niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 18


                Poczułam zimne dłonie na twarzy. Przestraszyłam się, ale nie dałam po sobie tego poznać, ponieważ nie chciałam dać satysfakcji napastnikowi.
- Zgadnij, kim jestem? – usłyszałam tuż przy uchu. Jego głos sprawił, że poczułam się bezpiecznie.
- Daj spokój, wiem że to ty, Justin. – chwyciłam za jego dłonie i ściągnęłam je z mojej twarzy. – Mam rękawiczki, ale wyobrażam sobie jakie są zimne, więc albo je schowaj do kieszeni albo załóż rękawiczki jeśli takowe posiadasz.
- Rękawiczek nie mam, a i też dłoni nie schowam do kieszeni, bo nie jest mi zimno.
- Twój wybór. Lovely! – zawołałam suczkę. – Lovely chodź do mnie! – ani nie usłyszałam jej szczekania ani jej nie widziałam. Zaczęłam się bać. – Widziałeś małego, białego pieska?
- Tak, widziałem ją. Zastanawiałem się kto jest tak mądry żeby puścić ze smyczy takiego psiaka.
- Ekhm, wiesz, gdyby nie chodziło o mnie, wygłosiłabym coś podobnego do ciebie albo i nawet coś gorszego, ale teraz nie to mi w głowie tylko muszę szukać psa. Nie mogę wrócić bez niej… - jęknęłam.
- Nie martw się, zaraz się znajdzie. – Justin uśmiechnął się dodając mi tym samym odrobinę nadziei.
- Naprawdę?
- Tak, chodź. – zapewnił mnie.
                Przez dwadzieścia minut szukaliśmy suczki. Straciłam już nadzieję, że ją odnajdziemy, prawie rozpłakałam się. Justin cały czas wołał psa, a ja wiem, że ona nie posłucha nikogo oprócz mnie, mamy i Dorothy, więc jeśli posłuchałaby chłopaka równałoby się to z cudem. Tak samo nie rozumiem dlaczego odeszła ode mnie skoro nigdy tego nie robiła, a jeśli próbowała, zawsze dostawała po tyłku i nie opuszczała mnie ani na krok. Stawała się wtedy bardzo potulna.
                Załamana usiadłam na zimnej trawie pod drzewem i rozpłakałam się jak małe dziecko. Schowałam głowę pomiędzy kolana i nie starałam się nawet opanować łez. Nie obchodziło mnie to, że ktoś mógłby mnie zobaczyć, ja chciałam po prostu znaleźć Lovely.
                Justina nie było obok mnie, ponieważ szukał psa, a w tej chwili bardzo go potrzebowałam. Zawołałam go, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Z załzawionymi oczami spojrzałam w niebo, które nie wróżyło niczego dobrego. Wewnętrznie poczułam, że będzie padać deszcze. Jeszcze tego brakowało, pomyślałam. Zrezygnowana wstałam przy okazji wyciągając telefon z kieszenie płaszczyka. Odblokowałam klawiaturę i weszłam w kontakty. Chciałam wysłać sms-a Bieberowi by zaprzestał poszukiwań, lecz ujrzałam go z daleka. Szedł szybko bez psa… ponownie rozryczałam się i usiadłam z powrotem na trawie. Szlochałam bardzo głośno przez co nie usłyszałam jak Justin stanął przede mną.
- Annie, wstawaj! Nie możesz siedzieć na zimnej trawie, przeziębisz się jeszcze. No chodź, podaj rękę. – chłopak pomógł mi wstać. Ślepa nie zauważyłam, że trzymał coś za plecami.
- Znalazłeś Lovely? – suczka, gdy usłyszała swoje imię, zaszczekała wesoło za chłopakiem.
- Tak, siedziała nad stawem z innym psem. Hm, nie chciałbym cie jeszcze bardziej zmartwić, ale przerwałem im… - chłopak zaśmiał się wesoło. Jego humor także udzielił się mnie.
- Boże, Justin! Tak ci dziękuje! - rzuciłam się na szyję Bieberowi i uściskałam go mocno. – Będę ci dłużna do końca życia.
- Drobnostka. – oddał mi suczkę, która od razu zaczęła lizać moją twarz.
- To nie jest drobnostka, Justin. Znalazłeś mój skarb najdroższy. Mam u ciebie dług, który teraz nie wiem jak spłacę.
- Ale ja wiem jak możesz.
- Jak? – spytałam ciekawa co też Bieber mógł wymyśleć.
- Pocałuj mnie.
                Nie wykonałam żadnego ruchu. Zniecierpliwiony Justin przejął inicjatywę. Ujął moją twarz bacznie obserwując mnie. Kciukiem przejechał po mojej dolnej wardze sam natomiast przegryzając swoją. Moje serce biło tak strasznie szybko i mocno, że myślałam iż wywierci dziurę w klatce piersiowej i wyskoczy z niej zostawiając pustkę.
                Justin powoli pochylał się tak, że odległość między nami każdej sekundy zmniejszała się. Aż w końcu doczekałam się kolejnego magicznego pocałunku. Chłopak na początku muskał tylko moje usta by po chwili przejść do głębszego pocałunku. Jedną rękę wplotłam w jego włosy mierzwiąc je przy okazji, a drugą trzymałam suczkę. Justin nie zwracał uwagi na psa cały czas zaskakując mnie. Całował mnie jak jeszcze nigdy wcześniej. Teraz z takim prawdziwym uczuciem jakiego nigdy w życiu nie przeżyłam, aż do dzisiejszego dnia, do teraz…
                Usta Justina były bardzo delikatne, lecz czasami zaskakiwał mnie, pozytywnie oczywiście, delikatnie gryząc moją wargę. W takiej właśnie chwili miałam ochotę zaśmiać się, ale nie chciałam przerywać pocałunku.
- Czy… czy to znaczy, że jesteśmy razem? – zapytałam nieśmiało rumieniąc się po same korzonki włosów.
- Tak. Tak, jesteśmy. – powtórzył, a w moim brzuchu od razu milion motyli wzbiło swój lot. Bardzo przyjemne uczucie, które zaznałam chyba po raz pierwszy w życiu. I mam nadzieję, że będzie już tak do końca moich dni z… Justinem?
- Jesteś tak nieziemsko piękna. Już ci to kiedyś powiedziałem, pamiętasz? – przejechał dłonią po moim policzku.
„- Tak. – usłyszał cichą odpowiedź. Obrócił głowę w stronę dziewczyny i przyjrzał jej się dokładnie.
- Jesteś piękna. – dwa słowa, a Annie serce zaczęło bić szybciej.
Jej twarz oblała się delikatnym rumieńcem. Spuściła ją w dół i zaczęła bawić się piaskiem. W tej chwili czuła się lekko skrępowana zaistniałą sytuacją. Nie była przygotowana na takiego typu wypowiedzi z ust chłopaka, którego jeszcze podczas drogi, tak bardzo nienawidziła.”
- Mogę zapytać cie o coś?
- Jasne. – skinęłam głową.
- Dlaczego, gdy zobaczyłaś mnie wtedy po raz pierwszy w klasie, tak mnie znienawidziłaś? - nie byłam przygotowana na tego typu pytanie. Szczerze, nigdy wcześniej nie zastanawiałam się tak głębiej nad tym, dlatego teraz było mi bardzo trudno na nie odpowiedzieć.
- Może dlatego, że już raz zostałam skrzywdzona przez osobę twojego pokroju i nie chciałam by to się powtórzyło? – spojrzałam w bok chcąc uniknąć jego przenikliwego wzroku.
- Może mi o tym opowiesz?
- Jeszcze nie czas na to, Justin. Mogę powiedzieć o wszystkim innym, no prawie wszystkim w tej chwili, ale nie o tym, dobrze?
- Oczywiście. Nie będę nalegać. Jak będziesz gotowa, opowiesz mi. Ale skoro teraz mogę zapytać o coś innego to może zechcesz powiedzieć mi coś o swojej rodzinie?
- Pewnie chodzi ci o Charlesa… Wciąż jest mi ciężko o tym myśleć, a co dopiero mówić, ale powinieneś wiedzieć. Jak już wspomniałam wcześniej Chuck był moim ukochanym bratem. Rozumieliśmy się praktycznie bez słów, byliśmy bardzo ze sobą zżyci. A teraz go nie ma. Odszedł na zawsze i już nigdy wróci, nie powie mi jak to dobrze mnie widzieć, nigdy więcej już mnie nie przytuli z taką czułością jak zawsze to robił… cholernie brakuje mi go i nie wyobrażam sobie życia bez niego i Billa, mojego taty. Ten również zginął w wypadku. Boże, Justin, on przed odlotem powiedział, że mnie kocha, i że nim się obrócę, a on będzie już przy mnie… Tylko nikt nie podejrzewał, że zginie i będzie moim aniołem stróżem. W tym się nie pomylił, że będzie przy mnie. – i kolejny raz tego wieczoru po moich policzkach popłynęły łzy. Justin starł je i przytulił mnie bardzo mocno. Bardzo tego potrzebowałam dlatego wtuliłam się w jego ciało najbardziej jak to było tylko możliwe. Bieber głaskał mnie po plecach szepcąc do ucha słowa pocieszenia. Nie wiem jak mogłam wcześniej myśleć, że on nie widzi nic, prócz czubka swojego nosa. Strasznie jest mi głupio z tego powodu, że mu to powiedziałam, ale byłam wtedy bardzo zdenerwowana i nie panowałam nad sobą, nad swoimi myślami oraz słowami. – Wybaczysz mi te wszystkie złe słowa jakie o tobie powiedziałam?
- Żartujesz sobie, prawda? – odsunął się na krok. – To przecież ja powinienem prosić ciebie o to. Ja nie mam nic tobie do wybaczania. – ujął moją twarz w dłonie, a następnie przybliż się do mnie. - Nie zaprzeczaj, że już nie pamiętasz tych wszystkich świństw, które tobie wyrządziłem. Jak pomyślę teraz o tym, to mam ochotę zrobić coś sobie. Nie wiem co mną wtedy kierowało, może to, że od samego początku podobałaś mi się i chciałem zrobić wszystko by być blisko ciebie. – pocałował mnie. – Przepraszam, Annie.
- Wszystko już wybaczyłam jakiś czas temu, ale nie potrafiłam przyznać się do tego przed samą sobą. (…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz