niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 10


                - Ja… - zaczęłam. - … ach, powiem ci. Kiedyś i tak bym musiała to zrobić. – spojrzałam na nią. – Od miesiąca chodzę do jednego klubu.
- I co z tego, że chodzisz? – zmarszczyła czoło.
- Nie skończyłam. Chodzę tam tak często jak tylko mogę. Nie przerywaj mi. – powiedziałam, gdy zauważyłam, że otwiera już usta. – Za każdym razem wybieram sobie „ofiarę”, o ile mnie nie można tak nazwać, i zaciągam go do łóżka za kasę. – schowałam twarz w dłonie. – Jestem zwykłą dziwką, rozumiesz? – szepnęłam tak, by mogła usłyszeć to tylko ona. Summer przez chwilę wpatrywała się we mnie z odrazą. – Zrozum mnie, musiałam. – spojrzałam na nią błagalnie. – Musiałam, musiałam… - powtórzyłam i rozpłakałam się.
                Dziewczyna przytuliła mnie z całej siły. Przypomniałam sobie tych wszystkich kolesi, z którymi spałam. Zrobiło mi się żal siebie, czułam wstręt do swojego ciała, do całej mojej osoby. Brzydziłam się spojrzeć w lustro. Jak pomyślę, jak wielki błąd popełniłam, mam ochotę się najzwyczajniej w świecie zabić. Nie dlatego, że chciałam pomóc, ale tylko dlatego, że wybrałam taki a nie inny sposób.
- Cii, nie płacz. Jestem z tobą. – pogłaskała mnie po plecach jakbym  była małą dziewczynką i płakała, bo upadłam, a z kolana ciekła mi krew. – Wiesz, że mogłaś ze mną porozmawiać i jakoś razem byśmy coś wymyśliły. A tak właściwie to po co to robiłaś?
                Opowiedziałam jej od początku. Od tego dnia, w którym mama oznajmiła mi, że mamy kłopoty oraz o ciąży, aż do dnia wczorajszego. Mówiłam jej wszystko. Jak wybieram „ofiarę”, jak owiłam ją sobie wokół palca, jak staram się, by nie zauważył co chcę zrobić, a w końcu jak lądujemy w łóżku.
- Nie wiem co powiedzieć. Ann – spojrzała na mnie oczyma pełnymi bólu. – Nie musiałaś tego robić.
- Myślisz, że nie wiem tego? Owszem, wiem! – krzyknęłam. – Ja to wiem. – dodałam już ciszej. – Ale to był chyba jedyny sposób na zarobienie szybkiej kasy.
- Zdajesz sobie sprawę jakie mogą być  z tego konsekwencje? Że możesz zajść w ciąże, a co najgorsze zachorować i umrzeć? Ann. – potrząsnęła mną. – Ann, mówię do ciebie.
- Chyba powinnam pójść do lekarza zbadać się. – spojrzałam jej w oczy ze strachem.
- Pójdę z tobą. – uśmiechnęła się lekko. Najwyraźniej chciała mnie podnieść na ducha. Niestety, nie udało jej się to.
- Summer, a co jeśli będę mieć HIV’a? Boję się…
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. (…)

                Razem z Sam siedzimy właśnie w poczekalni. Czekamy na wyniki badań. Przez cały tydzień siedziałam jak na szpilkach oczekując telefonu od lekarza. Podałam mu mój numer, ponieważ nie chciałam żeby mama dowiedziała się o wszystkim. Wyprosiłam, niemalże błagałam go na kolanach aby nie powiadamiał Megan przez to, że nie skończyłam osiemnastu lat. 
- Panna Penny? – młoda kobieta podniosła wzrok znad karty pacjenta. – Pan doktor prosi.
                Wstała cała się trzęsąc. Moje dłonie pociły się okropnie, a i jeszcze czułam jak spływa mi po plecach.
- Idziesz ze mną czy poczekasz tutaj? – zapytałam Summer przystając obok niej.
- Poczekam tutaj. Wszystko będzie okej. – zapewniła mnie widząc moja minę.
- Mam nadzieję. Trzymaj kciuki. – pokiwała lekko głową.
                Weszłam do gabinetu. Lekarz oglądał jak mniemam moje wyniki. Miał około pięćdziesięciu lat, na nosie okulary i był lekko siwy po bokach głowy.
- Dzień dobry. Proszę usiąść. – wskazał mi miejsce. usiadłam
- Dzień dobry.
- Przejrzałem właśnie pani wyniki. – spojrzał na mnie. – Muszę przyznać, że ma pani szczęście. – pochyliłam się lekko do przodu. – Jest pani zdrowa.
- Naprawdę? – spytałam zaszokowana. Szczerze powiedziawszy nie byłam tak do końca pewno, że mogę być zdrowa. Zawsze w życiu przytrafiały mi się okropne rzeczy, dlatego teraz myślałam, że będzie tak samo.
- Tak. Jest pani tego świadoma, że mogło być inaczej?
- Oczywiście.
- Z iloma mężczyznami pani współżyła?
- Z… - zawahałam się na chwilę. Ciężko przełknęłam ślinę. - … dwoma.
- Yhym, rozumiem. Ale to nie zmienia faktu, że wyniki mogły być inne. Powinna pani… - i dalej go nie słuchałam. Przed oczami miałam obraz tylko moich wyników. Nie sali, w której się znajdowałam, nie lekarza, który usilnie teraz tłumaczył mi konsekwencje jakie mogły wyniknąć i przestrzega mnie przed kolejnymi tego typu rzeczami. Gdy usłyszałam „to wszystko”, szybko wstałam, podziękowałam, odebrałam wyniki i wyszłam.
                Pomyślałam, że mogę wkręcić Summer. Miło, gdy ktoś się o ciebie troszczy choć przez krótką chwilę.
- I co? – zapytała wstając. Spuściłam głowę. Nie mogłam spojrzeć na nią, bo inaczej wybuchłabym śmiechem.
- Jestem… - zrobiłam pauzę by trzymać ją przez chwilę w niepewności. - … zdrowa! Krzyknęłam szczęśliwa. Rzuciłam się  Sam na szyję i mocno ją przytuliłam. Razem skakałyśmy w kółko, a ludzie na korytarzu patrzyli się na nas jak na wariatki. Jedna starsza kobieta zwróciła nam uwagę. Szczerze – nie przejęłyśmy się tym ani trochę. Teraz było dla mnie i dla Sam ważne to, że jestem zdrowa.
- To co, idziemy na zakupy? – zapytałam z bananem na twarzy.
- Jasne. – oplotła mnie ramieniem i wyruszyłyśmy na „polowanie”. (…)


***

                Stałam oparta o ścianę i czekałam na kolejnego mężczyznę. To, co robiłam, można powiedzieć, że zaczęło sprawiać mi przyjemność. Jedno co mnie tylko odpychało, było to, iż czasami mega obleśni faceci chcieli mnie dla siebie. Wtedy nie zgadzałam się nawet, gdy dawali niezłą sumkę. Przepraszam, ale aż tak nisko to ja JESZCZE nie upadałam.
                Zauważyłam zbliżającą się postać. Migiem wyciągnęłam szminkę z torebki i przejechałam nią po ustach. Schowałam ją z powrotem i wyczekiwałam osoby. Temu komuś najwyraźniej się nie śpieszyło, bo szedł jak żółw. Dosłownie.
- Witaj. – zaczęłam uwodzicielskim głosem. Osoba ta była w ciemnościach, więc nie mogłam jej się przyjrzeć. Gdybym wiedziała kto to jest, czym prędzej bym stamtąd uciekła. Odsunęłam się od ściany i zrobiłam krok w stronę mojej kolejnej „ofiary”. – Nie masz czasem ochoty pobyć sam na sam z piękną kobietą? – odrzuciłam włosy do tyłu.
- CO? Kim ty jesteś? Annie? – postać zadała te pytanie, a mnie momentalnie serce zaczęło bić szybciej. (…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz