Summer poprosiła mnie abym
towarzyszyła jej na zakupach. Zgodziłam się niechętnie, ponieważ nie miałam
ochoty na łażenie po sklepach, gdy muszę zająć się pokojem dla dziecka.
Jednakże dziewczyna w końcu przekonała mnie.
Udałyśmy się do centrum
handlowego po sukienkę na zbliżający się wielkimi krokami bal. Byłam
niezmiernie szczęśliwa, że to już niedługo. Wprost emanowała ode mnie radość,
która chyba udzielała się wszystkim dookoła. Nic ani nikt nie zdoła wyprowadzić
mnie z tak wyśmienitego humoru.
Pogrążone w rozmowie weszłyśmy
do pierwszego sklepu. Ujrzałyśmy wiele sukienek wiszących na wieszakach oraz
założone na manekinach. Uśmiechnęłam się pod nosem, ponieważ sama chciałam
przyjrzeć się swojej sukience. Oczywiście nie powiedziałam o tym Summer. Nie
chciałam by ktokolwiek widział ją przed balem. Chciałam po prostu wszystkich
zaskoczyć, olśnić swoją urodą. Wiedziałam już jaką będę mieć fryzurę, makijaż
pozostawał jeszcze pod znakiem zapytania. Tak samo jak sukienka.
Oglądnęłyśmy wszystkie suknie
jakie były w tym sklepie. Udałyśmy się do następnego, który okazał się, tak
samo jak pierwszy, niewarty uwagi. Weszłyśmy do trzeciego; Sam pisnęła
podniecona, bo zauważyła sukienkę, która rzuciła jej się od razu w oczy.
-
Co o niej sądzisz? – spytała podchodząc do manekina.
-
Jest śliczna. – stwierdziłam.
I taka była prawda. Sukienka
naprawdę była piękna. Długa, do samej ziemi, od pasa w dół rozchodząca się
delikatnie; w kolorze bladego różu. Nie przepadam za tym kolorem, ale nie mogę
wyobrazić sobie tej sukienki w innym. Ten po prostu idealnie pasuje. Gdybym
znalazła ją pierwsza, z chęcią bym ją przymierzyła, a może nawet i kupiła.
Summer nie zastanawiając się
długo pobiegła do przymierzalni. Po chwili wyszła z niej jeszcze piękniejsza
niż jest zazwyczaj. Dech zaparło mi w piersi.
-
Wyglądasz oszałamiająco. Jak cie zobaczą, szczeny każdemu opadną aż do kolan. –
uśmiechnęłam się. – Bierzesz ją? – zapytałam przeglądając wieszaki.
-
Pytanie. – zachichotała. – Odkąd tylko weszłam i ją ujrzałam, wiedziałam, że
będzie moja. – puściła mi oczko i zniknęła za drzwiami przebieralni. – A ty
jaką ubierasz, Annie? – zapytała wychodząc.
-
Dobre pytanie, jeszcze się nad tym nie zastanawiałam, ale muszę szybko coś
wymyślić przecież bal jest tuż tuż.
-
Kiedy masz zamiar to zrobić? – wyciągnęła portfel, bo stałyśmy już przy kasie.
-
Trzysta dolarów. Zapakować?
-
Oczywiście. Jak tylko wejdziemy na salę wszystkie pary oczu będą wpatrywać się
w nas. – zwróciła się w moją stronę. – Dziękuję bardzo. – uśmiechnęła się do
kasjerki, chwyciła torbę, a następnie ruszyłyśmy do wyjścia. – Serio nie masz
już zbyt wiele czasu. Bal jest za tydzień. Nie mam zielonego pojęcia jak chcesz
to zrobić. Przecież w domu masz ręce pełne roboty, a nie wspomnę już nawet o
nauce. Chcesz mieć jak najlepsze oceny by iść do Yale. Dziewczyno –
przeciągnęła teatralnie. – Poradzisz sobie z tym wszystkim? – spojrzała na mnie
z ukosa a następnie szybko przystanęła. – Ta będzie dla ciebie odpowiednia. –
wskazała palcem sukienkę zza szyby całkowicie zapominając o wcześniejszym
pytaniu. – Chodź ją przymierzyć. – pociągnęła mnie za łokieć jakbym była małym
dzieckiem, które nabroiło.
Weszłyśmy więc do sklepu od razu
kierując się w stronę kobiety około trzydziestki.
-
Dzień dobry. Chciałabym się zapytać czy są inne odcienie tej lawendowej
sukienki z wystawy? – Summer spojrzała na kobietę delikatnie się uśmiechając.
Wyobrażam sobie jej minę, gdy dowie się,
że nie ma.
-
Ależ są! – właścicielka sklepu podeszła do wieszaków tuż obok nas. – Proszę
bardzo. – wskazała je dłonią. – W razie pomocy śmiało mnie mogą panie wołać.
-
Summer jest taka mała sprawa. – pokazałam palcami odcinek nie mniejszy niż
jeden centymetr.
-
Jaka? – spytała nie patrząc na mnie, a przeglądając zawartość wieszaków.
-
Chodzi o to, że… - przerwała mi radośnie klaszcząc w dłonie.
-
Ta będzie odpowiednia. – wyciągnęła suknię w kolorze słomkowym. Wpatrywałam się
w nią przez dłuższą chwilę nie mogąc się napatrzyć. Była wspaniała!
-
Ona, ona jest…
-
Nieprawdaż? Na pewno ludzie nie oderwą on nas wzroku. Nie zastanawiaj się tylko
ją przymierz. – ponagliła mnie pchając w stronę przymierzalni. – Trzymaj i nie
mów mi, że ci się nie podoba. Widać na kilometr, że tak nie jest. –
zachichotała.
Wzięłam suknię do rąk i wciąż
zaszokowana weszłam do przymierzalni. Szybko ściągnęłam z siebie ubranie i
powoli założyłam cudo. Jak już wspomniałam, kolor słomkowy. Wykonana jest z tafty,
organzy i tiulu, zdobiona aplikacją kwiatową i cyrkoniami. Sznurowana z tyły
idealnie podkreślała moją figurę. Miałam lekki problem z włożeniem halki, w
której wszyte jest koło, ale po chwili jakoś sobie poradziłam sama. KLIK
-
Wow. Na nic więcej mnie nie stać. – Sam dłonią zasłoniła otwarte z wrażania
usta. – Musisz ją kupić. Jak tego nie zrobisz poślę cie do piekieł. To byłby
grzech gdybyś jej nie kupiła! – wydęła wargi.
-
Na pewno ja kupię. – uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze.
Przyglądnęłam się i po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Szybko ją starłam
wierzchem dłoni tak, by Summer jej nie zauważyła.
-
Wygląda w niej pani oszałamiająco. Są jeszcze inne kolory jeśli jest pani
zainteresowana…
-
Nie, nie. Ten jest jak najbardziej odpowiedni. Dziękuję pani bardzo. – skinęłam
jej głową i weszłam z powrotem do przymierzalni. Delikatnie ściągnęłam suknię z
siebie aby jej nie uszkodzić i odwiesiłam ją na wieszak. Spojrzałam na cenę i
momentalnie powróciłam do rzeczywistości. – Summer? Wjedź na chwilę.
-
Pomóc z zamkiem? – spytała zamykając za sobą drzwi.
-
Nie, problem jest inny. Sukienka…
-
Co z nią nie tak? – zapytała z otwartymi oczami.
-
Jak dasz mi skończyć to ci powiem. Jest za droga… zobacz, osiemset dolców. Nie
mam tyle. – spuściłam głowę smutna. Poczułam dłoń dziewczyny na swoim ramieniu.
-
Ile masz?
-
Czterysta. – spojrzałam na nią. Sam grzebała w torebce, a po chwili wyciągnęła
portfel.
-
Znaleźć cokolwiek w tym bałaganie jest męką. – pokiwała głową. – Hmm… -
zamyśliła się. – Jeśli to cie uszczęśliwi, mam równe pięćset. – popatrzyła na
mnie wymachując mi przed oczami gotówką.
-
Co? O nie, nie wezmę tego od ciebie.
-
Dlaczego? Jesteśmy przyjaciółkami, a jak będziesz miała kasę to oddasz. Proste. – dodała szczerząc się.
-
Przekonałaś mnie. (…)
- Jeszcze tylko ostatnie
muśnięcie maskarą i będę gotowa. – odłożyłam tusz do rzęs do kosmetyczki i
spojrzałam w lustro. – Jest świetnie. – stwierdziłam. Poprawiłam jeszcze loki
okalające moją twarz i zeszłam na dół. – Jak wyglądam? – spytałam kobiety
siedzące w salonie.
-
Kim jesteś i co zrobiłaś z moją córką? – Megan zaśmiała się by chwilę później
spoważnieć. – Annie wyglądasz zjawiskowo. Przyćmisz wszystkich swoją urodą.
-
Dziękuję. – na moje policzki wystąpił delikatny rumieniec. – A ty co sądzisz,
Dorothy?
-
Nie mam co powiedzieć, ponieważ Megan ujęła wszystko idealnie. Jesteś piękna.
-
Obrócisz się wokół? – zrobiłam jak poprosiła mama. – Jakby Bill i Chuck cie
ujrzeli… - kobieta posmutniała. Pogładziła się po już dosyć dużym brzuszku i
westchnęła. – Nie chcę ci popsuć wieczoru. Baw się dobrze. – podeszła do mnie i
pocałowała w czoło.
-
Jakby coś się działo, śmiało do mnie dzwońcie. Pojawię się jak najszybciej. –
Dorothy skinęła głową, mama zrobiła to samo po chwili.
Ubrałam na siebie płaszcz i
wyszłam na zewnątrz. Wciągnęłam głęboko wieczorne listopadowe powietrze od razu
czując się lepiej. Na myśl o zapowiadającym się wspaniałym wieczorze, szeroko
uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę bramy. Otworzyłam ją, a gdy wyszyłam na
chodnik, zamknęłam i czekałam na Summer, która miała przyjechać z mamą.
W oddali ujrzałam zbliżający się
samochód. Niecierpliwie przechodziłam z nogi na nogę. Robiłam to też z innego
powodu – wiatr dął mi po stopach i musiałam w jakiś sposób je ogrzać. Weszłam
niemalże na jezdnię, bo nie mogłam się doczekać aż ruszę na bal.
-
Witaj! – Summer radośnie wychyliła głowę przez przednią szybę. – Wskakuj! Nie
ma czasu to stracenia. Musimy pokazać się wszystkim. – zaśmiała się i schowała.
Wsiadłam do samochodu grzecznie
witając mamę Sam. Zapięłam pas, z którym miałam lekki problem przez tak okazałą
sukienkę. Po chwili poradziłam sobie z nim i uśmiechnęłam się promiennie.
-
Gotowa. – stwierdziłam pewna.
-
I jak minął ci dzień? – zapytała pani Gabriel przyglądając mi się we wstecznym
lusterku.
-
Całe popołudnie bardzo się stresowałam, ale to już chyba minęło. Dziękuje, że
pani pyta. – uśmiechnęłam się do kobiety i zamilkłam.
Wpatrywałam się w mijane przez
nas domy. Nie wiem co w nich było takiego ciekawego, że przez prawie całą drogę
je obserwowałam. Przecież cały czas je widuję chodząc do szkoły.
Pokiwałam głową cicho chichocząc. Powoli
dojeżdżałyśmy na miejsce, więc postanowiłam trochę się ogarnąć aby nie sprawiać
wrażenia chorej na umyśle dziewczyny lub, co chyba jest gorsze, a może i nie, osoby,
która zażyła narkotyki.
Zatrzymałyśmy się na szkolnym parkingu.
Wyszłyśmy z samochodu dziękując pani Blight za podwózkę. Dopiero teraz mogłyśmy
się sobie przyjrzeć szczegółowo.
-
Och, Annie! – S złapała mnie za wolną dłoń. – Wiem, że się powtarzam, no, ale
muszę powiedzieć to jeszcze raz – zaśmiała się. – wyglądamy zniewalająco. Okręć
się wokół własnej osi.
-
Summer proszę nie rób scen. – cicho upomniałam rozpromienioną dziewczynę. –
Widziałaś już mnie, więc raczej to głupia prośba.
-Daj
spokój. Po prostu się cieszę, że to już dzisiaj! – ruszyła w stronę wejścia do
budynku, a gdy zauważyła, iż nie idę, zatrzymała się. – No chodź, dalej, Annie.
-
Jesteś wariatką. – stwierdziłam omijając szybko dziewczynę.
-
Wiem, ale za to jaką wariatką. – nie musiałam się obracać by wiedzieć, że Sam
uśmiecha się od ucha do ucha.
Żwawym krokiem weszłyśmy do
szkoły a następnie skierowałyśmy się na salę gimnastyczną, która dzisiejszego
wieczoru zmieniła się w salę balową. Szłyśmy cały czas chichocząc bez powodu.
Tak po prostu. Idąc nikogo nie mijałyśmy, w sumie to chyba dobrze, bo zrobimy
wielkie wejście.
-
Jesteś gotowa? – zapytałam Summer stając przed drzwiami.
-
Pytanie. Oczywiście, że tak! – przybiłyśmy sobie piątkę i jednym zdecydowanym
ruchem otworzyłyśmy drzwi. Ludzie chyba
nie zdawali sobie sprawy, że ktoś wszedł, ponieważ nikt nie zwrócił na nas
uwagi. No cóż, może za chwilę to się zmieni.
Ściągnęłyśmy płaszcze i
odwiesiłyśmy je na wieszak. Poprawiłam jeszcze sukienkę tak, by była idealnie
ułożona, Sam uczyniła to samo. Podeszłyśmy do stolika z napojami. Nalałyśmy
sobie soku pomarańczowego do czerwonych plastikowych kubeczków i po woli
zaczęłyśmy sączyć napój. Do wyboru były jeszcze: herbata oraz kawa i inne smaki
soków.
-
Chyba nikt nie zwrócił na nas uwagi. – oznajmiłam chłodno dziewczynie.
-
Nikt poza dwoma osobami. – ruchem głowy wskazała mi bym się odwróciła.
-
Tego jeszcze brakowało. – burknęłam.
-
O proszę, a kogo my tu mamy.
-
Justin daj spokój. Nie mamy najmniejszej ochoty z tobą rozmawiać.
-
Czy ktoś powiedział, że chce z wami rozmawiać? – spojrzał na Chrisa po czym
oboje wybuchli śmiechem. – Chcemy wziąć napoje, a wy akurat stoicie nam na
drodze. – uśmiechnął się wrednie.
Popatrzyłyśmy z Summer na
siebie. Wiedziałam, że dziewczyna myśli o tym samym co ja. Zrobiłyśmy chłopakom
miejsce; Summer podeszła do mnie, a następnie szepnęła mi kilka słów na ucho.
Skinęłam głową zgadzając się na jej pomysł.
-
Justin – zaczęłam. Chłopak nie zaszczycił mnie nawet jednym spojrzeniem. –
Justin. – powiedziałam już nieco głośniej. Bieber powoli obrócił głowę i
spojrzał na mnie.
-
Co. – warknął.
-
Tak sobie pomyślałam, że może – podeszłam do niego bardzo blisko, niemalże
stykaliśmy się ramionami i nachyliłam się by szeptać mu do ucha. – Oo.!
Przepraszam! – odstawiłam pusty już kubeczek na stolik i wyciągnęłam chusteczki
z torebki. – Boże, nie chciałam. – starałam się by mój głos był jak najbardziej
przekonujący, że jest mi strasznie głupio.
-
Gdybyś nie była taka ładna, kazałbym ci zlizywać ten sok.
-
Nie odważyłbyś się zrobić czegoś takiego. – przestałam wycierać jego koszulę i
spojrzałam na niego szczerze zdziwiona.
-
Chris, jak myślisz, żartuję czy nie?
-
Ty masz niby żartować? Haha – zaśmiał się tak głośno, że kilkoro ludzi
spojrzało na niego jak na idiotę.
-
Sama widzisz. Stary – zwrócił się do Christiana. – chyba muszę zadzwonić do
Kennego by przywiózł nową koszulę. – tu spojrzał na mnie niezadowolony. Leciutko
uniosłam ramiona oraz dłonie w geście bezradności i uśmiechnęłam się
przepraszająco. Podeszłam do Sam, gdy tamci się oddalili od nas.
-
I jak wyszło? – spytałam zacierając ręce.
-
W pewnej chwili pomyślałam, że jest ci serio głupio.
-
Nie chcę skłamać, ale chyba przez jakiś czas tak się czułam. – moje policzki
nabrały delikatnej barwy różowej.
-
Annie!
-
Co ja na to poradzę. – pociągnęłam dziewczynę na pakiet w chwili, w której na
scenę wyszedł dyrektor.
Oczywiście jak to zawsze bywa,
odbyła się niezbyt krótka przemowa, po której, według mnie nie była całkowicie
potrzebna, nastąpiło oficjalne rozpoczęcie zabawy.
Do pani Owen zgłosiło się kilka
dziewczyn, które miały wybrać dwie, trzy dziewczyny jak i również dwóch, trzech
chłopców – osoby te wytypowane, oczywiście sami zainteresowani o niczym
dowiedzieć się nie mogli, miałoby „walczyć” pomiędzy sobą całkowicie
nieświadomi o koronę.
-
Jak myślisz, które to dziewczyny wybierają? – zapytałam Summer trącając ją
łokciem w żebra.
-
Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że to może być ta dziewczyna z 2d.
-
Jak jej tam jest, ee Ophelia? – popatrzyłam na jej twarz. Mięśnie miała
naprężone co pewnie znaczyło, że myśli.
-
Właśnie o tej mówiłam. Patrz, Bieber i Beadles już wrócili. – dodała po chwili.
-
Gdzie? – nerwowo spojrzałam tam, gdzie Summer patrzyła się. – Wygląda jeszcze
lepiej niż wcześniej.
-
Chyba nie o to nam chodziło.
-
Tak. – zgodziłam się z dziewczyną. – Mamy przechlapane…
-
Idą w naszą stronę, o to ci chodziło. – dziewczyna bardziej stwierdziła niż
spytała.
-
Yhym. – skinęłam głową. – Wiem! Chodź na parkiet.
-
Niezły pomysł. – oddaliłyśmy się szybkim krokiem od stolika z napojami i
przekąskami. Stanęłyśmy na środku parkietu z nadzieją, że Justin i Chris nie
podejdą do nas.
Myliłyśmy się.
-
Czemu uciekacie od nas niczym małe, spłoszone sarenki? – usłyszałam
zachrypnięty głos Justina nad moim uchem. Zaraz po tym, gdy się odezwał,
poczułam jego dłonie na swoich biodrach; po plecach przeszedł mnie dreszcz.
Spojrzałam na Summer, która była tak samo spanikowana jak ja.
-
Jest ci zimno?
-
Słucham? – zapytałam zdziwiona Justina.
-
Pytam czy jest ci zimno, bo trzęsiesz się jak galareta. Jestem trochę tym
zdziwiony, ponieważ jest tak ciepło, prawie gorąco na sali, że to jest raczej
niemożliwe. – przechyliłam głowę tak, by móc spojrzeć na jego wyraz twarzy.
Wredny uśmiech. – Albo jest jeszcze jedno wyjaśnienie. – jednym ruchem obrócił
mnie przodem do siebie na co cicho jęknęłam przerażona. – Tak na ciebie
działam. – niebezpiecznie przybliżył swoją twarz do mojej. Poczułam jego
ciepły, miętowy oddech najpierw na twarzy, a następnie na szyi.
Znów ten cholerny dreszcze
przeszedł mi po plechach. Justin to wyczuł.
-
Eureka! – zaśmiał się. Spojrzał mi w oczy. I wtedy to się stało. Z całej siły,
i na ile tylko pozwala mi sukienka, kopnęłam go w czułe miejsce i uciekłam
ciągnąc za sobą Summer do damskiej ubikacji. Kątem oka ujrzałam, że chłopak
szybko podnosi się z miejsca i dłonią wskazuje Chrisowi by nas gonił.
-
Coś ty zrobiła? – zdezorientowana Sam szybko zamknęła drzwi od klasy.
-
Kopnęłam go w jaja. – zaśmiałam się głośno.
-
Ciszej! – upomniała mnie dziewczyna. – Jak będziesz się tak śmiać, to szybko
nas znajdą.
-
Chyba nie. Na bank najpierw pobiegną do ubikacji. Na początku chciałam tam
uciec, ale wtedy nie wyszłybyśmy z niej tak szybko. Cały czas by stali pod nią
i tkwiłybyśmy tam całe wieki co równa się brak możliwości na zabawę. –
wciągnęłam porządną dawkę powietrza do płuc, bo wszystko powiedziałam niemalże
na jednym wdechu.
-
Spokojnie, spokojnie. – Sam poklepała mnie po ramieniu. – Masz rację, myślę, że
w ogóle nas nie znajdą.
Usłyszałyśmy głośne trzaśniecie
drzwiami. Szybko obróciłyśmy się w stronę drzwi i razem krzyknęłyśmy.
Pobiegłyśmy na sam koniec klasy.
-
Masz niezłego cela, Annie. – Justin oparł się nonszalancko o biurko.
-
Narobiłaś niezłego zamieszania. – tym razem odezwał się Chris, który powoli
zaczął iść w naszą stronę. – Nie ma najmniejszego sensu bawić się w kotka i
myszkę, bo tak czy siak stąd nie wyjdziecie.
-
J-jak to? – wyjąkała Sam.
-
A tak to. – Justin wciąż patrząc w podłogę pomachał nam kluczem.
-
To on był w drzwiach. – zapytałam Summer.
-
Nie wiem. Nie popatrzyłam się. – dziewczyna broniła się. – Annie, zrób coś. –
wyjąkała.
-
Jak mam to niby zrobić? – spojrzałam na nią z wyrzutem. – Mam. – powiedziałam
bardziej do siebie niż do niej i wolnym krokiem zmierzałam w stronę Biebera.
Chłopak słysząc kroki leniwie podniósł głowę.
-
Jeśli masz zamiar jeszcze raz kopnąć mnie w czułe miejsce, nie radzę ci tego
robić.
-
Nawet o tym nie pomyślałam. Chociaż… pomyślałam o czymś przyjemniejszym. –
kąciki moich ust delikatnie uniosły się w górę.
-
Co masz na myśli? – spytał podejrzliwie.
-
Powiedziałam już, coś przyjemnego… - położyłam dłoń na jego torsie; złapał ją.
-
Nie podoba mi się twój ton. Chris, łap. Chyba wiem co jej chodzi po głowie. –
Justin rzucił kluczyk chłopakowi.
-
Nie! – krzyknęłam. Chciałam złapać je, ale Bieber trzymał moją dłoń. – Summer!
Złap je! - dziewczyna sprytnie wyminęła Chrisa i chwyciła leżący klucz na
podłodze.
-
Niezłe zagranie, kochana. Punkt dla ciebie. – Chris zaklaskał.
-
Sam uciekaj. – chciałam wyszarpać swoją dłoń, ale Justin miał tak żelazny
uścisk, że nie było nawet najmniejszej możliwości by to zrobić. Niestety,
złapał moją drugą rękę i mocno przyciągnął do siebie. Kopnęłam go w kostkę;
popełniłam ogromny błąd. Wkurzyłam chłopaka, który jedną ręką złapał mnie w
pasie, a drugą zasłonił usta. Nie mogłam krzyczeć, ale za to miałam wolne ręce,
którymi biłam go gdzie tylko mogłam, starałam się zabrać jego dłoń z moich ust.
Wszystko na nic. Wygląda na takie słabe chucherko, a tu proszę, silny z niego
facet.
-
Annie! – Summer skoczyła w moją stronę.
-
Błąd. – po chwili również ona była tak samo w ramionach, tyle że Chrisa. – Oj
dziewczyny. – Beadles pokiwał głową z dezaprobatą, a następnie zabrał klucz i
schował go sobie do kieszeni. Lewa. – Ile chcecie czasu? Trzydzieści minut?
Czterdzieści?
-
A która jest na osi?
-
Dochodzi ósma.
-
Ogłoszenie wyników będzie o dziewiątej, wiec tak za dwadzieścia wypuść nas.
Królowa musi wyglądać pięknie. – spojrzał na mnie uśmiechając się. – Nie
wierzgaj kochanie. Znam twoją tajemnicę. – powiedział tak cicho, bym tylko ja
mogła to usłyszeć. Zrobiłam wielkie oczy i momentalnie znieruchomiałam.
Wpatrywałam się cały czas w chłopaka nie wiedząc czy blefuje czy rzeczywiście
mówi prawdę. Wydawało mi się, że to drugie, bo mówił tak cholernie stanowczo.
Za bardzo.
Christian wyszedł z klasy z
Summer przewieszoną przez jedno ramię. Ten też ma siłę, a nie wygląda na
takiego, który chociażby podniósł dziesięć kilo. A jednak pozory mylą. Już
więcej nie będę oceniać ludzi po ich wyglądzie oraz sposobie bycia, tylko po
poznaniu ich.
-
Zabiorę dłoń z twoich ust, ale pod jednym warunkiem – będziesz cicho. Rozumiemy
się? – pokiwałam głową, że się zgadzam.
-
Jak do jasnej cholery dowiedziałeś się?! – krzyknęłam dosyć głośno.
-
Czy źle się wyraziłem mówiąc, żebyś była cicho? – ponownie zakrył moje usta,
ale tym razem ugryzłam go w palec po czym szybko zabrał rękę.
-
Ty mała s…
-
No dokończ. – wyrwałam się z jego uścisku i podbiegłam do drzwi. Szarpnęłam za
nie. Oczywiście mogłam się domyśleć, nawet Justin mówił do Chrisa, żeby nas
wypuścił. Obróciłam się i oparłam o nie. Spojrzałam na śmiejącego się chłopaka.
-
Doprawdy, wcześniej nie zastanawiałem się jak ty uwodzisz tych biednych
facetów. – podrapał się po głowie. – Nieźle mącisz im w głowach. Przyznam, że
przez chwilę też wpadłem w twoje sidła. – wstał i powoli zaczął zbliżać się w
moją stronę. – Wiesz, że teraz wszystko zależy od ciebie czy komuś powiem czy
nie? – stanął przede mną i ujął moją twarz.
-
Gówno mnie obchodzi czy komuś powiesz czy nie. – skłamałam.
-
Daj spokój, Annie. Doskonale wiemy, że jest inaczej. – przybliżył swoją twarz
do mojej.
-
Co ty możesz wiedzieć, Justin. – spojrzałam w jego hipnotyzujące tęczówki.
Miałam wrażenie, że za chwilę ugną się pode mną kolana i będę błagać go by
nikomu nic nie mówił. Ale to było tylko chwilowe.
-
Wiem więcej niż ci się wydaje. – szepnął tuż przy moich wargach. Kciukiem
przejechał po nich, a ja mimowolnie lekko je rozchyliłam. – O proszę. – musnął
kącik ust. Zapragnęłam więcej wiedząc co może się stać. Jednak on miał plan
tylko wywołać u mnie pożądanie. – Zaczynasz się rozkręcać. – seksownie wychrypiał.
-
Mów czego chcesz i będziemy kwita.
-
Wiesz co chcę w zamian za skrywanie tajemnicy.
-
Nie wiem.
-
Słońce, nie udawaj. – palcem wskazującym przejechał po nagiej skórze dekoltu.
Gdy to robił, ślad jaki zostawiał za sobą to gęsia skórka. – Widzisz? – uśmiechnął
się zwycięsko. – Po dzisiejszej zabawie jesteś moja i tylko moja.
-
Tak łatwo mnie nie dostaniesz. Z moim doświadczeniem nie dorastasz mi do pięt.
– odgryzłam się.
-
I znowu jesteś pewna niepewnego. Z takim podejściem daleko nie zajdziesz.
Doskonale zdawałam sobie sprawę,
że Justin ma doświadczenie w TYCH sprawach. Wystarczyło spojrzeć w jego oczy
pełne pożądania, jego ruchy. Wiedział jak sprawić przyjemność nawet
najmniejszym dotykiem.
-
No, na razie wystarczy. Zostało nam trochę czasu na rozmowę. – odsunął się ode
mnie, a ja działając pod impulsem przyciągnęłam go z powrotem do siebie
wpijając się w jego malinowe usta.
Justin nie był zaskoczony moim
posunięciem. Coś mi się wydaje, że podejrzewał, iż tak zrobię, bo od razu oddał
pocałunek. Szczerze, to tak cholernie znowu chciałam posmakować jego warg.
Chyba żaden facet nie pociągał mnie tak jak to robi Bieber.
Delikatnie muskałam jego wargi,
co jakiś czas przygryzając je. Następnie językiem rozchyliłam je i włożyłam mu
go do buzi chłopaka. Odnalazłam język Justina, z którym po chwili połączyłam
się w jedno zataczając pełne ognia kręgi. Wzrastało we mnie pożądanie, które
wzniecało jeszcze pocałunki.
Justin w końcu przejął
inicjatywę, ponieważ zakończył delikatne pocałunki, a zaczął prawie brutalnie
mnie całować. Spodobało mi się to, bo wolę jak to facet mną kieruję.
-
To, to było… - spróbowałam wyrównać nierówny oddech.
-
Jak zwykły pocałunek. Nic specjalnego. – obrócił się do mnie tyłem.
-
Kłamiesz. Wiem, że ci się podobało.
-
Nie zaprzeczam. Ale też nie mogę powiedzieć, że było to coś, co sprawiło, że
chce więcej.
Więcej nie odezwaliśmy się do
siebie słowem. Poprawiłam swój wygląd na tyle na ile tylko byłam wstanie bez
lusterka, po czym usiadłam na krześle przy biurku. Bawiłam się ołówkiem, który
wyciągnęłam z kubeczka. Po kilku minutach znudziło mi się, więc odstawiłam go z
powrotem i zaczęłam bezczynnie wpatrywać się w sufit. Wiedziałam, że Justin
obserwował mnie przez cały czas, ale to olewałam. Zastanawia mnie jedynie fakt
skąd może wiedzieć o mojej „pracy”. Spojrzałam na niego kątem oka jakby od
niechcenia, a on tak po prostu uśmiechnął się do mnie. Zeskoczył z blatu
stolika i podszedł do biurka. Oparł się o niego dłońmi i odezwał:
-
Za chwilę przyjdzie Chris i otworzy drzwi. Będziesz wolna, ale pamiętaj, tylko
do końca imprezy.
-
A jeśli ucieknę? – zapytałam wstając.
-
Och, niemądre pytanie. Myślałem, że nie spytasz o coś takiego. Wiedz, że gdy
tylko się uśmiechnę, a każdy jest wtedy zdolny jeść mi z ręki.
-
Nie rozumiem.
-
Na sali jest prawie cała szkoła, mikrofon…
-
Nie zrobiłbyś tego.
-
Oczywiście, że nie ja. Są inne osoby w tej szkole, którzy uwielbiają plotkować.
– w ciemności błysnęły jego białe zęby.
-
Dupek z ciebie. – stwierdziłam. Podeszłam do drzwi z założonymi na piersi
rękoma czekając aż Chris otworzy je i będę mogła w końcu wydostać się z tego
piekła.
Długo nie musiałam czekać. Po
kilku minutach usłyszałam wkładanie klucza do zamka i głos śmiejących się
Summer oraz Chrisa. Stop! Wróć. Czy ja dobrze słyszałam? Gdy tylko drzwi
otworzyły się, chwyciłam sukienkę i wyszłam z klasy. Pociągnęłam Summer za
łokieć. Po zatrzymaniu się spojrzałam na nią podejrzliwie.
-
Dobrze się bawiłaś?
-
Słucham?
-
Dobrze się bawiłaś? – powtórzyłam tracąc resztki cierpliwości.
-
O co ci chodzi?
-
Nie udawaj, że nie wiesz o co. Dlaczego śmialiście się z Chrisem? - Sam
spojrzała na mnie po czym wybuchła niepohamowanym śmiechem.
-
Chris stwierdził, że pozabijaliście się z Justinem, bo tak cicho było w klasie.
-
Hah, bardzo śmieszne. – burknęłam sarkastycznie. – On wie. – Sam momentalnie
spoważniała. – Jeśli nie prześpię się dzisiaj z nim, powie całej szkole.
-
Nie zrobi tego. – dziewczyna oparła się o ścianę.
-
Owszem, zrobi. I zapewnił mnie o tym. S, nie wiem co mam zrobić. – jęknęłam.
-
Staraj się o tym nie myśleć i nie daj po sobie poznać przez cały wieczór, że
tego nie chcesz, a potem…
-
A co jeśli ja chcę? – przerwałam jej.
-
Co?! Nie, Annie, nie możesz. – złapała mnie za dłoń. – Wiesz jaki on jest.
-
W tym tkwi problem. Justin mnie pociąga od samego początku, ale nie chcę by
uznał mnie za kolejną zaliczoną laskę. Ja… ja chyba chciałabym się z nim
spotykać. – spuściłam głowę nie chcąc spoglądać na wyraz twarzy Summer.
-
Jako twoja przyjaciółka powinnam się cieszyć, że w końcu chcesz mieć chłopaka i
być szczęśliwa z nim, ale jako była dziewczyna Biebera stanowczo ci odradzam.
-
Dlaczego?
-
Och… nigdy ci tego nie mówiłam, ale nadszedł ten czas. Z Justinem jest bardzo
różnie. Raz jest fajny, miły, a raz jakby diabeł nim zawładnął. Wtedy zawsze
bałam się cokolwiek powiedzieć i siedziałam cicho jak mysz pod miotłą. Starałam
się nie zwracać na siebie uwagi, bo wiedziałam, że jeszcze bardziej rozłoszczę
Justina a ten wtedy mógłby mnie uderzyć. Nie rób takich oczu, bo to prawda. Nie
jest taki na jakiego wygląda. Takie zachowanie zdarzało się coraz częściej.
Kolejny powód to dlaczego ze mną chodził. Nie sądzisz, że to może się
powtórzyć? – spojrzała na mnie. Musiałam się z nią nie zgodzić.
-
Nie sądzę żeby tak było, Summer. W ogóle muszę wybadać dlaczego zaczął całą to
szopkę związaną z nami.
-
Jak to zrobisz? – ruszyła w stronę sali balowej.
-
Uwiodę go tak, by niczego się nie domyślił.
- Więc – pani Owen zaśmiała się.
– Wiem, że zdania nie zaczyna się od więc, ale sytuacja tego po prostu wymaga. Więc
– otworzyła kopertę. – królem oraz królową balu zostają – chwyciła w palce
karteczkę z nazwiskami zwycięzców. Wiedziała, że wiele osób się niecierpliwi,
że wszyscy chcą usłyszeć kto nimi został i specjalnie powoli wyciągała
karteczkę, a i jeszcze przez chwilę trzymała nas w niecierpliwości. – Justin
Bieber i Annie Penny! Gratuluję! Zapraszam do mnie gdzie zostaną wręczone wam
korony.
Stałam z szeroko otwartą buzią.
No bo niby jak miałam inaczej zareagować na to, że zostałam królową? Justin coś
wspomniał, że królowa musi wyglądać pięknie, ale wtedy nie chciałam, nie mogłam
go słuchać i puściłam te słowa mimo uszu. Teraz dopiero zaczęłam zdawać sobie
sprawę z tego co mówił.
Summer szturchnęła mnie
ramieniem i kiwnęła głową żebym poszła na scenę. Udałam się tam i usiadłam na
krześle. Pani Owen nałożyła mi koronę i wręczyła bukiet kwiatów. Dopiero po tym
spojrzałam na uśmiechniętego Justina.
-
Co jest z tobą? Uśmiechnij się Ann. Jesteś w końcu królową.
Przybrałam sztuczny uśmiech.
Nauczycielka mówiła coś przez mikrofon, a po chwili jeszcze raz pogratulowała
nam po czym mogliśmy opuścić scenę.
-
Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam chłopaka.
-
By sprawić ci przyjemność. – pocałował mnie przelotnie w policzek. Wyminął mnie
i udał się w stronę Chrisa.
-
Annie! Czemu się nie cieszysz? Miriam zzieleniała ze złości, że nie wygrała.
-
Mogła sobie wygrać. On zrobił to specjalnie. Nie wiem jak, ale to zrobił.
-
Co z tego! – Summer machnęła ręką. – Powinnaś się cieszyć. Ja na twoim miejscu
skakałabym z radości.
-
Jak dziesięcioletnia dziewczynka. – skwitowałam. – Dobra, nie pora na smuty. W
końcu to nasz ostatni zimowy bal. Powinnyśmy wyszaleć się jak nigdy wcześniej,
prawda? – Sam zgodziła się ze mną. – Więc na co czekamy?
Bawiłyśmy się niesamowicie. Nie
tylko my, ale i cała szkoła. Co jakiś czas DJ puszczał wolne piosenki, więc
schodziłam mogąc odpocząć. Summer zostawała na parkiecie i tańczyła za każdym
razem z innym chłopakiem. Niektórych nawet nie znałam, ale przecież to nie jest
żaden problem żeby dobrze się bawić, prawda?
Tak więc znowu na kolejnej
wolnej piosence siedziałam z głową opuszczoną na krzesełku przy naszym stoliku.
Musiałam ściągnąć koronę, bo źle mi się z nią tańczyło, co chwilę musiałam ją
poprawiać, ponieważ spadała. Teraz wpatrywałam się w nią, zastanawiając się
dlaczego Justin przekonał „komisję” abyśmy to my byli gwiazdami tego wieczoru.
Nie mogłam tego zrozumieć. No bo jak mam to sobie wytłumaczyć, skoro nasze
stosunki z chłopakiem nie są takie dobre? Było już między nami okej, ale
oczywiście musiało to się spieprzyć przez zwykle nieporozumienie. Nie chcę
tłumaczyć o co poszło, bo to naprawdę było głupie i mam nadzieję, że więcej się
to nie powtórzy. Następnym razem muszę ufać ludziom, którym znam, przynajmniej
trochę, a nie największej plotkarze ze szkoły.
Poczułam czyjąś dłoń na
ramieniu. Przestraszona podskoczyłam na krześle; ręką zahaczyłam o plastikowy
kubeczek w skutek czego wylałam napój na stolik.
-
Cholera. – zaklęłam pod nosem. Całkowicie zapomniałam, że ktoś stoi za mną.
Zabrałam się za wyciąganie chusteczek z torebki by następnie wytrzeć mokrą
plamę. Dopiero po chwili usłyszałam głośne odchrząknięcie. Szybko obróciłam się
przypominając sobie, że to przez kogoś narobiłam bałagan. – A, to ty. –
rzuciłam ignorując chłopaka. Obróciłam się z powrotem by dokończyć wycieranie.
-
Za chwilę puszczą wolną piosenkę. Mam nadzieję, że zatańczysz ze mną.
-
Ja z tobą? Justin , puknij się w głowę, o tak. – pokazałam na nim o co mi
chodziło. Nie przewidziałam tylko, że on może złapać mnie za przegub.
-
Teraz nie masz wyjścia. Musisz ze mną zatańczyć, w innym przypadku cie nie
puszczę.
-
Sama mogę się puścić. – uśmiechnęłam się niezbyt miło.
-
W to nie wątpię. – puścił mi oczko i pociągnął na parkiet.
-
A moje rzeczy? – zatrzymałam się wpatrując w Justina.
-
Chris je popilnuje.
-
Ale… - chciałam jak najdłużej opóźnić nasz taniec, tyle że chłopak zignorował
mnie całkowicie ciągnąc na środek parkietu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz