niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 13


                Mamy ręce pełne roboty. Wielkimi krokami zbliża się poród, mama coraz częściej denerwuje się, a nie może. Z tego powodu wylądowała w szpitalu chyba jakoś ze trzy razy. Za bardzo się o nią martwię, dlatego staję na głowie razem z Dorothy.
                Jestem już w klasie maturalnej co za bardzo mi się nie uśmiecha. Nie mogę skupić się na nauce, ponieważ musimy przygotować pokoik dla mojej siostrzyczki. Jestem z mamy bardzo dumna, że pomimo problemów ona pcha się wszędzie. Powinna siedzieć na sofie i uważać na dziecko by nie dopuścić do ponownego powrotu do miejsca, za którym szczerze nie przepadam. Ona również i wiele innych osób. Zawsze mówi i mi i Dorothy, że nie może siedzieć bezczynnie i patrzeć się jak my pracujemy. Okej, wierze jej, ale Megan powinna się zastanowić nad zdrowiem jeszcze nienarodzonego dziecka. Wiem, że martwi się o nas, ale swoją uwagę powinna bardziej poświęcić mojej siostrzyczce niż nam. Jeszcze nie zastanowiłyśmy się nad imieniem dziecka. W sumie to cały czas myślimy, ale nie możemy dojść do porozumienia. Mamie podoba się inne, mi to samo, a nawet Dorothy podała swoją propozycję. Jak na złość wszystkie trzy imiona są śliczne: Leonie, Lavinia oraz Gabrielle. I jak tu wybrać?!
                Oczywiście nie pomagam Dor cały czas. Musze przygotowywać się do matury, a w między czasie, gdy mam wolne, odwiedzam Melanie i małą Annie. Dziewczynka zawsze cieszy się na mój widok nawet wtedy, kiedy  ma bardzo zły humor. Staram się kupować jej prezenty, ale jednego razu Mel skarciła mnie za to mówiąc, że w ten sposób rozpieszczę małą. Nie wiem jak mogłabym to zrobić zważywszy na to, że jestem u nich jakoś cztery do pięciu razy w miesiącu. Może ma rację, chociaż ja i tak wciąż kupuję jej nawet drobne prezenty.
                Mama wciąż nie dowiedziała się o dziecku Chucka. Teraz, gdy w każdej chwili może ponownie trafić do szpitala, unikam rozpoczęcia rozmowy na ten temat. Jednak kiedyś będę musiała jej to powiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Mogłoby to spowodować katastrofę, której pragnę uniknąć jak ognia. Jestem szczerze zdziwiona, iż do tej pory jednak udało mi się dochować tej tajemnicy. Tak samo jestem pod wrażeniem milczenia Summer. Przez te trzy miesiące kłóciłyśmy się wiele razy, a ona nie wypaplała Megan dwóch moich największych tajemnic: że Chuck miał dziecko oraz tej, że jestem kobietą lekkich obyczajów(dop. aut. jednak coś z języka polskiego pamiętam).
                Głos, który towarzyszył mi podczas drogi powrotnej od Drew to było sumienie. Teraz za każdym razem jak sobie przypomnę tamtą chwilę chce mi się śmiać wniebogłosy. Nie wiem jak mogłam być tak głupia i przerazić się sumienia. Nikomu o tym nie powiedziałam i nie mam takiego zamiaru. Wszyscy po prostu wyśmialiby mnie z tego powodu. A mama uznałaby, że muszę pójść do psychiatry.
                Do klubów chodzę raz na dwa tygodnie. Już nie potrzebuję zabawiać się z kolesiami dla kasy, ponieważ Megan w pracy idzie bardzo dobrze. Wybiła się z dna, na którym przez jakiś czas była. Za kasę, którą miałam w skarbonce kupiłyśmy ubranka i inne potrzebne rzeczy dla dziecka. Nie za całą oczywiście, musiałam zostawić sobie jakąś część na zbliżający się bal zimowy.
Jak co roku w naszej szkole dyrekcja organizuje bal zimowy, na którym wybierani są królowa i król balu. Każdy, który przyjdzie zobowiązany jest aby ubrać się schludnie. Gdy tak mówią to chodzi im o to, że chłopcy mają mieć garnitur, a dziewczyny sukienki balowe. Jak wiadomo z doświadczenia w naszej szkole jest pewna grupka tzw. „plastików”. Ściślej mówiąc osoby te chodzą do mojej klasy: Miriam Johnson, Selena Burney, Caroline Carlson oraz Pamela Clein. Tylko jedno podoba mi się w tych dziewczynach: nie chcą upodobnić się Miriam. Każda ma swój własny styl, ale jest na tyle słodki i odkrywający ciało jak „przywódczyni”. Naprawdę, nie wiem jak mogą robić z siebie idiotki, ponieważ nie są takie głupie na jakie wyglądają. Chociaż, jakby się tak zastanowić, to czasami potrafią zaskoczyć w najmniej oczekiwanym przez wszystkich momencie.
Muszę się przyznać, nawet bez bicia, że kiedyś należałam do paczki Miriam. Tak jakby to… nie, źle powiedziałam. Kilka lat temu przyjaźniłam się z Johnson. Po wyjeździe Drew czułam się samotna. Jako, że mój tato i tato Miriam pracowali razem przez jakiś okres czasu, zbliżyłyśmy się przez to do siebie. Dobrze się bawiłyśmy w swoim towarzystwie, ale wiadomo jaka jest to przyjaźń pomiędzy jedenasto czy dwunastolatkami.
Kontakt urwał się po małej sprzeczce. Pokłóciłyśmy się w sumie o nic. Chociaż dla takich dziewczynek jakimi byłyśmy my, był to straszny problem. Miriam wiedziała co chcę założyć na bal przebierańców, tak samo wiedziałam ja co ona chce ubrać. Tak więc przygotowałam się z pomocą mamy na ważny dla mnie bal. Na twarzy miałam piękną maskę połyskującą srebrnym brokatem. Ubrana byłam w długą rozchodzącą się na dole sukienką kolory delikatnego różu, a na plecach miałam drobne skrzydełka. Według mamy i taty a także Chucka wyglądałam cudownie. Sama tak też uważałam. Byłam szczęśliwa, że mogę pokazać wszystkim jak pięknym jestem dzieckiem.
Niestety, moja radość ulotniła się bardzo szybko po przybyciu na miejsce. Gdy tylko ujrzałam Miriam, bardzo się wkurzyłam jak na dziecko dwunastoletnie. Ubrana była dokładnie tak samo jak ja! Na zewnątrz nie pokazałam nikomu jak bardzo mnie tym zirytowała, a wewnątrz aż płonęłam z gniewu na nią. W pierwszej chwili pomyślałam, że chciała wyglądać tak samo pięknie jak ja, ale jej sukienka była również oszałamiająca, więc nie rozumiem dlaczego to zrobiła.
Ale to nie koniec. Kolejnym powodem naszej kłótni był chłopak, który podobał się nam obydwu. Najprzystojniejszy w naszej klasie. Nazywał się Nicholas i każda dziewczyna wzdychała na jego widok. Oszałamiająco piękny. Jego czarne włosy idealnie przystrzyżone zawsze połyskiwały w słońcu. Oczy koloru oceanu patrzyły na każdego ciekawie a zarazem ostrzegały przed jego charakterkiem. Och, jak on mi się podobał pod każdym względem! Dobra, trochę z tym przesadziłam, ale Nicky był serio najpiękniejszym dzieciakiem w naszej szkole.
Okey, a teraz czas by powrócić do kolejnego powodu kłótni. Otóż ów chłopak jak już chyba wspomniałam podobał się i mi i Miriam. Skrywałam to przed całym światem, a Johnson przeciwnie – robiła wszystko żeby ją zauważył. Czy jej się udało? Skądże. Nie spojrzał na nią ani razu. Za to mi posyłał niewinne uśmieszki. Oczywiście nie spodobało się to Miriam, dlatego ubrała się tak samo na ten felerny bal, którego nie zapomnę do końca życia. Reszty można się domyśleć co mi zrobiła.
Teraz, kiedy mijamy się na korytarzu, nie zaszczycamy się nawet jednym spojrzeniem. Gorzej jest w klasie, gdy słyszę jej okropnie słodki głosik. Pociesza mnie jedynie fakt, że będę jeszcze słyszeć go przez niewielki okres czasu, zaledwie osiem miesięcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz