niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 6


         - No wiesz, Anastazjo… - wymruczałem dziewczynie do ucha. - … może byśmy zatańczyli tak jeszcze raz? – spojrzałem głęboko w oczy dziewczyny. Uśmiechnąłem się seksownie, a następnie delikatnie przejechałem dłonią po jej policzku wywołując gęsią skórkę. Uwielbiam, gdy tak działam na dziewczyny.
- No nie wiem, muszę zaraz iść. – ujęła moją dłoń.
- Cii, nic nie musisz, kochanie. – pocałowałem Anastazję (ona ma tak naprawdę na imię?) w policzek.
                Dziewczyna zachichotała. Ruszyliśmy na parkiet gdzie było więcej miejsca niż wcześniej. Tańczyliśmy tylko w sobie znanym rytmie. Ona – cały czas mnie obejmowała; ja – trzymałem ręce na jej biodrach. Fakt, z prawą dłonią było mi ciężko, wciąż mnie bolała, ale Anastazja wszystko rekompensowała. Jest śliczna. I to bardzo. Jej zielone oczy niemalże przyciągają; tak samo jak moje. Już wiem jak inne dziewczyny reagują, gdy tylko na nie spojrzę. To jest po prostu magia, której nie można wyjaśnić. Owszem, próbować można, ale wszystko będzie na nic. Tego się nie da zdefiniować. (…)


***


                - Matko, Justin, jak ty wyglądasz! – Pattie położyła dłonie na moich ramionach i lekko mną potrząsała.
- Mamo, byłem na imprezie z… - zawahałem się czy mam powiedzieć, że z Nią. - … z Annie.
- Uff, ulżyło mi trochę. Ale poczekaj. – spojrzała na mnie badawczo. – Czy wy czasem dalej się nie lubicie? – strzepnąłem jej dłonie i ominąłem ją.
- Tak, znaczy się nie. Może ujmę to tak – na razie poznajemy się. To bardzo powolny etap zważywszy na to, że teraz nie widujemy się za często.
                Nie okłamałem jej. Po części mówiłem prawdę z tym poznawaniem się. Lubię Ann, od początku ją lubiłem, ale tłumiłem to w sobie. Teraz chcę ją poznać bliżej. Bardzo blisko. A ten ostatni pocałunek… Mmm… To było coś niesamowitego.
- Justin, Justin… - usłyszałem głos mamy. – Mówię do ciebie jak do ściany. – pokiwała z dezaprobatą głową. – Kładź się spać. Jutro porozmawiamy o twoim dzisiejszym powrocie. – pogroziła mi palcem i odeszła. Jak zwykle zresztą.
- Dobranoc mamo. – wymamrotałem pod nosem. Szedłem po schodach lekko chwiejnym krokiem. Dobra, trochę przesadziłem z alkoholem, ale czasami mogę prawda?
                Gdy poczułem, że za bardzo nie trzymam pionu na schodach i wyginam się lekko w tył, od razu złapałem się za poręcz i z uporem wszedłem na górę. Opierając się o ściany, w końcu doszedłem do pokoju. Zamknąłem drzwi, rozebrałem się do bokserek ubrania rzucając gdzie tylko się da, dowlokłem się do łóżka i ciężko na nie opadłem. Sen od razu mnie zmorzył. (…)

                Kolejna impreza zaliczona. Powinienem przestać tak balować, ale co na to mogę poradzić, skoro to lubię, nawet gdy mam złamaną rękę nie mogę odpuścić. I tak będę musiał przestać, bo zbliża się trasa koncertowa. W końcu! Już nie mogę się doczekać! Tłumy piszczących fanek, które non stop wykrzykują twoje imię. Uczucie, które temu towarzyszy, gdy to słyszysz, jest nie do opisania. Rozpiera mnie ono od środka, czuję się spełniony. Kocham to robić. Kocham śpiewać i sprawiać, że na milionach twarzy gości uśmiech. Oraz wiem to, iż wśród nich jest ta jedna jedyna, której wciąż szukam. Sam nią nie jest. Jestem tego pewien…
                Wygramoliłem się z łóżka. Słońce świeci cholernie mocno, przez co w pokoju miałem niesamowity zaduch. Podszedłem do drzwi balkonowych z zamiarem otworzenia ich. Gdy złapałem za klamkę, momentalnie zamurowało mnie. Na chodniku, przed moim domem, stała Summer! Nie zareagowałbym tak, gdyby była sama. Ale ona stała tam z kimś, dokładniej z chłopakiem. No dobra, to też bym jakoś przełknął (w sumie to nawet wszystko, gdyż nie czułem do niej czegoś poważnego; była piękna i tyle), ale ona całowała się! Na początku poczułem lekkie ukłucie w sercu, lecz ono jak szybko się pojawiło, tak szybko minęło. Spojrzałem jeszcze raz na chodnik, następnie podrapałem się po głowie i w końcu otworzyłem drzwi. Wyszedłem na balkon napawać się świeżym powietrzem. Promienie słońca za bardzo mnie oślepiały, więc wróciłem z powrotem do pokoju. Zaścieliłem łóżko, wziąłem czyste bokserki, czerwony T-shirt oraz krótki szare dżinsowe spodenki i udałem się do łazienki. Odkręciłem kurek z czerwonym znaczkiem. Woda była trochę za gorąca, więc odkręciłem drugi, z niebieską otoczką. Wziąłem szybki orzeźwiający prysznic uważając oczywiście na rękę w gipsie. Cholernie to utrudnia codzienne czynności! Z kabiny wyszedłem owinięty ręcznikiem. Z moich włosów lekko skapywała woda. Podszedłem do lustra i spojrzałem w nie. Trochę się przestraszyłem swojego odbicia. Stanowczo wczoraj przesadziłem z piciem. Dzisiaj wyglądam okropnie. Lekko podkrążone oczy i popękane żyłki w oczach. I czuję się nie za dobrze.
                Sięgnąłem po inny ręcznik. Wysuszyłem nim włosy, a następnie ułożyłem je w artystyczny nieład. Ubrałem się, odwiesiłem ręczniki i opuściłem łazienkę. W pokoju od razu zrobiło się lepiej za sprawą świeżego powietrza. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Usiadłem na krześle i odpaliłem laptopa. Zalogowałem się na Twitter’ze, dodałem kilka tweet’ów, oczywiście fanki powiadomiłem o nowej trasie. A gdy to zrobiłem, dostałem od nich miliony wiadomości. Postarałem się odpowiedzieć chociaż na kilka z nich. Następnie wylogowałem się i posprawdzałem jeszcze strony plotkarskie. Jednak tylko jedna z nich przykuła moją uwagę: na zdjęciu widniałem z Annie. Dziewczyna miała rację. Tyle dobrego, że stała tyłem, więc nie było widać jej twarzy. Przerazi się jak to ujrzy. Nagłówek jak nagłówek, cały czas ta sama śpiewka: „Czy Justin Bieber znalazł sobie nową dziewczynę? Kim ona jest?”. Spuściłem głowę kręcąc nią.
                O mnie i o Summer nigdy nie pisali. Zastanawia mnie to, chociaż… przecież nie pokazywałem się z nią w miejscach publicznych (omijając imprezy u Ryan’a), ale to wciąż jest dla mnie zagadka. Teraz, jak poszedłem na imprezę do Paradise, od razu zrobili zdjęcie. Przecież nie miałem zielonego pojęcia, że Ann może tam być.
Właśnie, dlaczego tam była? Przecież gdybym był dziewczyną (dzięki Ci Boże, że nią nie jestem) sam nie wybrałbym się na imprezę. Przecież one nawet same nie chodzą do ubikacji w szkole. Tak nawiasem mówiąc, to po co one chodzą w grupkach? Nie rozumiem tego. No, ale teraz mniejsza o to.
Sięgnąłem po telefon i wystukałem numer do Chris’a. Zapytałem się jego czy ma numer do Annie. Zapisałem go sobie na kartce. Zakończyłem połączenie z Beadles’em i ponownie połączyłem się, tym razem z Annie.
- Tak, słucham? – usłyszałem jej głos po drugiej stronie.
- Cześć, Ann. – podkreśliłem specjalnie imię dziewczyny aby domyśliła się, kim jestem.
- O, witaj Justin. – usłyszałem jak wstała.
- Mam do ciebie pytanie.
- Wal śmiało. – wyobraziłem sobie, że Annie teraz marszczy charakterystycznie nosek podejrzewając coś.
- Masz czas spotkać się za godzinę? – byłem niemalże pewien, że odmówi.
- Jasne. Gdzie mam czekać?
                Zamurowało mnie jak usłyszałem, że się zgodziła. Stałem z otwartą miną dobrą chwilę, dopóki zniecierpliwiona Ann nie dała o sobie znać.
- Halo, ziemia do Justin’a. – zaśmiała się. – Zadałam ci pytanie. Gdzie mam czekać?
- Ee, podjadę po ciebie. Podaj tylko adres. (…)

                Dokładnie, co do minuty, zaparkowałem pod jej domem. Dziewczyna już na mnie czekała przed bramą oparta o nią. Wysiadłem z samochodu i powolnym krokiem zbliżyłem się do niej. Ona nie ruszała się.
- Witaj. – odezwałem się pierwszy.
- Nie będę kryła zdziwienia nie pytając się po co te spotkanie. – wbiła we mnie pytający wzrok.
- Chodź, nie możemy stać pod twoim domem. Już o nas piszą. – wyciągnąłem rękę w stronę Ann.
- Co?! – dziewczyna poderwała się i zaczęła nerwowo chodzić koło mnie. – To niemożliwe. – złapała się za głowę nie przestając chodzić. – Miałam uważać, miałam. – ściszyła głos.
- Wejdźmy może do ciebie. Co ty na to? – spojrzałem na nią wyczekująco. Skinęła głową i ruszyła.
                Po wejściu do pokoju, pierwsze co przykuło moja uwagę, to ściany koloru czarnego. Nie wyobrażałem sobie nigdy wcześniej czegoś takiego. W ogóle jak można spać w takim pomieszczeniu? Czułbym się, przepraszam czuję się okropnie przygnębiony, smutny, samotny(pomimo tego, że Annie jest tutaj). Ale, ale… hm, przecież ona… Bingo! Już wiem dlaczego taki kolor. Przecież straciła dwie najważniejsze osoby w swoim życiu. Tyle że takie pomieszczenie przecież bardziej sprawiało, iż czuła się jeszcze gorzej.
                Naprzeciwko wejścia mieściło się duże okno z widokiem na ogród. Po prawej stronie dwie pary drzwi, jedne pewnie do łazienki a drugie do garderoby. Po lewej stronie stało ogromne łóżko, a na nim mnóstwo poduszek. Od razu skierowałem się aby usiąść na nim, ale Annie złapała mnie za rękę.
- Widać, że na tym zdjęciu ta dziewczyna to ja? – spojrzała na mnie pełna nadziei.
- Stoisz tyłem, więc trudno stwierdzić, iż to ty. Nie masz czym się martwić. – uśmiechnąłem się do niej aby trochę się rozweseliła. Podziałało.
- Uff. – wypuściła powietrze z płuc, które trzymała przez dłuższą chwilę, a ja tego nie zauważyłem. – Jak tylko mi o tym powiedziałeś, spanikowana a zarazem wściekła jak nie wiem co, mogłam, a nawet chciałam rozwalić wszystko co miałam pod rękę. – usiadła na krześle przy biurku, które stało pod obok okna. – I prawie ucierpiał na tym mój telefon. – obróciła się do mnie przodem. – Dlaczego nie siadasz? – poprawiła sobie włosy.
- No wiesz, nie zaproponowałaś, a ja nie chciałem być niegrzeczny. – podszedłem do łóżka i usiadłem na nim. – Wygodne. – zaśmiałem się i położyłem.
- Przepraszam. To ja zachowałam się niegrzecznie. A tak poza tym, nie za wygodnie panie Gwiazdo? – zapytała całkiem poważnie by następnie wybuchnąć śmiechem.
- Mogłoby być lepiej. – usiadłem z powrotem.
- Justin?
- Tak?
- Wyjaśnisz w razie wu tą całą sprawę? Nie chcę by zrobiło się głośno wokół mojej osoby. – Annie spytała nieśmiało wpatrując się we mnie swoimi pięknymi oczyma.
- Jasne, nie masz się o co martwić. – stwierdziłem. – Mam do ciebie jedno pytanie. – skinęła głową bym mówił. – Czy Summer kogoś ma?
                Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Zastanawiała się nad czymś bardzo intensywnie.
- Owszem… - szczęka opadła mi do kolan. Dziewczyna zaśmiała się. – Nie dałeś mi dokończyć, głuptasie. Ma tylko ciebie. – sięgnęła po ołówek leżący na biurku.
- Chyba jednak nie. Dzisiaj rano widziałem ją przed moim domem jak całowała się z kimś. Mogłabyś mi to wytłumaczyć? – oparłem ręce na kolanach, a palce splotłem ze sobą.
- Przecież ci mówię, że nie ma nikogo oprócz ciebie. – uciekła wzrokiem w prawą stronę. Kłamała.
- Powiedz prawdę Annie. Dokładnie wiem, że kłamiesz. Tyle osób przewinęło się przez moje życie, że wiem kiedy ktoś kłamie. – wpatrywałem się w nią dłuższą chwilę, a gdy nie odpowiadała, wstałem i podszedłem do niej. Kucnąłem przed nią i ująłem jej podbródek. – Spójrz na mnie. – zamknęła oczy i pokręciła głową. – Proszę cie, zrób to. – powoli otworzyła je z powrotem i popatrzyła się na mnie. – Tak lepiej. – uśmiechnąłem się delikatnie dalej trzymając jej podbródek. – Dlaczego mi nie powiesz?
- Obiecałam… - powiedziała cichutko.
- Powiem ci jedno. Nawet gdy nic mi nie powiesz, ja i tak zerwę z Sam, ponieważ nic do niej nie czuję. Zacząłem z nią chodzić by ci ją odebrać. – Annie zrobiła wielkie oczy. – Byś została SAMA. – zaakcentowałem ostatnio słowo. Dziewczyna strzepnęła moją rękę i wstała. – Posłuchaj mnie dalej, zanim wyciągniesz pochopne wnioski.  
- Proszę cie teraz o jedno, wyjdź. – spojrzała na mnie, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Wszystko ci wytłumaczę. – wstałem i zrobiłem krok do przodu.
- Nie zbliżaj się do mnie. Wyjdź. – rozkazała.
                Ja jednak nie posłuchałem jej i zrobiłem kolejny krok w jej stronę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz