Następnego
dnia.
Obudziłem się w świetnym
humorze. Koncert był wspaniały, a One Less Lonely Girl piękna. Jej oczy były
bardzo podobne do oczu Annie. Pełne blasku, ciepła, a zarazem tajemniczości.
Leżąc na łóżku spojrzałem w sufit. Ręce splotłem
pod głową. Znowu przypomniały mi się słowa Scootera:
Zawsze
powtarzałeś, że coś takiego nigdy ci się nie przytrafi. Że zawsze pozostaniesz
tym samym chłopakiem z Kanady, który miał marzenia. Że nigdy nie zapomnisz jak
miałeś ciężko. Że zawsze będziesz pamiętać jak zaczynałeś. Co się stało z
tamtym chłopakiem? Nie mów mi, że wciąż nim jesteś, Justin. Zmieniłeś się. –
wstał. – Przemyśl wszystko. Pamiętaj, tu w środku – dotknął mojej klatki
piersiowej w miejscu, gdzie znajduje się serce – jest stary Justin, którego
poznałem. Wystarczy, iż zapragniesz, a wrócisz.
Dały mi dużo do myślenia. Miał rację. Całkowitą
rację. Zmieniłem się, cholernie się zmieniłem. Chyba powoli zapominałem jak
było kiedyś.
Przymknąłem oczy, a niemalże od razu
przypomniałem sobie, gdy siadałem na schodach teatru i grałem na gitarze, by
zarobić nieco pieniędzy na jedzenie. Ludzie byli dobroduszni ( nie wszyscy, ale
bywali tacy ) i rzucali mi jakieś drobniaki. Każdego wieczoru dziękowałem Bogu,
że są jeszcze takie osoby na świecie. Teraz, gdy sam widuję dzieci, które
grają, tak jak ja robiłem to kiedyś, staję i słucham lub wpatruję się w nie, a
następnie rzucam im pieniądze.
Otworzyłem oczy; wstałem z łóżka i podszedłem do
torby. Wyciągnąłem z niej laptopa, którego położyłem później na stoliku.
Włączyłem go, a następnie wpisałem adres strony w przeglądarce. Poczekałem, aż
łaskawie załaduje mi się. Kliknąłem „play”. Mały dzieciak śpiewający cover
„With you” Chrisa Browna. Tak, to byłem ja. Oglądnąłem raz, później kolejny i
kolejny i tak w kółko.
Po jakimś trzydziestym razie, poczułem, że mam
już dość. Walnąłem pięścią o blat stoliku. Ból w okolicy pękniętej wcześniej
kości dał o sobie znać. Krzyknąłem, ba, wrzasnąłem możliwie najgłośniej jak tylko
mogłem, a później najnormalniej w świecie rozpłakałem się, jak małe dziecko.
Dałem po prostu upust moim emocjom.
Scooter, Pattie oraz Kenny wparowali do pokoju
przestraszeni. Siedziałem na podłodze oparty o łóżko z podkulonymi nogami i
głową pomiędzy nimi.
-
Justin co się stało? – pierwsza podskoczyła do mnie mama.
-
Po-po wiedz żeby wyszli. – wychlipałem.
-
Słyszeliście? – Pattie zwróciła się do mężczyzn.
-
Jak będzie już okej, powiadom nas. – kobieta skinęła głową.
Poczekałem aż wyjdą. Uniosłem
głowę, spojrzałem w jej błękitne oczy i znowu wybuchłem płaczem. Rzuciłem się w
objęcia mamy. Poczułem się tak niewinnie, bezpiecznie.
-
Cii… - głaskała mnie po plecach . – Ciii kochanie, wszystko będzie dobrze. –
zapewniła mnie.
-
Mamo, czy ja się zmieniłem? – spytałem ją nie patrząc na nią.
-
Skąd przyszło ci coś takiego do głowy?
-
Po prostu odpowiedz: zmieniłem się? – wyswobodziłem się z objęć Pattie i
usiadłem we wcześniejszej pozycji.
Milczała.
-
Tak myślałem. Scooter wczoraj sprawił, że w końcu przyznałem się sam przed sobą
o tym. Mamo, powiedz, że znowu będę taki jak kiedyś… - poprosiłem.
-
Justin… - zaczęła. Usiadła obok mnie; westchnęła ciężko. – Kiedyś przychodzi
taki czas w życiu, że nie wiemy kim tak naprawdę jesteśmy. Zadajemy sobie te pytanie,
by następnie zastanowić się nad nim. Nie mogę ci teraz pomóc, Justin. Musisz
sam odnaleźć drogę, z której zbłądziłeś. Ja mogę ci jedynie wskazać, może nie,
źle to powiedziałam, w jakiś sposób naprowadzić, ale reszta należy już do
ciebie. – poklepała mnie po kolanie i wstała. – Przypomnij sobie pierwsze
koncerty synu. – powiedziała na odchodnym.
Drzwi od pokoju zostawiła
uchylone. Usłyszałem rozmowę.
-
I co z nim?
-
Biedny pogubił się. Nie wie co ma robić. On nas teraz potrzebuje Scooter, a ja
nie do końca potrafię mu pomóc. Chyba zadzwonię po Jeremiego. – zaczęła
szlochać.
Chciałem wstać i pójść do niej,
ale nogi odmówiły posłuszeństwa. Opadłem z powrotem na podłogę. Kolejna dawka
łez opuściła moje oczy. Tak, chyba przeżywam drobne załamanie nerwowe. (…)
***
Wstałam około południa. Ból,
który kiedyś towarzyszył mi w okolicach krocza, teraz nie następuje.
Praktycznie już nic mnie boli, nawet moja psychika.
Usiadłam na skraju łóżka. Tępo
spojrzałam przed siebie i nagle uświadomiłam sobie, że za niedługo przychodzi
Summer, a ja jestem w rozsypce. Migiem wstałam, zaścieliłam łóżko i pognałam do
łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy. Nie chciałam ich suszyć, bo i
tak są już dostatecznie zniszczone. Po prostu poczekam aż wyschną same.
Owinięta ręcznikiem opuściłam łazienkę i weszłam do garderoby. Dzisiaj postawię na jasny strój,
pomyślałam. Założyłam białą bieliznę,
w tym samym kolorze bokserkę oraz dżinsowe spodenki.
Zeszłam na dół do kuchni, gdzie
zrobiłam sobie śniadanie. Padło na płatki z zimnym mlekiem. Zjadłam ze smakiem.
Brudne naczynie włożyłam do zmywarki. Spojrzałam na zegar wiszący obok drzwi.
-
Dziesięć minut. – szepnęłam.
Pobiegłam na górę do łazienki.
Umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż. Pochowałam kosmetyki do kosmetyczki,
którą następnie odłożyłam na półkę. Dłonie oparłam o umywalkę. Spoglądnęłam w
lustro.
-
Brzydzę się siebie. Swojego ciała, całej siebie… - spuściłam głowę.
-
O, tu jesteś. – podskoczyłam z przerażenia.
-
Wystraszyłam się! Nie rób tego więcej! – spojrzałam na rozbawioną minę Summer.
– To nie jest śmieszne. Mogłam dostać zawału! – podeszłam do dziewczyny i
uderzyłam ją w ramię.
-
Ała! Zabolało. Lepiej uważaj, bo oddam dwa razy mocniej. – zaśmiała się i
zaczęła mnie gonić.
Goniłyśmy się z dobre
kilkanaście minut. Z wyczerpania padłyśmy na łóżku.
-
Hm, to co, idziemy? – Sam wstała.
-
Jasne. Wezmę tylko kasę i możemy iść. – zza łóżka wyciągnęłam skarbonkę.
-
Wow, niezła skrytka. – puściła mi oczko.
-
Ta, ciekawe gdzie ty chowasz grubszą kasę. Pewnie w skarpecie. – dodałam.
-
Skąd wiedziałaś?
-
Oj Summer, Summer, dużo rzeczy wiem o tobie. – uśmiechnęłam się ciepło.
Otworzyłam skarbonkę. Pech
chciał, że wyleciała całą kasa.
-
Doobra – przeciągnęła. – teraz pytanie do ciebie: skąd tyle masz?
-
Ee, ja… pracuję w sklepie.
-
W którym? – spytała podejrzliwie. – I dlaczego o tym nic nie wiem?
-
No wiesz, w tym na końcu miasta, nie pamiętam nazwy. – umknęłam wzrokiem.
-
Nie kłam. – usiadła obok mnie. – No, powiedz, może też się tam zatrudnię. –
poprawiła się i klasnęła w dłonie. – Potrzebna jest mi teraz kasa. – podrapała
się po głowie.
-
Nie sądzę żebyś chciała tam pracować. Ja… - zaczęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz