niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 5


                Kupiłam mnóstwo ciuchów: począwszy od bluzek skończywszy na butach. I byłam bardzo zadowolona z tego. Z wielkimi torbami zjechałam windą na parter by opuścić w końcu galerię. Żałuję teraz, że nie poszłam z kimś jeszcze, bo mogłaby mi pomóc. No nic, trudno. Jakoś sobie poradzę.
                Wyszłam z budynku i spojrzałam na ulicę. Muszę złapać taksówkę, pieszo raczej nie dojdę, pomyślałam i zaczęłam rozglądać się za żółtym samochodem. Zauważyłam jedną, ale zanim położyłam torby na ziemi, odjechała.  
                Zrezygnowana staniem przy krawężniku, a stałam dobre 30 minut, schyliłam się po torby i ruszyłam w stronę pierwszej lepszej ławki. Usiadłam na niej, a raczej ciężko opadłam. Z torebki wyciągnęłam komórkę i wystukałam tak dobrze znany mi na pamięć numer mamy.
                - Tak córuś? – usłyszałam jej dźwięczny głos.
                - Nie przeszkadzam? – zapytałam cicho, gdyż byłam pewna, że coś na pewno teraz robi.
                - Właśnie skończyłam podpisywanie papierków.
                - To dobrze. Mam prośbę, przyjechałabyś po mnie?
                - Gdzie jesteś? – słyszałam jak odsuwa krzesło i wstaje.
                - Pod galerią. Tą co zawsze. – dodałam.
                - Zaraz będę.
                - Czekam. – uśmiechnęłam się promiennie. Pozostało mi tylko czekać na Megan.(…)

                Otworzyłam tylnie drzwi samochodu i władowałam zakupy, następnie zamknęłam je z powrotem i otworzyłam przednie. Usiadłam na siedzeniu, zapięłam pasy i uchyliłam lekko szybę. Mama w tym czasie odpaliła silnik i w ciszy ruszyłyśmy do domu. Przez jakiś czas żadne z nas nie odzywało się, tak samo jak na początku, gdy wsiadłam. Jednak mama musiała ją przerwać.
                - Zakupy udały się? – uśmiechnęła się nie patrząc na mnie.
                - Taaak. – odpowiedziałam przeciągle. – Dawno nie czułam się tak świetnie jak teraz. – zaśmiałam się i wystawiłam rękę przez okno.
                - I co kupiłaś? – zatrzymałyśmy się na czerwonym świetle. Dopiero teraz spojrzała na mnie.
                - Bluzki, krótkie spodenki. Tak jak zawsze na wakacjach. – pominęłam oczywiście, że specjalnie wybrałam się, by kupić bardziej wyzywające ciuchy.
                - W końcu widzę cie tak szczęśliwą. – położyła swoją dłoń na mojej. Następnie zabrała ją po chwili i ruszyłyśmy w ponownej ciszy do domu. (…)

                Dam radę, dam, na pewno dam radę… powtarzałam sobie w myślach idąc chodnikiem. Czułam się  nieswojo, wiedziałam, że każdy odwraca za mną wzrok. Głośne „uuu” dolatywały z każdej możliwej strony, tak samo gwizdanie. Z domu wymknęłam się nikomu nic nie mówiąc. W sumie komu miałabym powiedzieć, Dorothy? Mama akurat dzisiaj musi siedzieć w biurze do późna w nocy, co jeszcze bardziej ułatwiło mi moje zadanie. Zrobiłam sobie mocny makijaż, dzięki któremu nie wyglądam na siedemnaście lat, a na co najmniej dwadzieścia parę. Tym lepiej, bo jestem pewna, że wpuszczą mnie do najbardziej ekskluzywnego baru w Hudson, jakim jest „Paradise”*.
                Stanęłam w kolejce nerwowo poprawiając wciąż podnoszącą się koszulkę. Białe idealnie dopasowane rybaczki świetnie kontrastowały z czarną bluzką z głębokim dekoltem. Buty na wysokim obcasie dodawały mi jeszcze wzrostu. Włosy wyprostowałam i zrobiłam przedziałek na środku.
                Ludzie przesuwali się do przodu w ślamazarnym tempie. Myślałam, że oszaleję! Gdy w końcu przede mną stały już tylko trzy osoby, zdenerwowałam się jeszcze bardziej. A co jak będą chcieli ode mnie dowód i nie wpuszczą mnie do środka? ­pomyślałam i zrobiłam krok do przodu. Widziałam jak ludzie wyciągali portfele, a po chwili je chowali. Byłam niemalże pewna, iż chodzi o dowody osobiste. Obróciłam się i chciałam nawet odejść stąd, ale coś mnie powstrzymało. Najwyżej pójdę gdzie indziej jak tutaj nie wejdę. Noc jest długa.
                Stanęłam przed wysokim czarnoskórym mężczyzną. Jego wyraz twarzy nie sugerował nic dobrego. Spojrzał na mnie i przyglądnął się badawczo. W jego oczach zapewne wyglądałam na mała dziewczynkę. I tak właśnie się czułam; z każdą sekundą czułam, jak staję sie coraz to mniejsza i mniejsza.
                - Halo? – usłyszałam głos nad sobą.
                - Słucham? – spojrzałam w jego oczy i przeraziłam się.
                - Ma pani rezerwację?
                - Eee… - jak powiem, że tak, to sprawdzi i jeszcze mnie obrazi, że kłamię i wszystkie osoby będą się ze mnie śmiały, które to usłyszały. Ale, mam pomysł. – Tak, rezerwowałam.
                - Na jakie nazwisko? – spytał patrząc na listę.
                - Na Penny.
                - Dobrze, zaraz to sprawdzę. – przewrócił kilka kartek i spojrzał na mnie. – Niestety. Takie nazwisko nie widnieje na liście.
                - To niemożliwe! – zbulwersowałam się.  Zaczęłam grać. Ciekawe jak mi to wyjdzie. – Proszę sprawdzić jeszcze raz. – założyłam ręce na piersiach i czekałam.
                - Musiała nastąpić pomyłka. Zaraz pójdę zapytać się szefa. Proszę poczekać.
                - Nie, niech pan nie zawraca sobie tym głowy. Znajdę inny lokal. – odwróciłam się na pięcie. – Do widzenia. – rzuciłam chciałam odejść, ale ktoś złapał mnie za rękę. – Co jest do cho…
                - Witaj Annie. Co cie tu spotyka? – usłyszałam głos Justin’a.
                - Chciałam wejść do klubu, ale mnie nie wpuścili.
                Zaśmiał się.
                - To nie jest śmieszne. A przy okazji, możesz mnie puścić? – uśmiechnęłam się wrednie.
                - Sorry, zapomniałem. A tak poza tym to wyglądasz… - przerwał na chwilę. – ee… cudownie.
                - Dzięki. – poczułam jak się czerwienię. – My tu gadu, gadu, a ja muszę poszukać jakiegoś innego miejsca, bo ci tutaj… - urwałam. – Chodź na bok, to coś ci powiem. – spojrzałam na chłopaka. On skinął głową na Kenny’ego i ruszył za mną. – Tak naprawdę to skłamałam. Nie wiedziałam, że trzeba rezerwować miejsce i powiedziałam że rezerwowałam, a on do mnie, że nie ma mojego nazwiska na liście.          
                Bieber zaśmiał się. Znowu.
                - Justin! Z czego tu się można tak śmiać? – zapytałam robiąc obrażoną minę.
                - Z twojego pomysłu, mała. – uśmiechnął się. – Chodź. – objął mnie ramieniem. – Wejdziesz ze mną.
                - E, chyba nie skorzystam. – wyswobodziłam się. – To nie jest dobry pomysł.
                - Dlaczego tak sądzisz? – Przystanął. Spojrzał na mnie dziwnie się patrząc.
                - A paparazzi?
                - Co paparazzi? Oni? – podrapał się po głowie.
                - Jak zrobią nam zdjęcia? O ile już ich nie zrobili. – rozglądnęłam się na boki. Może kogoś podejrzanego zobaczę. Wtedy odejdę od Bieber’a.
                - Daj spokój! – machnął dłonią. – Nie ma się o co martwić. Wyjaśni się wszystko i będzie git. – zrobił krok do przodu i miał zamiar iść dalej, ale zauważył, że ja nie ruszam się. – Idziesz czy nie? Jak tak będziesz się zastanawiać, ominie nas cała impreza. Nie chce sterczeć tak przez cały wieczór. Chce się zabawić, spoglądać na laski, które pięknie wywijają ciałem… - Justin rozmarzył się. Wiedziałam doskonale co tam dalej sobie myśli.
                - Boże, masz jakieś braki? – spytałam całkiem poważnie. – Idziemy?
                - Jasne. – chłopak ocknął się i ruszyliśmy do wejścia.

                Gdy wchodziliśmy, to mijaliśmy ochroniarza. Uśmiechnęłam się do niego zwycięsko. Nie wiem czy to zauważył. Mało mnie to obchodziło. Najważniejsze bym spotkała teraz jakiegoś frajera. Tak, tyle że nie pomyślałam o jednej przeszkodzie wchodząc tu z nim – że będzie mnie miał być może cały czas na oku. Chociaż, dlaczego niby miałby mieć? Nie jestem jakąś ważną osobą w jego życiu.  
                Przeszliśmy dość długim korytarzem, w którym dało się już słyszeć głośną muzykę dobiegającą z głośników. Miałam ochotę nawet uciec, ponieważ nie byłam przyzwyczajona to takiego typu imprez. Preferowałam zabawy z mniejszą liczbą osób. O, na przykład takie, na jakiej byłam ostatnio u Ryan’a. Zbyt duża liczba osób można powiedzieć, że przeraża mnie. Nie wiem czemu. Tak po prostu.
                Ściany korytarza były w kolorze fioletu (założę się, że Justin wybierając ten klub, wybrał go w pewnym stopniu ze względu na kolor). Z sufitu zwisały piękne żyrandole. Dlatego było bardzo jasno niczym w południe. Również na ścianach wisiały przeróżne zdjęcia. Dodawały oryginalności temu miejscu. Niby taki prosty dodatek, a jednak. Poczułam się dzięki temu lepiej.
                Justin szedł z Kennym zawzięcie o czymś z nim rozmawiając. Poznałam po tym, że Bieber co chwilę wymachiwał rękoma. Jak oni w ogóle mogą się dogadać, skoro ja nie słyszę nawet swoich myśli?! w końcu zatrzymali się, ja zrobiłam to samo.  
                - Po lewej stronie jak wejdziemy na salę znajdują się toalety. Po prawej jest bar, a my będziemy siedzieć również po lewej stronie, ale całkowicie na drugim końcu. O tam. – ręką wskazał mi drugi koniec pomieszczenia.
                - Okej, ale tu nasze drogi się rozchodzą. Chciałam podziękować, że mogłam z tobą wejść. A teraz muszę znaleźć znajomego. Do zobaczenia być może na parkiecie, Biebs. – uśmiechnęłam się po czym wyminęłam chłopaka.
                Skierowałam się w stronę ubikacji. Moja kobieca intuicja podpowiedziała żeby iść właśnie tam. Przedzierałam się przez tłum ludzi. Było ciężko. Myślałam, że będzie mniej osób.  Widocznie myliłam się.               
                Weszłam do ubikacji. Kafelki na podłodze oraz ścianie były koloru czarnego i pięknie połyskiwały. Podeszłam do pierwszych drzwi i delikatnie zapukałam. Wolne. Załatwiłam potrzebę fizjologiczną, spuściłam wodę, poprawiłam spodnie i bluzkę i wyszłam. Stanęłam przed dużym lustrem i jedną z umywalek. Umyłam ręce, wytarłam je w ręcznik papierowy, wyrzuciłam go, a następnie spojrzałam w lustro. Włosy delikatnie opadały mi na ramiona. Jeden kosmyk cały czas łaskotał mnie w policzek. Co chwilę musiałam dawać go za ucho. Ale on i tak robił swoje. Westchnęłam. Przejechałam jeszcze delikatnie błyszczykiem po ustach i stwierdziłam, że wszystko jest dobrze. Wzięłam kopertówkę, a następnie opuściłam ubikację.
                Od razu, po wejściu na salę, na twarzy poczułam ciepło. Ludzie nieźle się bawili na parkiecie. Czas na mnie, pomyślałam i ruszyłam w stronę baru.
                - Poproszę Nasty Girl. – usiadłam na wysokim krzesełku barowym. Torebkę trzymałam w lewej dłoni, która spoczywałam na moich kolanach.
                - Proszę. – barman podał mi drinka.
                - Ile płacę? – zapytałam wyjmując portfel.
                - Ja zapłacę za tą panią. – podniosłam zdziwiona głowę. Po mojej lewej stronie stał mężczyzna około dwudziestu sześciu lat. Miał na sobie czarne dżinsowe spodnie, białą koszulę oraz marynarkę; włosy ułożone na jeża. Jednym słowem, no dobra, dwoma: zajebiście przystojny.
                - Nie trzeba, sama mogę to zrobić. – spojrzałam w jego oczy.
                - Już za późno, zapłaciłem, ale może się pani odwdzięczyć tańcem. – uśmiechnął się ukazując rząd idealnie białych zębów. Oparł się nonszalancko o blat baru popijając drinka.
                - Czy aby pan nie jest za bardzo pewny siebie? – również upiłam małego łyka alkoholu.
                - Zawszy, gdy widzę piękną kobietę, pragnę by była moja. – uśmiechnął się tajemniczo. To jest ten facet, teraz trzeba go utrzymać przy sobie.
                - Dobrze, zgadzam się. – wstałam. Dopiłam drinka do końca, podziękowałam barmanowi i wraz z moją  „ofiarą” udałam się na parkiet.
                - Jak ci na imię? – zapytał tuż przy moim uchu. Po ciele przeszły mnie przyjemne ciarki. Dobry znak.
                - Sophia. – wymruczałam. Spodobało mu się to, ponieważ przyciągnął mnie do siebie. Obróciłam się do niego tyłem i lekko natarłam na niego. Zjechałam w dół, a później w górę mocniej w okolicy kroczka. Gwałtownie obróciłam się do niego przodem. Jedną rękę zarzuciłam na jego szyję, a drugą przyłożyłam do klatki piersiowej. Lekko wbiłam paznokcie; nie spodobało mu się to, ponieważ zabrał moją dłoń, a następnie ścisnął ją. Zabolało mnie to, ale nie dałam tego po sobie poznać. Zrobiłam krok do tyłu, na tyle bym miała jako tako swobodę do tańczenia. Było to trochę trudne zważywszy na innych.
- Masz ochotę się napić? – kiwnęłam głową, że tak. Złapał mnie za rękę i pociągnął lekko w stronę baru. – To co zawsze. Dwa razy. – pokazał barmanowi dwa palce, a następnie spojrzał na mnie. – Masz piękne oczy. – cicho zachichotałam i spuściłam głowę. Chyba dobrze robię. Jeszcze gdybym tak potrafiła czerwienić się na zawołanie. ­
- Dziękuję. – wyszeptałam ledwie słyszalnie.
Kątem oka zauważyłam Justin’a, jednak on mnie nie widział. Stał blisko obok jakiejś dziewczyny. Stanowczo ZA blisko. Zaczął się rozglądać. Zobaczył mnie. Spanikowana zbliżyłam się do mężczyzny. W dalszym ciągu nie znam jego imienia.
- Hmm, eee… - zaczęłam się jąkać. Oby domyślił się, że chce wiedzieć jak się nazywa.
- Przepraszam! – ożywił się. – Jak tak mogłem! Co za maniery. Nazywam się Jacob Wesely. – wystawił dłoń w moim kierunku. Delikatnie ją ujęłam. (…)

Przetańczyliśmy jeszcze kilka piosenek, wypiliśmy dwa lub trzy, a może nawet i cztery drinki. Zaczęło mi się lekko kręcić w głowie. Tym lepiej. Będzie prościej. Jacob najwyraźniej to zauważył, bo po raz kolejny pociągnął mnie za rękę. Wyszliśmy na zewnątrz. Zimne powietrze omiotło moją twarz dzięki czemu poczułam się o niebo lepiej. Mężczyzna odszedł na kilkanaście kroków ode mnie i wyciągnął telefon. Wykonał szybką rozmowę i wrócił do mnie.
- Za chwilę pojedziemy do mnie. – wyszeptał mi do ucha. Wydaje mu się, że jestem tak pijana, iż dam się tak łatwo „porwać”?
- Ty idziesz do siebie, ja idę do siebie. – zbiłam go z pantałyku. Zdziwił się, ale milczał. Mam nadzieję, że za chwile zaprzeczy i zacznie działać.
- Nie mówisz poważnie, prawda? – lekko się zachwiałam. Jacob podszedł mnie od tyłu i dłońmi oplótł moje biodra. – Jesteś taka seksowna… - poczułam jego oddech na szyi.
- A jak myślisz? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Obróciłam lekko głowę tak, by go choć trochę widzieć. Spojrzałam na jego usta po czym się uśmiechnęłam uwodzicielsko.
- Zgaduję, że nie masz ochoty wracać do domu, a masz ochotę zostać ze mną. Sam na sam. – dodał po chwili.
Miał rację. Chciałam zostać z nim sam na sam, ale po to, by go wykorzystać.
Minutę później podjechała taksówka. Wsiedliśmy do niej i ruszyliśmy. Po dziesięciu minutach drogi zajechaliśmy pod hotel. Ekskluzywny hotel. Wysiedliśmy, Wesely zapłacił, a następnie skierowaliśmy się do wejścia. Wcześniej jednak otoczył mnie ramieniem. Pozwoliłam mu na to. Przecież nie mam nic do stracenia.
Wysiedliśmy na 11 piętrze. Szłam za Jacob’em cały czas rozmyślając, jak najlepiej wszystko rozegrać. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam jak stanął i otwierał drzwi kartą. Wpadłam na niego.
- Przepraszam, zamyśliłam się. – wyjaśniłam spuszczając głowę.
- Nic się nie stało. Proszę, wejdź.
Reszta potoczyła się bardzo szybko. Weszłam pierwsza, on za mną. Nim jeszcze zamknął drzwi, przyciągnął mnie do siebie i zachłannie pocałował.
- Muszę ci coś powiedzieć zanim do czegoś dojdzie. Nic za darmo.
- Domyśliłem się. Taka dziewczyna jak ty sama nie chodzi do takiego klubu. – zagiął mnie. Naprawdę. (…)

Schowałam pięćset dolców do torebki i ruszyłam do domu. Opłacało się. Nawet za ten ból jaki teraz przechodzę; czuję się tak, jakby ktoś rozrywał mnie od środka. Nie mogę w to uwierzyć, że właśnie straciłam dziewictwo. Niestety, tak sobie wymyśliłam. Jakbym nie mogła pójść i znaleźć jakiejś normalnej pracy. Człowiek najpierw robi, a dopiero potem myśli. Tyle, że ja długo nad tym myślałam…  
Ale to wszystko dla mamy… Dla niej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz