niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 2

The rest is silence*
William Shakespeare
Hamlet, akt V, scena 2

           
Gdy ponownie usiadły na sofie, tym razem kulturalnie, do salonu weszła Dorothy. Ciasto, które przyniosła położyła na stoliku do kawy i zostawiła dziewczyny same.
- Mmm, pycha. – Summer oblizała wargi i sięgnęła po kawałek.
- Spokojnie obżartuchu. – brązowowłosa posłała jej uśmiech.
- Jak mogę być spokojna, skoro te ciasto mówi „zjedz mnie”. – zachichotała i włożyła do ust kolejny kawałek. – Zapomniałam! – walnęła się z otwartej dłoni w czoło. – Miałam zadzwonić do rodziców.
- No fakt. – odrzekła Ann. – Idź. I nie patrz się tak na mnie, nie zjem. – dodała i odprowadziła koleżankę wzrokiem.  
- Tak (…) No przecież nic mi się nie stanie(…)Ach, daj spokój mamo!(…)Pa, kocham Cie.- brązowowłosa słyszała tylko urywki rozmowy. Nie musiała podsłuchiwać, bo tak naprawdę nic ją to nie obchodziło. – O, już jesteś.
- Jak widzisz. Nad czym tak myślałaś? – zapytała sięgając po ciasto.
- Nad niczym. – wzruszyła ramionami.
- Co jest? – Ann zauważyła jak Summer w komiczny sposób chwyta talerz i obraca nim. – Gdzie ciasto?! – zapytała.
- Ciasto? No przecież zjadłaś całe. – odparła bezinteresownie Annie, która po chwili wpatrywała się w ekran telewizora.
- Na pewno nie! – dziewczyna wstała i stanęła przed brązowowłosą.
- Zasłaniasz mi.
- Oddaj ciasto! – wysyczała przez zęby Sam.
Jakby człowiek mógł zabijać wzrokiem, to  w tej chwili jedna osoba straciłaby życie.
- Nic nie brałam. I odejdź, bo chce oglądać, a Ty mi to uniemożliwiasz. -  widać było, że Ann nieco się wkurzyła. – No, Summer, poproszę o kolejne, tylko zejdź mi z widoku. – spojrzała na koleżankę i momentalnie zakryła twarz rękoma. Blight sięgnęła po poduszkę, która chwilę później wylądowała na głowie Annie. (…)
***

                - Dzięki LA! Jesteście boscy! – chłopak zbiegł ze sceny oddając mikrofon jednemu z członków jego załogi. Wolnym krokiem udał się do garderoby, w której zastał Scooter’a.
- No młody – poklepał piosenkarza po plecach. – niezły występ.
- Jak każdy. – skwitował i podszedł do stołu. Chwycił butelkę wody i opróżnił połowę za jednym zamachem. – Tego mi było trzeba. – odstawił z powrotem wodę na stolik i wytarł usta wierzchem dłoni. – Co teraz? – zapytał siadając przed lustrem.
- A jak myślisz?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. – Justin spojrzał w lustrze na mężczyznę za nim.
- Od kiedy stałeś się mądry? – cicho się zaśmiał, a chłopak obrzucił go złowrogim spojrzeniem. – No już, nie będę więcej. O co pytałeś? – Braun usiadł na sofie, wygodnie się rozsiadając. – Bo zapomniałem.
-  Co teraz robimy.
- Rozdanie autografów jak zawsze.
- Daj mi 10 minut. Doprowadzę się do porządku. – wstał i udał się do łazienki.
                Wychodząc z niej, wycierał twarz ręcznikiem. Po wykonaniu danej czynności, cisnął nim w kąt i podszedł do wieszaka. Długo nie zastanawiał się co włożyć. Postawił na fioletowy T-shirt, na to białą koszulę, czarne rurki, i pasujący do bluzki fullcap. Założył przygotowane ubranie, przyjrzał się ostatni raz i wyszedł na korytarz.
                Skierował się do wyjścia głównego. Już zbliżając się, słyszał głośne krzyki fanek, piski. Złapał za klamkę i otworzył drzwi. Dziewczyny niemal od razu rzuciły się w jego stronę. Dobrze, że ochroniarz był przy nim, inaczej zostałby zgnieciony przez płeć piękną.
                Godzinę później siedział w czarnej limuzynie i jechał do hotelu. 
                Po wejściu do swojego pokoju, od razu rzucił się na łóżko. Leżał na brzuchu z głową w poduszkach. Był wykończony wcześniejszym show. Jak zwykle zresztą. Ale pomimo tego, cieszył się tą szansą jaką dostał od losu. Nie musiał siadać na ulicy i grać na gitarze by jego rodzina miała co jeść.

***

                Dziewczyny obudziły się około godziny 9. Leniwie zeszły na dół do kuchni, gdzie czekało na nie przygotowane wcześniej śniadanie. Migiem zjadły i poszły do salonu.
                Włączając telewizję siedziały w kompletnej ciszy.  I nie przeszkadzało im to. W takich chwilach mogły na spokojnego pomyśleć. Nawet przy grającym pudle.
                Gdy usłyszały początek piosenki, ożywiły się nieco i spoglądnęły ma siebie.
- Iiipp! – Annie klasnęła w dłonie i poczęła skakać.
- Z czego tak się cieszysz? – zapytała zdezorientowana Summer.
- No jak to z czego. Jeszcze się pytasz? Jak możesz! – uderzyła koleżankę w ramię. – Doskonale wiesz, że go uwielbiam.
- No ta, wiem. A zresztą, nieważne. – Sam poddała się i zjechała w dół na kanapie ciężko dysząc.
Ann uśmiechnęła się i zaczęła śpiewać „Take my away” Lifehous’a. Zatopiła się w głosie wykonawcy i zapomniała o wszystkim na małą chwilę.
                Ona, jak i Chuck, uwielbiali ich słuchać. Nie raz urządzali zawody kto lepiej, w przypadku tego rodzeństwa, lepiej sfałszuje. I kto wygrywał? Oczywiście Charles.
                Dwójka tych ludzi często była odmienna. Wspólnie robili wiele rzeczy razem, tak bardzo różniących się od innych rodzeństw.
               
Kilka dni później


                Dziewczyny siedziały w ławce pod ścianą, zastanawiając się ile razy ich nauczycielka będzie powtarzała temat o pierścienicach. Już piątą lekcję z rzędu wałkują to samo, bo w klasie są takie osoby, które nie rozumieją jak zachodzi wymiana gazowa u tych zwierząt. A co to jest do rozumienia, że oddychają cała powierzchnią ciała? No właśnie.
- Tak więc moje drogie dzieci, pierścienice (…) – bla, bla, bla.
- Mam już tego dość. – odezwała się znudzona Summer.
- Jak nie Ty jedna. – Ann podparła podbródek i spojrzała na produkującą się nauczycielkę. – Popatrz się, nawet największy dureń tej klasie to rozumie. – głową skinęła na Toma.
- Doskonale wiadomo dlaczego udaje, że nie wie, a tak naprawdę to wie, tylko chce by pani myślała, że nie wie, bo nie chce pisać sprawdzianu. – Sam  powiedziała wszystko na jednym wydechu.
- Oddychaj. Wdech, wydech. – pouczyła ją brązowowłosa.
- Chyba wiem jak się oddycha, nie musisz mi mówić. – spojrzała na koleżankę spod byka.
Obie cicho się zaśmiały i powróciły do słuchania.
                W połowie lekcji ktoś zapukał do drzwi. Otworzył je i klasie ukazał się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna.
- Dzień dobry drogie dzieci. – wszyscy jak na komendę wstali. – Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałbym przedstawić wam nowego ucznia. – do sali wszedł chłopak wcześniej zapowiedziany przez dyrektora.
- Jak się na niego patrzę, to robi mi się mokro. – szepnęła Annie do swojej koleżanki.
- Zbreźniara. – szturchnęła ją i zaczęła przyglądać się nowemu uczniowi. – Ej, to czasem nie jest Justin Bieber? – spojrzała na Ann.
- Dopiero teraz to zauważyłaś? Nie poznałaś po piskach plastików?
- Jakoś nigdy nie zwracam na nich uwagi, więc – zrobiła pauzę. – nie.
- Od dzisiaj będzie uczęszczał do naszej szkoły. Macie go traktować należycie i z szacunkiem. – ciągnął dalej dyrektor.
- A co, on jakimś bogiem jest, że mam tak go traktować? – spytała brązowowłosa Summer.
-Panno Penny, czy zechciałabyś coś nam powiedzieć? – zwróciła się nauczycielka.
- Tak. – a widząc jej minę, zmieniła zdanie. – Nie.
- To dobrze. Usiądź i nie odzywaj się więcej.
- Oczywiście. – rzuciła i powróciła na swoje miejsce.
                Chłopak zajął miejsce w ostatniej ławce pod oknem. Nie spodobało mu się zachowanie dwóch dziewczyn. Jeszcze im pokażę na co mnie stać, pomyślał i przejechał wzrokiem po klasie. Musiał zapamiętać twarze kolegów, by wiedział od kogo spisywać zadania.
                Na dłuższą chwilę zatrzymał się na tej dziewczynie, która rzeczowo miała coś do powiedzenia. Przyjrzał się dokładnie i stwierdził, że niezła z niej laska. Z jej koleżanki również. Ale to nie zmienia faktu, że mają przerąbane. Poznają Justina Biebera od całkowicie innej strony. Zaśmiał się w duchu i postanowił do końca lekcji obmyślić plan.



***

                - Co bierzemy na lunch? – odezwała się Summer, która spojrzała na zamyśloną Ann. – Ej, słuchasz mnie?
- Nie. – podrapała się po prawym ramieniu i sięgnęła po tackę. – Myślę nad tym, jak uprzykrzyć życie naszemu gwiazdorowi.
- A co on Ci takiego zrobił? – Summer chwyciła karton z sokiem porzeczkowym i miseczkę z sałatką.
- Do przerwy intensywnie patrzył się na nas i nie krył tego. Coś mu chodzi po główce. – spojrzała na zdezorientowaną Summer, potem na to co wzięła do jedzenia, po czym sięgnęła po to samo.
- Oj, skąd wiesz o czym myślał. Może o tym, jakie to my ładne jesteśmy? – Sum próbowała jakoś rozśmieszyć koleżankę, która wyminęła ją i udała się do stolika. – Poczekaj, gdzie tak pędzisz.
- Zjeść. – skwitowała i ruszyła dalej. – Zabiję. – wysyczała i odwróciła się do koleżanki. – Popatrz się tylko, kto siedzi na naszym miejscu.
- Justin. – wzruszyła ramionami.
- Zrobił to specjalnie.
- No coś Ty.
- Nie wierzysz? – Summer pokręciła przecząco głową. – To spójrz na jego uśmieszek. – dziewczyna zrobiła to poleciła koleżanka i rzeczywiście, Bieber uśmiechał się chamski w ich stronę. – Ja tam siadam, nie będzie przychodzić nie wiadomo kto i robić wszystko, co mu się żywnie podoba. – podsumowała Ann i podeszła do stolika. – Witaj, jestem Annie. – podała dłoń chłopakowi i uśmiechnęła się zalotnie.
- Justin. – odwzajemnił gest.
- Mam jedno pytanie. – zaczęła Ann. – Nie możesz znaleźć sobie innego miejsca?
- Jeśli mam być szczery, to nie. Tu jest najlepszy widok na laski. – spojrzał na dziewczynę i puścił jej oczko.
- Jakbym tego nie wiedziała. A poza tym takie coś nie działa na mnie, Bieber. – spojrzała mu w oczy i dostrzegła w nich iskierki. Iskierki chęci dowalenia jej.
- Na każdą działa. Cóż – popatrzył się na kolegów i zwrócił do nich. – Mamy Ufo. – i wybuchli śmiechem.
Annie nie zrobiła sobie nic z tego i zaczęła jeść lunch.
Summer dziwnie popatrzyła na wszystkich, otworzyła buzię by coś powiedzieć, ale stwierdziła, że nie warto. (…)

- Zniszczę go. Rozumiesz? – Ann spojrzała znacząco na Sam, która zrobiła tylko dziwną minę. – Tak łatwo mu nie będzie. Pan Gwiazda nie zasłużył na mój szacunek. – dziewczyna włożyła do szafki niepotrzebne podręczniki i wyciągnęła do matematyki. Trzasnęła drzwiczkami i oparła się o nie.
- Ale przecież Ty go lubisz. – Blight poprawiła opadający kosmyk włosów. – Muszę obciąć grzywkę. Denerwuje mnie. – dmuchała w nią, a ta i tak wciąż leciała jej do oczu. Po chwili zrezygnowała i popatrzyła się na kumpelę. – Przerażasz mnie. – szepnęła i na znak swoich słów, odsunęła się niewiele na metr.
- Spokojnie. Nie masz czego się martwić. – Ann uśmiechnęła się. – Co mówiłaś o włosach? Że musisz je obciąć? – zapytała.
- Noo.
- Ja też muszę. Moje końcówki wyglądają tragicznie. – chwyciła niewielkie pasmo włosów do ręki i przyjrzała się im. – Popatrz tylko, nawet są rozrojone. – cicho się zaśmiały i udały na następną, ostatnią lekcję w tym dniu. (…)


___________________________________________________________________________________

*„Reszta jest milczeniem”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz