niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 20


                W nocy budziłam się praktycznie co godzinę. Koszmary jakie śniły mi się nie pozwalały mi spokojnie spać. A ja jak to ja, jestem strasznie bojaźliwa, musiałam włączać lampkę nocną by odgonić za każdym razem krwawe widoki jakie przesuwały się, gdy tylko zamykałam oczy. Wiedząc już, że przegrałam walkę, postanowiłam wstać z łóżka i jakoś spożytkować czas jaki pozostał mi do budzika, czyli jakieś trzy godziny.
                Usiadłam przy biurku zastanawiając się co by robić. Czytanie książki nie wchodziło w grę, słuchanie muzyki też raczej nie (nie miałam po prostu na to ochoty co było troszkę dziwne), dlatego też zabrałam się za włączanie laptopa, a w między czasie udałam się do łazienki by oblać twarz zimną wodą. Wytarłam się i spojrzałam w lusterko:
- Nie jest najgorzej. – mruknęłam przyglądając się dużym workom pod oczami. – Odrobina fluidu wszystko zamaskuje. – lecz teraz tego nie zrobiłam, bo nie miało to przecież najmniejszego sensu.
                Wróciłam z powrotem do pokoju i usiadłam na fotelu. Pozamykałam okienka jakie powyskakiwały mi na pulpicie i w końcu śmiało mogłam posurfować w Internecie. Pierwsze co zrobiłam to zalogowałam się na Twitterze oraz Facebook’u. Posprawdzałam statusy znajomych, a dopiero na samym końcu weszłam na konto Justina. Ostatni wpis Biebera na Twitterze brzmiał następująco: „smile-cuz she’s happy”. Słodziutko, pomyślałam jeśli chodziło o mnie. Mam nadzieję, że o mnie, no bo o kim mógł napisać? Znowu na myśl wpełzła mi Selena. Niby nic nie mają do siebie, ale czuję, że to tylko cisza przed burzą, że za niedługo stanie się coś, przez co stracę ochotę do życia. Oby to stało się dopiero po maturze (jeśli TO cokolwiek ma się stać), bo wtedy będę mogła spokojnie opuścić Hudson i wyjechać jak najdalej stąd. Tyle, że wtedy opuszczę mamę i Dor, czyli wakacje zamiast mi pomóc, zdołują mnie jeszcze bardziej.
                No nic. Mniejsza o to. Co będzie to będzie, na nic wpływu mieć nie będę. Chyba.

*

                Obudziłem się pięć minut przed budzikiem.
- Cholera. Znowu to samo. – wstałem zezłoszczony i pomaszerowałem do łazienki. Wziąłem szybki acz orzeźwiający prysznic, który od razu postawił mnie na nogi i ubrany już do wyjścia, zszedłem na dół do kuchni. Pachnące naleśniki czekały już na mnie zwarte i gotowe do spożycia.
- Cześć mamuś. – pocałowałem Pattie przelotnie w policzek, a następnie usiadłem przy stole. W niecałe dziesięć minut zjadłem śniadanie, złapałem kluczyki leżące na szafce w kuchni (właściwie to nie wiem dlaczego one leżały właśnie tam, skoro nie przypominam sobie bym je tam kładł) i biegiem popędziłem do samochodu.
                Odpaliłem swojego Range Rovera. Spojrzałem na deskę rozdzielczą i otworzyłem usta ze zdziwienia, a następne przekląłem pod nosem. Byłem prawie spóźniony, prawie, bo zostało mi niecałe piętnaście minut. Zazwyczaj dojeżdżam do studia w dwadzieścia minut, ale dzisiaj musiałem być na czas. I to dosłownie. Miałem ostatnie spotkanie co do okładki świątecznej płyty i ewentualne poprawki mogliśmy zasugerować tylko na początku, więc czas był teraz dla mnie najważniejszy.
                Starałem się jechać przepisowo, uważając na wszystko, ale ze zdenerwowania nie mogłem panować czasami nad dodawaniem gazu w skutek czego przekraczałem prędkość. Nie sprawdzałem nawet ile, bo po prostu nie chciałem wiedzieć. Modliłem się tylko by po drodze nie napotkać na policję.
                Niestety, pech chciał, że po pięciu minutach ujrzałem we wstecznym lusterku migające światełka policyjne. Zjechałem na pobocze, raczej na chodnik, i nie wysiadając z auta czekałem na policjanta.
- Dzień dobry. Starszy szeregowy Hunter. Dowód rejestracyjny i prawo jazdy poproszę. – z kieszeni spodni wyciągnąłem portfel i poszukałem potrzebnych dokumentów.
- Proszę. – podałem kolesiowi i czekałem aż coś powie.
- Jest pan, panie – przeczytał moje nazwisko – Bieber świadomy, że przekroczył pan dozwoloną prędkość na terenie zabudowanym?
- Tak, jestem tego świadom, ale śpieszę się do studia. Wie pan, panie Hunter, płyta i te sprawy, a jak się spóźnię, wszystko może się pójść sypać, całe miesiące pracy, niezadowolone fanki, które tak nawiasem mówiąc potrafią zrobić wszystko, pieniądze…
- Przepraszam, ale o czym pan mówi? – bezczelnie przerwał moje przemówienie, które miało mnie uratować przed mandatem.
- No o swoim hobby, pracy.
- Za kogo pan się uważa? – spojrzałem na niego zdezorientowany nie mogąc uwierzyć, że koleś mnie nie poznał. Może to przez te okulary przeciwsłoneczne?
- Jestem Justin Bieber.
- A ja Barack Obama. – zaśmiał się. – Nie ze mną takie żarty. – przestał sprawdzać dowód rejestracyjny i zabrał się w końcu za prawo jazdy. – Ups… - facet zaczerwienił się niesamowicie praktycznie po same korzonki włosów i spojrzał na mnie. – Zaszła pomyłka. Przepraszam pana, panie Bieber najmocniej za moje zachowanie. Mam nadzieję, że nie poczuł się pan urażony.
- A jak pan, panie Hunter, myśli? – skoro koleś teraz mnie przeprasza, mogę mu pokazać jak bardzo jestem zły na niego. – Oczywiście, że jestem urażony. – spojrzałem na zegarek na ręku. – Hm, zostało mi niecałe pięć minut. Przepraszam, ale muszę wykonać telefon. – wybrałem numer Scootera z książki telefonicznej i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Po chwili odebrał. – Mamy problem, spóźnię się, bo zatrzymała mnie policja… nie, nie mogę… Co, mam niby powiedzieć: „Słuchaj, ale muszę jechać”?... Szalony jesteś… Spóźnię się i tyle, powiedz prawdę… Nie Scooter… Na razie. – rozłączyłem się i spojrzałem ponownie na policjanta. – Mógłby pan trochę przyśpieszyć wypisywanie mandatu? Naprawdę zależy mi na czasie, którego zostało już niewiele. – postukałem palcami o kierownicę obserwując uważnie twarz mężczyzny.
- Dzisiaj zakończy się tylko na ostrzeżeniu. Proszę uważać na przyszłość, panie Bieber. – oddał mi dokumenty. Chciałem zamknąć już szybę, ale odezwał się jeszcze – Jeszcze raz najmocniej pana przepraszam. – skinąłem tylko głową i odpaliłem silnik.
                Dziesięć minut później wpadłem do studia zmachany biegiem po schodach. Po twarzach zgromadzonych osób widziałem już, że są wkurzeni na mnie, ale naprawdę nic na to nie poradzę, iż źle nastawiłem budzik.
- Sorry. – wysapałem wciąż jeszcze nie mogąc uspokoić oddechu. Usiadłem na sofie obok Scootera przyglądając się każdej osobie w studiu. – Miałem małe problemy, ale wszystko jest już okey.
                Po trzech godzinach rozmawiania, sugerowania i dyktowania zrobiliśmy kilkunastu minutową przerwę. W tym czasie napiłem się gorącej czekolady (którą uwielbiam), przekąsiłem kanapkę od Kenny’ego i ponownie zabraliśmy się do pracy, ale tym razem już na poprawkach oraz ewentualnych nowych nagraniach jeśli jakieś nam nie pasowały.
                Tak więc ze studia wyszliśmy po południu, nawet nie czułem, że czas tak mi szybko zleciał. Jednak byłem strasznie zmęczony, ale postanowiłem zajechać jeszcze do Annie.
                Z Ann to jest ogólnie bardzo dziwna sprawa. Jesteśmy razem już prawie dzień, a ja cały czas myślę, że minęło już sporo czasu. Może to przez te wszystkie zbliżenia jakie robiłem do niej? Może to przez to, że wypytywałem się Summer o Annie, która ochoczo opowiadała mi o swojej przyjaciółce. Nie wiem, ale czuję, że będzie to bardzo wyjątkowy czas zarówno dla mnie, jak i dla Ann.   


___________________________________________________________________________________

No to ten... Witam Was wszystkich :) jak możecie zauważyć na blogu pojawiły się wszystkie rozdziały jakie były na blogu: http://death-is-everywhere.blog.onet.pl/ Musiałam zmienić stronę, bo Onet już mnie denerwował. Szczerze to nad zmianą strony zastanawiałam się już jakiś czas temu i dzisiaj, tak dodam w moje 19 urodziny, zmieniłam. Bardzo się z tego cieszę. 
Zapraszam do komentowania. :)
Pozdrawiam :)

2 komentarze:

  1. [S]
    Chciałabym zaprosić Cię na opowiadanie w klimacie fantasy.
    Dziewiętnaście lat temu, w małym miasteczku Hollow Hill przyszło na świat dziecko. Pewien ze strażników, który trzymał wartę znalazł je na dziedzińcu, owinięte w czarną chustę. Spoczywało na kamiennej, a zarazem zimnej posadzce.
    Przez trzy lata w ukryciu szukano matki dziecka. Bezskutecznie. Dziewczynka wychowywana była przez służki i gosposie na zamku. Król tak przywiązał się do niej, że postanowił przyjąć ją jako swoją córkę. Wszystko odbyło się potajemnie, gdyż rok po narodzinach dziecka zmarła żona króla Eliasa, a on sam został bez potomka.

    Po przeczytaniu tego fragmentu piszesz się na wtargnięcie do świata starej magii, rządzonej przez potężnych magów? Jeżeli tak, to zapraszam.

    http://mroczne-szepty.blogspot.com/

    Z góry bardzo przepraszam za spam. Jeżeli go nie tolerujesz, po prostu usuń.

    OdpowiedzUsuń
  2. Supeeer :)) . podoba mi się xx .

    zapraszam : http://i-love-the-way-you-are-baby.blogspot.com/ ♥

    OdpowiedzUsuń