niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 15


                - Justin – zaczęłam niepewnie. – nie rozumiem jednego, no dobra, może kilku rzeczy, ale to jedno muszę  wiedzieć. – zaśmiałam się nerwowo. W gardle poczułam narastającą gulę. – Po co robisz to wszystko? – spojrzałam w jego oczy, w których nie widziałam żadnych emocji. Odbijały tylko blask sztucznego światła.
- Kiedyś przyjdzie na to czas, wtedy ci odpowiem. Teraz bawmy się. – uśmiechnął się. Był to uśmiech szczery, który doprowadził moje serce do szybszego bicia. – Rumienisz się. – prawą dłonią ujął mój policzek, a lewą objął w pasie i przybliżył jeszcze bardziej do siebie. – Do twarzy ci w lekko zaróżowiałych policzkach.
- Dziękuje. – szepnęłam bardzo cicho. Nie mogłam dłużej wpatrywać się w chłopaka, więc oparłam głowę na jego torsie. Mocno wciągnęłam powietrze pomieszane z perfumami szatyna. Zakręciło mi się od nich w głowie. Napawałam się tym zapachem przez cały czas, który delikatnie drażnił mój nos.   
                Poprzez tą bliskość zapomniałam o zbliżającym się wieczorze, a raczej o zbliżającej się nocy i tego co ma nastąpić. Nie wyobrażam sobie seksu z Justinem. Naprawdę nie potrafię nawet o tym pomyśleć. No bo jak to wszystko będzie wyglądało? Rozbierzemy się, walniemy na łóżku czy tam na podłodze, pokochamy się  przez chwilę i po wszystkim? A później co? Nie będę potrafiła nie spojrzeć na Biebera i nie myśleć o tym. Jakbyśmy byli razem to co innego. Ale my przecież nie będziemy ze sobą! Summer powiedziała mi, że z Justinem jest różnie. Co ona miała na myśli mówiąc, że czasami wolała siedzieć cicho jak mysz pod miotłą. To znaczy, że chłopak ją bił? Wyzywał? To niemożliwe. Wręcz absurdalne. Wystarczy tylko spojrzeć na twarz szatyna, a odpowiedź przyjdzie sama. Ten chłopak, co teraz mnie obejmuje, nie zrobiłby przecież czegoś takiego jak pobicie swojej dziewczyny! Nigdy nie zauważyłam u Summer sińców czy nawet delikatnych zadrapań. No chyba że Justin bił ją w miejscach, które można ukryć pod ubraniem. Hmm, to daje do myślenia.
                Zadrżałam. Justin złapał za mój podbródek i kazał spojrzeć sobie w oczy. Bałam się. Jednak zrobiłam to. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Stało się coś? Jesteś bardzo blada. – pokręciłam przecząco głową. – Jednak coś musiało się stać, Annie. Człowiek raczej tak po prostu nie staje się biały jak ściana bez przyczyny.
                Przytulił mnie do siebie z całej siły. W tle nie grała już wolna muzyka. Zresztą, nie przeszkadzało nam to. Pomimo tego, że na sali było bardzo głośno, ja nie słyszałam nic poza biciem serca Justina i jego kojącym głosem; jego dłoń pieściła moje plecy przesuwając się raz w górę, a raz w dół; szeptał mi do ucha słodkie rzeczy, lecz to nie potrafiło mnie uspokoić. Co rusz przed moimi oczami przesuwały się obrazy płaczącej w rogu pokoju Summer i stojącego nad nią z podniesioną ręką Justina.
                To przerażające. I chore. Przecież ta istota nie mogłaby czegoś takiego uczynić. Nie on. Dałabym odciąć sobie rękę za jego niewinność w takiej sytuacji. Nie ten Justin, on nie zrobiłby tego.
- Właściwie, to chciałabym jeszcze o coś zapytać.
- Wal śmiało. – uśmiechnął się. Wciąż mnie obejmował, a ja czułam się tak wspaniale.
- Bo… czy to dziwne, że zapomniałam? – zaśmiałam się nie chcąc by wyczuł, że skłamałam.
                Szatyn spojrzał na mnie dziwnie, ale to trwało tylko chwilę. Przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Zdziwiłam się, że dał radę to zrobić, bo koło w sukni było obszerne i raczej uniemożliwiała wykonanie czegoś takiego.
                Chłopak po prostu mnie zadziwia.

***

                - No stary, jak ci idzie? – zapytał Chris, który dolewał sobie do soku wódki.
- Wydaje mi się, że Annie powoli zaczyna mi ufać. Tylko jedno mnie dręczy – dziwnie zachowywała się, gdy razem tańczyliśmy. Dasz głowę, że nagle zrobiła się biała jak ściana? A po chwili jej twarz nabrała normalnych kolorów.
- Może ona… no wiesz… jest…
- W ciąży? O to ci chodziło? – Christian pokiwał głową zgadzając się. – Nie sądzę. Może jest po prostu zdenerwowana ciążą swojej mamy.
- Albo bo po prostu boi się nocy spędzonej z tobą. – stwierdził.
- Oj Chris, jednak czasem potrafisz myśleć. – poklepałem chłopaka po ramieniu po czym go wyminąłem.
                Mamy nie będzie w domu przez kilka dni. Pojechała w odwiedziny do dziadków zaraz po tym jak pojechałem na bal. Mogę więc spokojnie przyprowadzić do siebie Ann i w końcu przespać się z nią.
                Chociaż… dziewczyna wydaje się taka… no właśnie, taka inna. Zamknięta w sobie, która otworzy się tylko przed Summer. Nie, ona raczej nie jest zamknięta w sobie. Chodzimy do jednej klasy od roku i mogę śmiało stwierdzić, że dziewczyna jest otwarta na świat i na nowe znajomości.
                A ten jej sekret. Muszę się dowiedzieć dlaczego to zrobiła. Dlaczego nie zwróciła się o pomoc do Summer czy do mnie.
Palnąłem się z otwartej dłoni w czoło.
Tak Bieber. Laska przyleci do ciebie prosząc cie na kolanach o pomoc. Przecież Annie mnie nienawidzi, więc jak mogłaby zwrócić się do mnie. Odkryłem właśnie Amerykę, pomyślałem sarkastycznie poprawiając włosy w lusterku.
Opuściłem ubikację kierując się w stronę sali gimnastycznej. Jestem z siebie cholernie dumny namawiając panią Owen do zmiany nazwisk zwycięzców. To mój urok osobisty tak działa na ludzi. W sumie nie dziwię się tej kobiecie, że mi uległa. Jakbym był dziewczyną, czy kobietą, nie ważne, i spotkałbym takiego gościa jak ja, rzuciłbym się na niego nie zastanawiając się nad niczym.
Wszedłem na salę lustrując ją całą. Między tyloma ludźmi starałem się dojrzeć ją, Annie Penny. Dziewczynę, która zawróciła mi w głowie od pierwszego naszego spotkania. Dziewczynę, która przewróciła moje życie do góry nogami. Dziewczynę, która przez ten cały czas nie dawała mi spokoju śniąc mi się po nocach. Dziewczynę, która opętała wszystkie moje myśli.
W końcu dojrzałem ją siedzącą na tym samym krześle co wcześniej. Wolnym ruchem skierowałem się w jej stronę nie zwracając uwagi na nikogo. Poprawiłem jeszcze raz włosy zanim stanąłem za Ann. Położyłem dłonie na jej ramionach w skutek czego podskoczyła.
- Wystraszyłem mnie. – zaśmiała się.
- Już czas. – wyszeptałem jej wprost do ucha, a następnie spojrzałem w jej oczy. Była przerażona. – Nie masz się czego bać, mała. – zapewniłem ją.
- Czy dobrze usłyszałam ja nazwałeś mnie małą?
- Tak. – oznajmiłem po czym dostałem kopniaka w kostkę.
- Nigdy więcej nie nazywaj mnie tak, zrozumiałeś? – muszę przyznać, że gdy się denerwowała, była jeszcze śliczniejsza.
- Jesteś jeszcze bardziej pociągająca, gdy tak słodko marszczysz nosek. – pstryknąłem  ją w nosek.
- Nie przeginaj, Bieber. Pamiętaj – wzięła torebkę – robię to wszystko po to, byś nikomu nie palnął  ani słowa. Jeśli tak się nie stanie, porozmawiamy inaczej. - warknęła groźnie.
- Przepraszam, ale chyba się przesłyszałem, ty mi grozisz?
- Nazywaj to sobie jak tylko chcesz. A teraz jedźmy już, chcę mieć to z głowy. - Zwróciła się w stronę wyjścia. Nawet przez tak rozłożystą suknię mogłem ujrzeć jak seksownie porusza biodrami. To będzie niezapomniana noc, pomyślałem po czym szybkim krokiem dogoniłem dziewczynę.            
                Sięgała właśnie po płaszcz, który pomogłem jej włożyć. Może jestem ostatnim draniem, ale dżentelmenem też potrafię być. Annie spojrzała na mnie niepewnie. Otworzyła już usta by coś powiedzieć, lecz szybko je zamknęła. Nie będę dociekać o co chciała zapytać, bo i tak już za dużo się dzisiaj odzywałem.
                Gdy przypomnę sobie jak zmieniła się wtedy w klasie w uwodzicielkę… Boże! Ta dziewczyna serio jest boginią seksu, którą za chwilę będą miał w swoich ramionach.
                Przyśpieszyłem kroku ciągnąc tym samym Annie za sobą. Spowodowane to było pojawiającymi się obrazami przed moimi oczyma, a raczej scenami w roli głównej ze mną i Ann.
- Nie śpiesz się tak. Justin. Wiem, że chcesz już sobie poużywać, ale wyobraź sobie, że jest pewna osobą, którą jestem ja rzecz jasna, która nie chce by to coś w ogóle się wydarzyło. Więc bądź tak wyrozumiały i zwolnij do jasnej cholery! – Annie wykrzyczała ostatnie zdanie przywracając mnie tym samym do rzeczywistości. – Daj mi się nacieszyć tymi ostatnimi chwilami swobody. Po wszystkim będę kolejną laską, którą zaliczyłeś, a wiedz, że nie mam najmniejszej ochoty iść z tobą do łóżka.
                Wybuchnąłem śmiechem. Tak po prostu po tym co powiedziała. Wiem, że to tak niestosownie w takiej chwili, ale nie mogłem wytrzymać.
- Tylko nie udawaj, że nie chcesz.
- Nie udaję…
- Udajesz, a wiesz dlaczego to wiem? Bo widzę to w twoich oczach. – spojrzałem w nie głęboko.
- Gówno widzisz.
- Nie, gówna tam na pewno nie ma. Widzę piękne, tajemnicze brązowe oczy, które potrafią sprawić bym zapomniał o całym świecie. Cii. – uciszyłem ją widząc jak otwiera usta. – Dziwnie to wszystko brzmi, prawda? Ale taka jest prawda. Pomimo tych wszystkich sprzeczek między nami… Wiesz, to one sprawiły, że zachciałem poznać ciebie bardzo blisko. – ująłem jej policzek.
- Daj spokój Justin z tymi wszystkimi bredniami. Nie mam zamiaru ich wysłuchiwać. – wyminęła mnie wiercąc tym samym dziurę w moim sercu.
                Zasłużyłem sobie na to, taka jest prawda.
               
                Kenny zatrzymał się pod bramą mojego domu. Otworzyłem drzwi wychodząc pierwszy, a następnie wystawiłem dłoń by pomóc tym samym wyjść Annie. Z ociąganiem ujęła ją i ślamazarnie opuściła limuzynę. Spojrzała na mnie ze wstrętem w oczach. Och, nie dam rady tego zrobić.
- Wsiadaj z powrotem. Kenny zawiezie cie do domu. – nie patrząc na nią podszedłem do bramy. Chwyciłem za klamkę furtki, a gdy nie usłyszałem odgłosów silnika, obróciłem się w stronę dziewczyny. – Na co czekasz? – zapytałem chłodno. – Na zaproszenie?
- Justin ja... – zaczęła.
- Odpuść sobie, okej? – podszedłem do niej. – Bądź pewna, że wszyscy się dowiedzą. – wysyczałem przez zęby.
- Nie rób tego, proszę… - wyszeptała. – Myślisz, że chciałam to wszystko robić?! Myślisz, że gdybym miała inny wybór, postąpiłabym właśnie tak?! Postaw się na moim miejscu. Zobaczymy czy wtedy też byłoby ci do śmiechu. – obróciła się na pięcie chcąc wsiąść z powrotem do limuzyny. Zatrzymałem ją. Wziąłem dziewczynę na ręce mimo jej protestów, a następnie udałem się do domu. Kenny musiał pomóc mi z otworzeniem drzwi wejściowych i zapaleniem światła. Po tym wyszedł.
                Postawiłem dziewczynę na podłodze w kuchni. Bałem się spojrzeć w jej oczy, które ciskały piorunami.
- Wiesz, że to jest porwanie? – krzyknęła z wyrzutem.
- Tylko nie krzycz. Jest trzecia w nocy.
- Nic mnie to nie obchodzi! Chcę wrócić do do… - nie pozwoliłem dokończyć zdania Annie. Zamknąłem jej usta namiętnym pocałunkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz