Kupiłam mnóstwo ciuchów: począwszy od bluzek skończywszy na butach. I
byłam bardzo zadowolona z tego. Z wielkimi torbami zjechałam windą na parter by
opuścić w końcu galerię. Żałuję teraz, że nie poszłam z kimś jeszcze, bo
mogłaby mi pomóc. No nic, trudno. Jakoś sobie poradzę.
Wyszłam
z budynku i spojrzałam na ulicę. Muszę
złapać taksówkę, pieszo raczej nie dojdę, pomyślałam i zaczęłam rozglądać
się za żółtym samochodem. Zauważyłam jedną, ale zanim położyłam torby na ziemi,
odjechała.
Zrezygnowana
staniem przy krawężniku, a stałam dobre 30 minut, schyliłam się po torby i
ruszyłam w stronę pierwszej lepszej ławki. Usiadłam na niej, a raczej ciężko
opadłam. Z torebki wyciągnęłam komórkę i wystukałam tak dobrze znany mi na
pamięć numer mamy.
-
Tak córuś? – usłyszałam jej dźwięczny głos.
-
Nie przeszkadzam? – zapytałam cicho, gdyż byłam pewna, że coś na pewno teraz
robi.
-
Właśnie skończyłam podpisywanie papierków.
-
To dobrze. Mam prośbę, przyjechałabyś po mnie?
-
Gdzie jesteś? – słyszałam jak odsuwa krzesło i wstaje.
-
Pod galerią. Tą co zawsze. – dodałam.
-
Zaraz będę.
-
Czekam. – uśmiechnęłam się promiennie. Pozostało mi tylko czekać na Megan.(…)
Otworzyłam
tylnie drzwi samochodu i władowałam zakupy, następnie zamknęłam je z powrotem i
otworzyłam przednie. Usiadłam na siedzeniu, zapięłam pasy i uchyliłam lekko
szybę. Mama w tym czasie odpaliła silnik i w ciszy ruszyłyśmy do domu. Przez
jakiś czas żadne z nas nie odzywało się, tak samo jak na początku, gdy
wsiadłam. Jednak mama musiała ją przerwać.
-
Zakupy udały się? – uśmiechnęła się nie patrząc na mnie.
-
Taaak. – odpowiedziałam przeciągle. – Dawno nie czułam się tak świetnie jak
teraz. – zaśmiałam się i wystawiłam rękę przez okno.
-
I co kupiłaś? – zatrzymałyśmy się na czerwonym świetle. Dopiero teraz spojrzała
na mnie.
-
Bluzki, krótkie spodenki. Tak jak zawsze na wakacjach. – pominęłam oczywiście,
że specjalnie wybrałam się, by kupić bardziej wyzywające ciuchy.
-
W końcu widzę cie tak szczęśliwą. – położyła swoją dłoń na mojej. Następnie
zabrała ją po chwili i ruszyłyśmy w ponownej ciszy do domu. (…)
Dam radę, dam, na pewno dam radę… powtarzałam
sobie w myślach idąc chodnikiem. Czułam się
nieswojo, wiedziałam, że każdy odwraca za mną wzrok. Głośne „uuu”
dolatywały z każdej możliwej strony, tak samo gwizdanie. Z domu wymknęłam się
nikomu nic nie mówiąc. W sumie komu miałabym powiedzieć, Dorothy? Mama akurat
dzisiaj musi siedzieć w biurze do późna w nocy, co jeszcze bardziej ułatwiło mi
moje zadanie. Zrobiłam sobie mocny makijaż, dzięki któremu nie wyglądam na
siedemnaście lat, a na co najmniej dwadzieścia parę. Tym lepiej, bo jestem
pewna, że wpuszczą mnie do najbardziej ekskluzywnego baru w Hudson, jakim jest
„Paradise”*.
Stanęłam
w kolejce nerwowo poprawiając wciąż podnoszącą się koszulkę. Białe idealnie
dopasowane rybaczki świetnie kontrastowały z czarną bluzką z głębokim dekoltem.
Buty na wysokim obcasie dodawały mi jeszcze wzrostu. Włosy wyprostowałam i
zrobiłam przedziałek na środku.
Ludzie
przesuwali się do przodu w ślamazarnym tempie. Myślałam, że oszaleję! Gdy w
końcu przede mną stały już tylko trzy osoby, zdenerwowałam się jeszcze
bardziej. A co jak będą chcieli ode mnie
dowód i nie wpuszczą mnie do środka? pomyślałam i zrobiłam krok do przodu.
Widziałam jak ludzie wyciągali portfele, a po chwili je chowali. Byłam niemalże
pewna, iż chodzi o dowody osobiste. Obróciłam się i chciałam nawet odejść stąd,
ale coś mnie powstrzymało. Najwyżej pójdę gdzie indziej jak tutaj nie wejdę.
Noc jest długa.
Stanęłam
przed wysokim czarnoskórym mężczyzną. Jego wyraz twarzy nie sugerował nic
dobrego. Spojrzał na mnie i przyglądnął się badawczo. W jego oczach zapewne
wyglądałam na mała dziewczynkę. I tak właśnie się czułam; z każdą sekundą
czułam, jak staję sie coraz to mniejsza i mniejsza.
-
Halo? – usłyszałam głos nad sobą.
-
Słucham? – spojrzałam w jego oczy i przeraziłam się.
-
Ma pani rezerwację?
-
Eee… - jak powiem, że tak, to sprawdzi i jeszcze mnie obrazi, że kłamię i
wszystkie osoby będą się ze mnie śmiały, które to usłyszały. Ale, mam pomysł. –
Tak, rezerwowałam.
-
Na jakie nazwisko? – spytał patrząc na listę.
-
Na Penny.
-
Dobrze, zaraz to sprawdzę. – przewrócił kilka kartek i spojrzał na mnie. –
Niestety. Takie nazwisko nie widnieje na liście.
-
To niemożliwe! – zbulwersowałam się.
Zaczęłam grać. Ciekawe jak mi to wyjdzie. – Proszę sprawdzić jeszcze
raz. – założyłam ręce na piersiach i czekałam.
-
Musiała nastąpić pomyłka. Zaraz pójdę zapytać się szefa. Proszę poczekać.
-
Nie, niech pan nie zawraca sobie tym głowy. Znajdę inny lokal. – odwróciłam się
na pięcie. – Do widzenia. – rzuciłam chciałam odejść, ale ktoś złapał mnie za
rękę. – Co jest do cho…
-
Witaj Annie. Co cie tu spotyka? – usłyszałam głos Justin’a.
-
Chciałam wejść do klubu, ale mnie nie wpuścili.
Zaśmiał
się.
-
To nie jest śmieszne. A przy okazji, możesz mnie puścić? – uśmiechnęłam się
wrednie.
-
Sorry, zapomniałem. A tak poza tym to wyglądasz… - przerwał na chwilę. – ee…
cudownie.
-
Dzięki. – poczułam jak się czerwienię. – My tu gadu, gadu, a ja muszę poszukać
jakiegoś innego miejsca, bo ci tutaj… - urwałam. – Chodź na bok, to coś ci
powiem. – spojrzałam na chłopaka. On skinął głową na Kenny’ego i ruszył za mną.
– Tak naprawdę to skłamałam. Nie wiedziałam, że trzeba rezerwować miejsce i
powiedziałam że rezerwowałam, a on do mnie, że nie ma mojego nazwiska na
liście.
Bieber
zaśmiał się. Znowu.
-
Justin! Z czego tu się można tak śmiać? – zapytałam robiąc obrażoną minę.
-
Z twojego pomysłu, mała. – uśmiechnął się. – Chodź. – objął mnie ramieniem. –
Wejdziesz ze mną.
-
E, chyba nie skorzystam. – wyswobodziłam się. – To nie jest dobry pomysł.
-
Dlaczego tak sądzisz? – Przystanął. Spojrzał na mnie dziwnie się patrząc.
-
A paparazzi?
-
Co paparazzi? Oni? – podrapał się po głowie.
-
Jak zrobią nam zdjęcia? O ile już ich nie zrobili. – rozglądnęłam się na boki.
Może kogoś podejrzanego zobaczę. Wtedy odejdę od Bieber’a.
-
Daj spokój! – machnął dłonią. – Nie ma się o co martwić. Wyjaśni się wszystko i
będzie git. – zrobił krok do przodu i miał zamiar iść dalej, ale zauważył, że
ja nie ruszam się. – Idziesz czy nie? Jak tak będziesz się zastanawiać, ominie
nas cała impreza. Nie chce sterczeć tak przez cały wieczór. Chce się zabawić,
spoglądać na laski, które pięknie wywijają ciałem… - Justin rozmarzył się.
Wiedziałam doskonale co tam dalej sobie myśli.
-
Boże, masz jakieś braki? – spytałam całkiem poważnie. – Idziemy?
-
Jasne. – chłopak ocknął się i ruszyliśmy do wejścia.
Gdy
wchodziliśmy, to mijaliśmy ochroniarza. Uśmiechnęłam się do niego zwycięsko. Nie
wiem czy to zauważył. Mało mnie to obchodziło. Najważniejsze bym spotkała teraz
jakiegoś frajera. Tak, tyle że nie pomyślałam o jednej przeszkodzie wchodząc tu
z nim – że będzie mnie miał być może cały czas na oku. Chociaż, dlaczego niby
miałby mieć? Nie jestem jakąś ważną osobą w jego życiu.
Przeszliśmy
dość długim korytarzem, w którym dało się już słyszeć głośną muzykę dobiegającą
z głośników. Miałam ochotę nawet uciec, ponieważ nie byłam przyzwyczajona to
takiego typu imprez. Preferowałam zabawy z mniejszą liczbą osób. O, na przykład
takie, na jakiej byłam ostatnio u Ryan’a. Zbyt duża liczba osób można
powiedzieć, że przeraża mnie. Nie wiem czemu. Tak po prostu.
Ściany
korytarza były w kolorze fioletu (założę się, że Justin wybierając ten klub,
wybrał go w pewnym stopniu ze względu na kolor). Z sufitu zwisały piękne
żyrandole. Dlatego było bardzo jasno niczym w południe. Również na ścianach
wisiały przeróżne zdjęcia. Dodawały oryginalności temu miejscu. Niby taki prosty
dodatek, a jednak. Poczułam się dzięki temu lepiej.
Justin
szedł z Kennym zawzięcie o czymś z nim rozmawiając. Poznałam po tym, że Bieber
co chwilę wymachiwał rękoma. Jak oni w ogóle mogą się dogadać, skoro ja nie
słyszę nawet swoich myśli?! w końcu zatrzymali się, ja zrobiłam to samo.
-
Po lewej stronie jak wejdziemy na salę znajdują się toalety. Po prawej jest
bar, a my będziemy siedzieć również po lewej stronie, ale całkowicie na drugim
końcu. O tam. – ręką wskazał mi drugi koniec pomieszczenia.
-
Okej, ale tu nasze drogi się rozchodzą. Chciałam podziękować, że mogłam z tobą
wejść. A teraz muszę znaleźć znajomego. Do zobaczenia być może na parkiecie,
Biebs. – uśmiechnęłam się po czym wyminęłam chłopaka.
Skierowałam
się w stronę ubikacji. Moja kobieca intuicja podpowiedziała żeby iść właśnie
tam. Przedzierałam się przez tłum ludzi. Było ciężko. Myślałam, że będzie mniej
osób. Widocznie myliłam się.
Weszłam
do ubikacji. Kafelki na podłodze oraz ścianie były koloru czarnego i pięknie
połyskiwały. Podeszłam do pierwszych drzwi i delikatnie zapukałam. Wolne.
Załatwiłam potrzebę fizjologiczną, spuściłam wodę, poprawiłam spodnie i bluzkę
i wyszłam. Stanęłam przed dużym lustrem i jedną z umywalek. Umyłam ręce,
wytarłam je w ręcznik papierowy, wyrzuciłam go, a następnie spojrzałam w
lustro. Włosy delikatnie opadały mi na ramiona. Jeden kosmyk cały czas łaskotał
mnie w policzek. Co chwilę musiałam dawać go za ucho. Ale on i tak robił swoje.
Westchnęłam. Przejechałam jeszcze delikatnie błyszczykiem po ustach i
stwierdziłam, że wszystko jest dobrze. Wzięłam kopertówkę, a następnie
opuściłam ubikację.
Od
razu, po wejściu na salę, na twarzy poczułam ciepło. Ludzie nieźle się bawili
na parkiecie. Czas na mnie, pomyślałam
i ruszyłam w stronę baru.
-
Poproszę Nasty Girl. – usiadłam na wysokim krzesełku barowym. Torebkę trzymałam
w lewej dłoni, która spoczywałam na moich kolanach.
-
Proszę. – barman podał mi drinka.
-
Ile płacę? – zapytałam wyjmując portfel.
-
Ja zapłacę za tą panią. – podniosłam zdziwiona głowę. Po mojej lewej stronie
stał mężczyzna około dwudziestu sześciu lat. Miał na sobie czarne dżinsowe
spodnie, białą koszulę oraz marynarkę; włosy ułożone na jeża. Jednym słowem, no
dobra, dwoma: zajebiście przystojny.
-
Nie trzeba, sama mogę to zrobić. – spojrzałam w jego oczy.
-
Już za późno, zapłaciłem, ale może się pani odwdzięczyć tańcem. – uśmiechnął
się ukazując rząd idealnie białych zębów. Oparł się nonszalancko o blat baru
popijając drinka.
-
Czy aby pan nie jest za bardzo pewny siebie? – również upiłam małego łyka
alkoholu.
-
Zawszy, gdy widzę piękną kobietę, pragnę by była moja. – uśmiechnął się
tajemniczo. To jest ten facet, teraz
trzeba go utrzymać przy sobie.
-
Dobrze, zgadzam się. – wstałam. Dopiłam drinka do końca, podziękowałam
barmanowi i wraz z moją „ofiarą” udałam
się na parkiet.
-
Jak ci na imię? – zapytał tuż przy moim uchu. Po ciele przeszły mnie przyjemne
ciarki. Dobry znak.
-
Sophia. – wymruczałam. Spodobało mu się to, ponieważ przyciągnął mnie do
siebie. Obróciłam się do niego tyłem i lekko natarłam na niego. Zjechałam w
dół, a później w górę mocniej w okolicy kroczka. Gwałtownie obróciłam się do
niego przodem. Jedną rękę zarzuciłam na jego szyję, a drugą przyłożyłam do
klatki piersiowej. Lekko wbiłam paznokcie; nie spodobało mu się to, ponieważ
zabrał moją dłoń, a następnie ścisnął ją. Zabolało mnie to, ale nie dałam tego
po sobie poznać. Zrobiłam krok do tyłu, na tyle bym miała jako tako swobodę do
tańczenia. Było to trochę trudne zważywszy na innych.
- Masz ochotę się
napić? – kiwnęłam głową, że tak. Złapał mnie za rękę i pociągnął lekko w stronę
baru. – To co zawsze. Dwa razy. – pokazał barmanowi dwa palce, a następnie
spojrzał na mnie. – Masz piękne oczy. – cicho zachichotałam i spuściłam głowę. Chyba dobrze robię. Jeszcze gdybym tak
potrafiła czerwienić się na zawołanie.
- Dziękuję. –
wyszeptałam ledwie słyszalnie.
Kątem oka
zauważyłam Justin’a, jednak on mnie nie widział. Stał blisko obok jakiejś
dziewczyny. Stanowczo ZA blisko. Zaczął się rozglądać. Zobaczył mnie.
Spanikowana zbliżyłam się do mężczyzny. W dalszym ciągu nie znam jego imienia.
- Hmm, eee… -
zaczęłam się jąkać. Oby domyślił się, że chce wiedzieć jak się nazywa.
- Przepraszam! –
ożywił się. – Jak tak mogłem! Co za maniery. Nazywam się Jacob Wesely. –
wystawił dłoń w moim kierunku. Delikatnie ją ujęłam. (…)
Przetańczyliśmy
jeszcze kilka piosenek, wypiliśmy dwa lub trzy, a może nawet i cztery drinki.
Zaczęło mi się lekko kręcić w głowie. Tym lepiej. Będzie prościej. Jacob
najwyraźniej to zauważył, bo po raz kolejny pociągnął mnie za rękę. Wyszliśmy
na zewnątrz. Zimne powietrze omiotło moją twarz dzięki czemu poczułam się o
niebo lepiej. Mężczyzna odszedł na kilkanaście kroków ode mnie i wyciągnął telefon.
Wykonał szybką rozmowę i wrócił do mnie.
- Za chwilę
pojedziemy do mnie. – wyszeptał mi do ucha. Wydaje mu się, że jestem tak
pijana, iż dam się tak łatwo „porwać”?
- Ty idziesz do
siebie, ja idę do siebie. – zbiłam go z pantałyku. Zdziwił się, ale milczał. Mam nadzieję, że za chwile zaprzeczy i
zacznie działać.
- Nie mówisz
poważnie, prawda? – lekko się zachwiałam. Jacob podszedł mnie od tyłu i dłońmi
oplótł moje biodra. – Jesteś taka seksowna… - poczułam jego oddech na szyi.
- A jak myślisz? –
odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Obróciłam lekko głowę tak, by go choć
trochę widzieć. Spojrzałam na jego usta po czym się uśmiechnęłam uwodzicielsko.
- Zgaduję, że nie
masz ochoty wracać do domu, a masz ochotę zostać ze mną. Sam na sam. – dodał po
chwili.
Miał rację.
Chciałam zostać z nim sam na sam, ale po to, by go wykorzystać.
Minutę później
podjechała taksówka. Wsiedliśmy do niej i ruszyliśmy. Po dziesięciu minutach
drogi zajechaliśmy pod hotel. Ekskluzywny hotel. Wysiedliśmy, Wesely zapłacił,
a następnie skierowaliśmy się do wejścia. Wcześniej jednak otoczył mnie
ramieniem. Pozwoliłam mu na to. Przecież nie mam nic do stracenia.
Wysiedliśmy na 11
piętrze. Szłam za Jacob’em cały czas rozmyślając, jak najlepiej wszystko
rozegrać. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam jak stanął i otwierał drzwi
kartą. Wpadłam na niego.
- Przepraszam,
zamyśliłam się. – wyjaśniłam spuszczając głowę.
- Nic się nie stało.
Proszę, wejdź.
Reszta potoczyła
się bardzo szybko. Weszłam pierwsza, on za mną. Nim jeszcze zamknął drzwi, przyciągnął
mnie do siebie i zachłannie pocałował.
- Muszę ci coś
powiedzieć zanim do czegoś dojdzie. Nic za darmo.
- Domyśliłem się.
Taka dziewczyna jak ty sama nie chodzi do takiego klubu. – zagiął mnie.
Naprawdę. (…)
Schowałam pięćset
dolców do torebki i ruszyłam do domu. Opłacało się. Nawet za ten ból jaki teraz
przechodzę; czuję się tak, jakby ktoś rozrywał mnie od środka. Nie mogę w to uwierzyć, że właśnie straciłam
dziewictwo. Niestety, tak sobie wymyśliłam. Jakbym nie mogła pójść i znaleźć
jakiejś normalnej pracy. Człowiek najpierw robi, a dopiero potem myśli. Tyle,
że ja długo nad tym myślałam…
Ale to wszystko dla
mamy… Dla niej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz