziwić, do tej pory zastanawiam się jak dałam radę biec w 15 cm szpilkach! Całe szczęście, że schowałam do torebki balerinki. Po którejś z imprez wracałam boso, bo moje stopy odmawiały posłuszeństwa i nie chciały dalej mnie prowadzić. Od tamtej pory nosze zapasowe buty.
                - Myślałam, że już się nie doczekam! – zaśmiałam się do Summer.
                - Ann, niecierpliwa jesteś. – dziewczyna zrobiła to samo co ja. – Poznaj Ryan’a i Chris’a.
                Podałam chłopakom dłoń, którą po kolei uścisnęli.
                - Justin’a już znasz.
                - Justin?! – spytałam zszokowana. – Wow, wcześniej ciebie nie zauważyłam.
                - Aż tak mały jestem? Czy niewidzialny? – zaśmiał się i odpalił samochód.
                - Nie, nie. – zaprzeczyłam i ponownie się zaśmiałam. – Sama nie wiem. Chyba tak po prostu nie zwróciłam uwagi. – uśmiechnęłam się przepraszająco. Resztę drogi żadne z nas nie odezwał się słowem.

                Zaparkowaliśmy przed wielkim, ba, ogromnym domem. Tak na dobrą sprawę do tej pory nie wiem do kogo wybrałam się na imprezę. Lepiej żeby był to ktoś znajomy, bo w innym przypadku ja dziękuję za bawienie się u nieznajomego, a co za tym idzie – masa obcych twarzy. Jeśli tak będzie, to już wolałabym pójść do klubu. Ale mniejsza o to.
                - U kogo ta impreza? – zapytałam stojącego obok mnie Ryan’a.
                - U mnie. – spojrzałam na niego, a jego mimika twarzy mówiła sama przez siebie – jest dumny, że zorganizował taką  balangę.
                - Wow, zaimponowałeś mi. – szturchnęłam go łokciem w bok i ruszyłam do głównego wejścia.
                Dziwi mnie fakt, że zostawił dom, w którym była już spora grupa osób, i przyjechał po mnie.  Przecież pod jego nieobecność nastolatki mogły coś zrobić niechcianego w takiej chacie. Sami rozumiecie o czym mówię. Ale tak – jego dom, jego sprawa, ja przyjechałam poszaleć.
               
                Podeszłam do blatu, który dzisiaj robił za mini barek. Przeglądnęłam co mają dobrego i zdecydowałam się na whisky – Ballantines’a z colą i lodem. Uwielbiam tego drinka. Jak się również okazało, osoba, która mi go podawała, okazała się być przystojnym brunetem o zniewalającym spojrzeniu i uśmiechu.
                - Jestem Annie, ale wolę jak mówią mi Ann. A ty? – zapytałam.
                - Daniel. Miło mi cie poznać.
                - Mi również. – uśmiechnęłam się uwodzicielsko. Chyba podziałało. – Jesteś znajomym Ryan’a?
                - Można tak powiedzieć. A ty? – chwycił kolejną szklankę i zaczął ją wycierać.
                - Poznałam go jakieś dziesięć minut temu. Ale znam jego kumpla – Justin’a.
                - Aaa, chyba że tak. Inaczej nie wiem  czy dałaby radę wejść.
                - To nie wystarczy, że znam osobę, która go zna? – pociągnęłam przez rurkę kolejną dawkę alkoholu.
                - Nie wystarczy. – zaśmiał się – Żartuję.
                - Ha ha. Bardzo śmieszne. – wypiłam do końca drinka i odeszłam w stronę salonu. Coś czuję, że nie raz jeszcze tego wieczoru porozmawiam sobie z Danielem.

                 
                Usiadłam na kanapie i rozglądałam się po zapełnionym przez nastolatków salonie. Większość osób tańczyła, nieliczni podpierali ściany sącząc przy tym jakiś napój, pewnie alkoholowy. Oprócz mnie na kanapie siedziały jeszcze dwie dziewczyny zawzięcie rozmawiające ze sobą. Postanowiłam im nie przeszkadzać i obróciłam się tyłem do nich.
                Rozejrzę się trochę po domu. W końcu jestem tutaj pierwszy raz, a Ryan chyba się nie obrazi jak trochę połażę, pomyślałam i wstałam. Przeszłam przez salon, ledwo taki był ścisk, i skierowałam się na schody. Szybko po nich weszłam, nie chciałam by ktokolwiek mnie zobaczył. Gdy znalazłam się na górze, spojrzałam w prawo, potem w lewo i ruszyłam.
                Przechodząc obok jednych drzwi, spostrzegłam, że są uchylone, więc podeszłam do nich i lekko je pchnęłam. Od razu można domyślić się co ujrzałam – wielkie łóżko, a na nim obściskującą się parę, jeszcze. Szybko się wycofałam i przymknęłam drzwi. Chciałam już odejść, ale coś mnie ruszyło i uchyliłam je ponownie. Chłopak był już w całkowicie innej pozycji, niż minutę temu – leżał na dziewczynie, a one cicho śmiała się. Nie widziałam kto to jest, ale powoli zaczęłam się domyślać, że to Justin i Summer. Spuściłam na chwilę wzrok, a gdy ponownie spojrzałam na parę, byli już w samej bieliźnie. Szybcy są, pomyślałam. Więcej nie chciałam już nic widzieć, tyle wrażeń jak na jeden wieczór mi wystarczy. Obróciłam się i wpadłam na kogoś. Ten ktoś szybko zatkał mi usta bym nie krzyczała lub piszczała. Serce strasznie mi waliło, myślałam, że za chwilę wyskoczy mi z piersi. Spojrzałam na twarz tego kogoś i kogo ujrzałam? Nie kogo innego jak Justin’a.
                - Ładnie tak podglądywać? – zapytał uśmiechając się przy tym wrednie.
                - Nie, ale myślałam, że to ty i …
                - To źle myślałaś. Chodź. – nie zdążyłam nawet zaprzeczyć, a on złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.    
                Po kolei sprawdzał czy pokoje są otwarte. Zaczęłam się go bać, ponieważ wyczułam od niego alkohol, a to niczego dobrego nie wróży.
                Za piątym razem udało mu się otworzyć drzwi. Weszliśmy do środka, w którym panowała egipska ciemność. Kompletnie nic nie widziałam. Justin dopiero po chwili znalazł włącznik światła. Od razu zrobiło się lepiej. Rozejrzałam się po dość dużym pokoju i nie mogłam wyjść z podziwu.
                - To pokój jego starych. – oznajmił chłopak i zakluczył drzwi.
                - Po co to zrobiłeś? – spytałam wskazując drzwi.
                - Żeby nikt nam nie przeszkadzał. Wiesz jacy są pijani ludzi. – pokręcił głową i przeszedł przez pokój. Usiadł na łóżku. – Chodź koło mnie. – poklepał miejsce koło siebie. W pierwszej chwili zawahałam się co mam zrobić – czy uciekać czy zostać. Wybrałam drugą opcję.
                - Gdy weszłam od razu uciekliście mi gdzieś. Myślałam, że zapoznacie mnie z kilkoma osobami, a tu nic. Zostałam sama.
                - Sorry, S mnie pociągnęła na parkiet. A później to już ciebie nie było widać. Co właściwie robiłaś na górze?
                - Chciałam się trochę rozejrzeć. – poprawiłam się i usiadłam trochę bliżej brzegu łóżka.
                - A to drugie?
                - Jakie drugie? – zapytałam chociaż doskonale wiedziałam o co mu chodzi.
                - To, na czym cie przyłapałem.
                - Miałam już odejść. Już ci przecież powiedziałam, myślałam, że to wy. – spuściłam głowę, bo czułam jak moje policzki robią się czerwone.
                - Po tamtej akcji na wycieczce do niczego między nami nie doszło. Masz świadomość, że to twoja wina? – chłopak niebezpiecznie przybliżył swoją twarz do mojej.
                - Tak, mam. Ale ja się o nią martwię… - ledwie wydukałam.
                Poczułam jak jego oddech delikatnie omiata moja szyję. Mimowolnie po ciele przeszły mnie przyjemne dreszcze. Nie umkło to uwadze Bieber’a.
                - Podoba ci się? – wymruczał do mojego ucha.
                Pokiwałam twierdząco głową, bo nie byłam w stanie powiedzieć prostego „tak”. Przerażona tym, co może stać się za chwilę, spojrzałam na niego, a raczej w jego czekoladowe tęczówki, które hipnotyzowały pewnie każdego. Wydawało mi się nawet, iż znalazłam się w fabryce czekolady, co niemal natychmiast spowodowało, że nabrałam ochoty na coś słodkiego.
                - Mogę cie pocałować? – spytał szeptem.
                - Nie. – wydukałam.
                - Dlaczego? – wyglądał na rozczarowanego. I rzeczywiście taki był.
                - Masz dziewczynę, a ona jest moją najlepszą przyjaciółką.
                - Jeden pocałunek nic nie zmieni. Nic się nie stanie, przecież wiesz. Już raz posmakowałem twoich ust, pamiętasz?
                I jak za dotknięciem magicznej różdżki przed moimi oczyma pojawiła się tamta chwila. Pragnęłam tego, znowu, ale wiedziałam, że nie mogę, po prostu nie mogę.
                Wyswobodziłam się z objęcia chłopaka i wstałam. Podeszłam do drzwi i chciałam je otworzyć, lecz się powstrzymałam. Justin cały czas mnie obserwował, nic nie mówił, nawet się nie ruszał. 
                Szybkim krokiem wróciłam do niego i niemalże drapieżnie wpiłam się w jego malinowe usta.
                O tak, jednak uległam. I bardzo mi się to podobało. Jesteśmy sami, więc będziemy wiedzieć o tym TYLKO my. No chyba, że któreś z nas komuś powie. Jednak tym kimś na pewno nie będę ja.
                Oderwałam się od ust chłopaka i spojrzałam mu w oczy. Przepełnione były pożądaniem. Przegryzłam dolną wargę i uśmiechnęłam się.
                - Hm, jednak się skusiłaś. – odpowiedział mi tym samym.
                - Nie mogłam się powstrzymać. Doskonale o tym wiedziałeś, że ci ulęgnę. – wplotłam lewą dłoń w jego niesfornie ułożone włosy. – Jak i każda inna… - dodałam ciszej.
                - Ej, co jest? – wpatrywałam się w jego włosy, czasami bawiąc się kosmykami.
                - Słucham? Mówiłeś coś? – spytałam udając, że nie słyszałam jego pytania.
                - Tak, pytałem co jest. – położył dłonie na mojej talii i przysunął mnie do siebie.
                - Nic mi nie jest. Po prostu wyłączyłam się na chwilę, a gdy to robie, czasami mam smutną minę lub jakąś dziwną. – uśmiechnęłam się najlepiej jak tylko potrafiłam chcąc by uwierzył w to, co powiedziałam przed chwilą. – Mam nadzieję, że pozostanie to między nami.
                - Jasne.
                Usiadłam na Justin’a okrakiem wplatając drugą dłoń we włosy; Bieber nadal trzymał ręce na mojej talii, które po chwili przeniósł gdzie indziej. Jedną wodził po plecach, a drugą, podobnie jak ja, wplótł w moje włosy.
                Spojrzałam na jego twarz, z której nie schodził uśmiech. Pieprzyk w okolicy ust dodawał mu zajebistości, której i tak miał już sporo. Pocałowałam Justin’a w kącik ust, a następnie ugryzłam delikatnie w dolną wargę. Cicho jęknął, chyba mu się spodobało, pomyślałam. Zrobiłam to ponownie, lecz od razu po tym włożyłam mu język do buzi. Oczywiście bez przesady. „Odkleiłam” się od niego, a następnie pchnęłam. Zapomniałam, że mnie trzymał, w skutek czego również i ja poleciałam. Leżałam na nim błądząc dłonią przez koszulkę po jego klatce piersiowej. Miałam straszną ochotę ściągnąć ją, ale jakaś siła powstrzymywała mnie przed zrobieniem tego. Chciałam zobaczyć co ukrywa pod koszulką. Aż zaczęłam sobie nawet wyobrażać. Ale szybko powróciłam do rzeczywistości. Jego głos właśnie sprowadził mnie na ziemię… 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz