„We live, as we dream - alone.”*
— Joseph Conrad
Jądro ciemności (Heart of Darkness)
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. –
Summer zatrzymała się w połowie drogi do domu.
- Na jakie? – Annie uczyniła to samo i
obróciła się w stronę koleżanki.
- Znaczy się to nie było pytanie. Ale
nic nie powiedziałaś.
- Oświeć mnie, bo nie pamiętam. –
brązowowłosa schyliła się i podrapała po kostce.
- Czy lubisz Biebera.
Ann podniosła głowę do góry, ale szybko
ją spuściła, ponieważ promienie słońca poraziły ją w oczy. Wstała i ponowie
popatrzyła się na Sam.
- Czy go lubię? – zaśmiała się. – Jego
osobiście nie znam, więc nie mogę tego stwierdzić. Lubię słuchać jego muzyki,
to wszystko. – uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie.
- Aha. – dziewczyna mruknęła pod nosem
i tak samo jak Ann, podążyła do domu. (…)
Brązowowłosa
usiadła przy biurku i wyciągnęła potrzebne podręczniki do nauki. W mgnieniu oka
uwinęła się z zadaniem z matematyki, języka angielskiego i zabrała się za
chemię. Ten przedmiot nie za bardzo jej szedł, ale starała się, by nie mieć
zaległości.
Otworzyła
książkę na cukrach prostych i czytała o glukozie, rybozie i innych. Na początku
nie mogła skupić się na niczym, a do tego jeszcze nie było jej na lekcjach, co
dodatkowo utrudniało naukę. Poszukała notatek od Summer, które włożyła
wcześniej do torby. Przeszukała na wylot i nie znalazła ich. – Fuck! Gdzie je
dałam? – zaklęła pod nosem i postanowiła sprawdzić wszystkie zeszyty.
Sięgnęła
po torbę i zrobiła, co miała zrobić. Gdy wertowała przed ostatni zeszyt,
straciła nadzieję, że znajdzie. Do rąk wzięła ostatni i kartka po kartce
sprawdzała. – Jak nie znajdę, dostanę pałę, a tego nie chcę. – zrobiła grymas
na twarzy i kartkując dalej, zbliżała się do końca. Jak tylko zamknęła ostatni
notatnik, rzuciła nim o ścianę. Podczas lotu wypadły karteczki. Annie wstała i
ruszyła po nie. Schylając się i podnosząc, powiedziała. – Tak właśnie szukam. –
pokręciła z dezaprobatą głową i uśmiechnęła się. Z powrotem usiadła na fotelu i
zagłębiła się w nauce.(…)
-
Panienko! Ann! – dziewczyna podniosła głowę znad książek i spojrzała na drzwi.
Kilka chwil później stanęła w nich gosposia. – Wołam i wołam. Nie słyszałaś? –
kobieta weszła do środka i podeszła do biurka. – O, widzę, że się uczysz. –
spojrzała na kartki, zeszyty i podręczniki. – Nie chcę przeszkadzać panience,
ale kolacja gotowa. Zejdź na dół.
- Już idę. – Annie wstała i udała się
za kobietą.
Czekały
na nią pyszne kanapki, jedyne w swoim rodzaju, bo przygotowane przez Dorothy.
Gosposia zalała jeszcze kubek gorącą wodą, nasypała cukru, zamieszała i podała
herbatę brązowowłosej.
- Jutro wraca mama.
- Wiem. Dzwoniła do mnie i – połknęła
kęs. – powiedziała, że przywiezie prezent. Wiesz może co to? – spojrzała na
kobietę. Ona tylko się uśmiechnęła i pokręciła przecząco głową.
- Nie wiem. Nic mi o tym nie
wspominała.
- Kłamiesz.
- Mówię całkowita prawdę. – włożyła
umyty i powycierany garnek do szafki.
- No nic. – Annie westchnęła. – Miało
podobno pojechać tylko na dwa dni. Jak zwykle „przedłużyło” się. – wstała od
małego stolika i wróciła schodami do pokoju.
Zamknęła
drzwi i podchodząc do wielkiej szafy, myślała o tym, jakie jej życie stało się
żałosne. Jeszcze zaledwie trzy lata temu ona i jej rodzice siadali wieczorami i
oglądali wspólnie telewizje. Pogodzili się ze śmiercią Chuck’a. Nie mogli
wiecznie żyć z myślą co by było gdyby. Bo śmierć jest nieodłącznym elementem
życia. Rodzimy się by umierać. Nikt i nic tego nie zmieni choć bardzo by
chciał.
Był
już późny wieczór, więc postanowiła przygotować rzeczy do szkoły. Po tym, udała
się do łazienki. Do wanny nalała wody i
kokosowego płynu do kąpieli. Zrzuciła ciuchy i powoli, najpierw jedną nogą, potem
drugą weszła do wanny.
Leżała
nieco ponad godzinę póki nie zmorzył jej sen. Dokładnie spłukała ciało, owinęła
się ręcznikiem i wróciła do pokoju. Tam założyła bieliznę, bokserkę, krótkie
spodenki, które zakrywały nie więcej niż pół pośladków. Ponownie wróciła do
łazienki gdzie starannie rozczesała włosy, nałożyła odżywkę i wysuszyła je.
Umyła jeszcze zęby i ślamazarnym krokiem ruszyła w stronę łóżka.
***
Siedział
na parapecie i wpatrywał się w gwiazdy. Zeskoczył i podszedł do ściany, przy
której stał oparty futerał. Wziął go i usiadł na podłodze na środku pokoju.
Otworzył pokrowiec, wyciągnął gitarę i delikatnie przejechał po strunach.
Instrument wydał pierwsze „dźwięki”. Chłopak uczynił jeszcze raz to co przed
chwilą i zaczął grać.
Muzyka
pomagała mu całkowicie odciąć się od świata realnego i przenieść tam, gdzie
chce, pragnie. Do wymiaru, do którego tylko on ma wstęp i nie ma zamiaru
wpuścić nikogo innego. Bo tak naprawdę żadna osoba nie byłaby zdolna to
uczynić.
Robił
to, co kocha najbardziej – grać. Oddawał się temu całym sobą, duszą jak i
ciałem. W takiej chwili nie odczuwał nic. Wokół niego była próżnia, prawie tak
jak w kosmosie. Zupełna pustka.
Gdy
zrobiło się dosyć późno, schował gitarę, odłożył na miejsce i udał się do
łazienki. Wziął szybki prysznic i wrócił z powrotem do pokoju. Wziął laptopa i
usiadł wygodnie na łóżku uruchamiając system. Następnie zalogował się na
Twitterze i dodał kilka wpisów. Nie obyło się bez spamu przez kilka tysięcy
fanek. Przecież doskonale widzę co każda,
a może nie każda, pisze. A wpierają mi, że jest inaczej. Pokręcił głową,
posprawdzał jeszcze pocztę i kilka innych portali i wylogowując się, odłożył
sprzęt na biurko.
Dlaczego
wrócił do szkoły? Bo chciał uciec od tego całego zamieszania związanego z jego
karierą. Od jakiegoś czasu Justin nie potrafił poradzić sobie z pewnymi
sprawami. Ciągłe występy, wywiady, sesje – miał po prostu tego dość. Brakowało
mu siły. Chodził niewyspany. Często denerwował się, nawet błahymi sprawami.
Leżał
na łóżku tępo wpatrując się w sufit. Ręce miał złożone pod głową. Gdyby nie to,
że Pattie weszła do pokoju, nadal trwałby w tej pozycji.
- Śpisz? – zapytała otwierając szerzej
drzwi i zapalając światło.
Jasna struga poraziła chłopaka w oczy,
przez co nie widział przez kilka chwil.
- Jak widać nie. – usiadł na skraju
łóżka i podpierając brodę rękoma, patrzył się na rodzicielkę.
- Jutro przyjedzie Usher. Chce
porozmawiać.
- Jasne. Nie ma sprawy. Dobranoc. –
wstał, podszedł do matki i pocałował ją w policzek jak miał to w zwyczaju.
Kobieta wyszła pozostawiając go samego.
Justin nie mając nic do roboty, położył się do łóżka i przewracając się z boku
na bok, zasnął.
Obudził
się chwilę przed budzikiem. Wyłączył alarm żeby nie grał, gdy on będzie
doprowadzał swoje włosy do porządnego, a raczej normalnego stanu. Poczłapał do
łazienki, zrobił co miał zrobić, a następnie zszedł do kuchni. Na Justina
czekały jego ulubione naleśniki polane syropem klonowym. Gdy ujrzał stertę,
przeraził się, ale brzuch chłopaka dał mu znać, że potrzebuje zjeść. To pewnie
dlatego, iż nie zjadł kolacji.
Usiadł
do stołu i zabrał się za spożywanie posiłku. Jadł długo rozmyślając nad
uprzykrzeniem dnia dwóm dziewczynom. Chociaż
mogę zrobić na złość szatynce i zakręcić się koło jej koleżanki. Na bank na mnie
poleci, no bo która tego nie zrobi? Pomyślał spoglądając przez okno na
jezdnię.
***
Ann
spotkała Summer w połowie drogi do szkoły. Oczywiście ta druga jak tylko mogła
próbowała rozmawiać na temat ich nowego kolegi w klasie.
- Po raz enty mówię Ci, on nie jest
naszym, a przynajmniej moim kolegą. Nawet znajomym.
- Aa tam, gadasz głupoty. – Sam
machnęła ręką trochę za mocno i uderzyła Annie w twarz.
- Auć! Uważaj trochę. – brązowowłosa
przyłożyła dłoń do bolącego nosa, masując go.(…)
Wchodząc
do szkoły przez ogromne drzwi, dziewczyny na chwilę rozdzieliły się. Summer
poszła w stronę swojej szafki, a Ann w swoją. Gdy Annie poczuła zimną ciecz na
ciele, którą ktoś wylał na nią, nie musiała nawet podnosić głowy do góry, by
wiedzieć kto to. Wszyscy zgromadzeni śmiali się z tego incydentu, tylko jej nie
było do śmiechu. Czym prędzej podeszła do Sam, złapała ją za łokcia i
pociągnęła do ubikacji.
- Oficjalnie rozpoczął wojnę. –
wysyczała przez zęby nawet nie patrząc na zdezorientowaną koleżankę.
- Kto taki? – zapytała dotykając mokrej
Annie.
- A jak myślisz? Przecież wiadomo, że
Bieber. – ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło, powodując, że stała
się jeszcze bardziej wkurzona.
- Nie masz pewności. Może to ktoś inny.
- Niby kto? – Ann obróciła się w stronę
dziewczyny. - Doskonale wiesz, że nikt by się nie ośmielił.
- Po tym jak zrobiłyśmy Mike’owi siarę
przed szkołą, to się nie dziwię. – Sam podeszła do brązowowłosej i pomogła jej
w suszeniu rzeczy.
A
o co chodzi z Mike’m? Pewnego
ciepłego
dnia dziewczyny idąc przez boisko szkolne, postanowiły usiąść na
ławeczce.
Siedziały, śmiały się w najlepsze i rozmawiały o najgłupszych istotach
świata –
mężczyznach. I zeszły na temat właśnie oto kolegi. Nie wiedziały jednak,
że
chłopak stoi za nimi. Słysząc co dziewczyny wygadują o nim, wpadł na
świetny,
według niego, pomysł. Podszedł do kolegów, szepnął im coś na ucho i
rozeszli
się. Po chwili jeden krzyknął i pozostali podbiegli. Mike pociągnął
kolegę w
stronę dziewczyn i będąc już za ławką, cicho wstali i zwinnie rzucili
Summer i Ann pająki za koszulkę. Piszcząc poderwały się i zaczęły
skakać. Nawzajem
wyciągnęły sobie obrzydliwe pajęczaki i przyrzekły, że zemszczą się. Z
zaciętymi minami chwyciły plecaki i ruszyły w stronę chłopaków. Oni, jak
gdyby
nic się nie stało, grali w piłkę. S i Ann podeszły do Mike’a, położyły
dłonie
na jego ramieniu i mocna ścisnęły. Jak na swój wiek, miały sporo siły.
Chłopak
skrzywił się od bólu, pisnął i zaczął płakać. Cała szkoła widziała
zamieszanie,
jego grupka stała obok i zakrywając usta, śmiała się z niego. Jeden
krzyknął
„Synek mamusi”, drugi „Laluś”, a kolejni „Mazgaj”. Dziewczyny
uśmiechnięte od
ucha do ucha puściły Mike’a, strzepały ręce i udały się na lekcje.
***
Ann
rzuciła plecak w kąt pokoju i opadła na łóżku. Jak zawsze w takiej chwili,
powróciły wspomnienia. Zanim umarł jej brat. Przed oczami pojawiały się obrazy
z dzieciństwa. Wspólne wchodzenie na drzewa, budowanie zamków z piasku,
rzucanie się błotem.
Dziewczyna
mimowolnie uśmiechnęła się i szepnęła: „Wiem, że jest Ci lepiej”. I nagle
przypomniała sobie coś jeszcze. Gdy chłopak leżąc w szpitalu, tuż przed tym jak
jego serce przestało bić, wręczył jej biały świstek i powiedział: „Przeczytaj to jak będziesz gotowa. –
spojrzał na siostrę, wręczył papier, ścisnął dłoń i dodał. – Pamiętaj, jak
będziesz gotowa. Obiecaj mi to. – mocniej ścisnął i uśmiechnął się blado.
–
Obiecuję. – po policzku Ann spłynęła najpierw jedna, potem druga łza, aż w
końcu strumień łez.
-
Kocham Cie. Pamiętaj .- szepnął.
–
Chuck, doskonale wiesz, że nigdy nie zapomnę. Też Cie kocham. – pocałowała
chłopaka w czoło i gdy powróciła do poprzedniej pozycji, chłopak już nie
oddychał”…
Annie
szybkim ruchem wstała i podeszła do komody z bielizną. Kucnęła, otworzyła
ostatnią szufladę i szperając odnalazła pamiętnik. Usiadła na podłodze, oparła
się o szafę i otworzyła zeszyt. Był cały zapisany, co do ostatniej kartki.
Pomiędzy nimi był list. Wzięła go, rozłożyła i od razu rozpoznała pismo brata.
Jak na chłopaka, miał bardzo ładne, staranne pismo. Zwróciła wzrok
na górę kartki.
Droga Ann
…
___________________________________________________________________________________
*„Żyjemy tak jak śnimy - samotnie.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz