piątek, 11 maja 2012

Rozdział 21

                - Witaj, Justin. – Annie powitała mnie ciepłym uśmiechem. – Wejdź, proszę. – otworzyła szerzej drzwi tym samym zapraszając mnie do środka.
                Nie zwlekałem z tym tylko od razu wszedłem. Uderzył mnie delikatny zapach przygotowywanego posiłku.
- Co tak ładnie pachnie? – zapytałem ściągając buty.
- Dorothy, nasza gosposia, robi kolacje. Mam nadzieje, że zjesz, bo chyba nic nie zdążyłeś kupić po drodze? – spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi oczyma.
- Szczerze mówiąc przekąsiłem coś z Kennym, ale tak świetnie pachnie, że mogę zjeść konia z kopytami. – jej dźwięczny śmiech rozniósł się po domu.
- Okey, poczekasz chwilkę tylko skoczę do Dor żeby przygotowała też dla ciebie? Albo mam lepszy pomysł. – złapała mnie za rękę – Pójdziesz ze mną. – pociągnęła mnie, a ja nie mając żadnego wyboru udałem się za nią.
                 W miarę jak zbliżaliśmy się do kuchni, zapach stawał się wyraźniejszy przez co nabrałem jeszcze większej ochoty by zjeść.
- Dor, mamy gościa. Justin – Annie obróciła się do mnie – to jest Dorothy, nasza kochana gosposia.
                Wyobrażałem sobie, że będzie to kobieta po pięćdziesiątce, stara, z siwymi włosami i pomarszczoną twarzą, więc gdy ją ujrzałem, zdawało mi się, że śnię! Musiałem zamrugać kilka razy, bo wydawało mi się, że Dorothy jest bardzo młoda.
                I rzeczywiście taka była. Na oko miała około trzydziestu, może trzydziestu pięciu lat, z pięknymi długimi włosami związanymi w wysokiego koka. Naprawdę piękna kobieta.
- Dobry wieczór. – uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Cześć, Justin. Kolacja będzie za niecałą godzinę. – zwróciła się bardziej do Ann niż do mnie.
- Zawołaj nas, dobrze? – Annie zaczęła wychodzić z kuchni; poszedłem za nią.
- Jasne! – zdołaliśmy jeszcze usłyszeć jak gosposia woła.
                Byliśmy u szczytu schodów, gdy nagle się zatrzymałem.
- To Chuck? – wskazałem zdjęcie, na którym widziałem dziewczynę z jej rodziną.
- Tak. – podeszła do mnie. – Zrobiliśmy te zdjęcie nie długo przed jego wypadkiem. – chciała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko grymas. Otoczyłem ją ramieniem.
- Jesteś bardzo do niego podobna. Macie takie same oczy. – zauważyłem.
- Tak, każdy to nam mówił. Wiesz, niektórzy uważali, że byliśmy bliźniakami.
- Serio? – zapytałem.
- Serio. Ludzie czasami wygadywali głupoty. Ale to już przeszłość. – machnęła ręką. – Teraz jest teraźniejszość i nic ani nikt tego nie zmieni. – wyswobodziła się i ruszyła dalej. – To mój pokój. – złapała za klamkę i przekręciła ją, ale za nim otworzyła drzwi, dodała jeszcze: - Musisz wiedzieć, że nie jest za ciekawy, a to co zobaczysz może troszkę tobą wstrząsnąć. – popchnęła drzwi ukazując mi swój azyl.  
                Pierwsze co rzuciło mi się do oczu to ciemność. Kompletna ciemność i nic więcej. Zdziwiłem się, bo nawet przez zasłony przedostaną się promienie zachodzącego słońca. Ale tu było czarno i to mnie mocno zastanowiło.
                Annie zaświeciła światło, a ja myślałem, że widzę czarne ściany przez to, iż przed chwilą nie widziałem nic. Zamrugałem kilka razy i czarny kolor nie zniknął.
- Pewnie zastanawiasz się czemu właśnie taki kolor. – bardziej stwierdziła niż zapytała, więc się nie odzywałem. – Otóż wcześniej było tu naprawdę przyjemnie, piękne zielono-fioletowe ściany, a to wszystko zmieniło się wraz ze śmiercią Chucka tak samo jak moja dusza i wnętrze. – opadła ciężko na łóżku. Stałem jak słup soli przy wejściu nie mogąc wykonać żadnego ruchu, kompletnie żadnego! Poczułem się jak skończony palant! Wpatrywałem się w Annie, która siedziała z twarzą schowaną w dłoniach i cicho pochlipywała. W końcu zmusiłem swoje nogi by się poruszyły i niezdarnie usiadłem obok dziewczyny. Zawahałem się trochę, ale położyłem rękę na jej ramieniu i delikatnie przytuliłem ją do siebie. Annie nie potrzebowała większej zachęty i szybko wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Instynktownie usadowiłem sobie dziewczynę na kolanach i kołysałem nią w przód i w tył szepcąc cicho.
- Już lepiej? – zapytałem obracając głowę Annie w swoją stronę.
- Chyba tak. – wychrypiała. – Możesz coś dla mnie zrobić? – skinąłem głową – Spraw, bym chociaż teraz, na jedną chwilę mogła zapomnieć o bólu. – spojrzała bardzo uważnie w moje oczy. Jej były czerwone i podpuchnięte od płaczu.  Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, ująłem jej twarz w dłonie, starłem łzy z policzków i musnąłem jej usta.
                Całowałem ją delikatnie wlewając w Annie swoje uczucia. Tak, chciałem by zapomniała o wszystkim, by poczuła się wolna od bólu, a jedynie by pragnęła mnie więcej i więcej. Chciałem jej to dać, ale wiedziałem, że to nie jest odpowiednia pora.
                Ann usiadła na mnie okrakiem jedną dłoń wplątując w moje włosy, a drugą błądząc po moich plecach. Do tego dochodziły jeszcze jej subtelne ruchy co można powiedzieć - podniecało mnie. Z całych  sił starałem się by nie rzucić jej na łóżko i uprawiać z nią seksu. Nie w tej chwili.
- Tak, Justin. – uśmiechnęła się. – Udało ci się. – pocałowała mnie w usta. – Mam nadzieję, że za każdym razem będzie tak samo.
- Cieszę się, że już ci jest lepiej. A teraz hm… - zastanowiłem się jak to ubrać w słowa. – Powiesz mi coś więcej na temat tych ścian? – Boże, jak to głupio zabrzmiało!
- Oczywiście. – zaśmiała się cicho. – Już wspomniałam, że wszystko zmieniło się po śmierci Chucka. Wtedy byłam sama, nie miała nikogo z kim mogłabym porozmawiać, wyżalić się.
- A Summer? – zapytałem zaciekawiony.
- Nie mówiła ci? – pokręciłem przecząco głową. – Tak naprawdę to jesteśmy od niedawna przyjaciółkami. Poczekaj, – zastanowiła się – powiedziałam niedawno? Aa, to się pomyliłam. Z Sam jesteśmy bardzo blisko od niespełna trzech lat. Boże, jak ten czas szybko zleciał. – uśmiechnęła się po raz kolejny. – Ale wracając do tematy. Mogłam wybrać oczywiście jakiś inny ciemny kolor, ale wtedy wydawało mi się, że czarny jest najodpowiedniejszy. To taki bunt z mojej strony przeciwko światu i niesprawiedliwości. Było mi strasznie ciężko pozbierać się po jego śmierci, nadal jest, ale jakoś muszę żyć, prawda? – skinąłem głową.
- A twój tato?
- Bill… miał polecieć załatwić tylko kilka spraw i już nigdy nie wróci. – pociągnęła nosem. – Ale taka jest kolej rzeczy, co? Człowiek rodzi się by później umrzeć. – wstała.
                Podeszła do okna, a następnie rozsunęła zasłony. Do pokoju wpadł blask księżyca.
- Annie! Chodź po kolacje! – oboje obróciliśmy się w stronę drzwi. Dopiero teraz zauważyliśmy, że przez cały czas były otwarte.
- Już idę Dor!
                Ann pobiegła na dół bez słowa zostawiając mnie samego. Wiedziałem, że wróci za chwilę, ale i tak poczułem się trochę przytłoczony.
                W życiu nie mógłbym, nie byłbym w stanie mieszkać w takim pokoju. Co jak co, ale czarny kolor odpada. Przecież takie pomieszczenie nadaje się dla gotów! Nie dla takiej wrażliwej dziewczyny jaką jest Annie. Summer coś mi wspomniała, że Ann chce przemalować pokój, tyle że wtedy nie zdawałem sobie sprawy, iż z czarnego!
                Gdybym wcześniej wiedział jak cierpi, może nie byłbym dla niej taki chamski. Nie wiem, może zachowywałbym się w stosunku do niej jakoś inaczej.

                Po zjedzonej kolacji położyliśmy się na łóżku.
- Jak wyglądało twoje dzieciństwo? – zapytałem niemalże od razu, gdy Annie przytuliła się do mnie.
- Moje dzieciństwo? – powtórzyła; zamyśliła się. – Było piękne. – powiedziała po chwili. – Mieszkaliśmy na wsi razem z dziadkami. – zamknęła oczy, a ja przyglądałem się jej spokojnemu wyrazowi twarzy. – Odkąd tylko pamiętam razem z babcią Lisą oraz dziadkiem Richardem chodziliśmy na spacery. Nieopodal naszego domu znajdował się malutki lasek oraz pola lawendy, dużo pól. Dlatego, gdy chce przypomnieć sobie jak to było kiedyś po prostu ją kupuję i wracam wspomnieniami. – otworzyła oczy – A tak w ogóle to po co zadajesz mi tego typu pytania.
- Chcę cie poznać. – pogładziłem jej policzek uśmiechając się przy tym. 



_________________________________________________________________


Dodaję dzisiaj, bo mam mega humor! Miałam dzisiaj ustny polski i zdałam na 85%. Jak na razie 3 osoby z mojej klasy mają 100%! Gratuluje im! Co jeszcze... a z matmy bd mieć ok.80% z czego bardzo się cieszę. Polski poszedł mi kiepsko, a angielski tak średnio. Jeszcze czeka mnie biologia rozszerzona i chemia podstawowa i angielski ustny. Maturzyści! Powodzenia! 
PS: nie wiem co dzieje się z tymi durnymi akapitami. -.-




2 komentarze:

  1. świetnie : D podoba mi się twój styl pisania. chociaż przydałoby się więcej akcji. poza tym jest okej : )

    OdpowiedzUsuń
  2. masz świetny styl pisania, ale tak jak napisał ktoś powyżej, więcej akcji. czekam na następny. ;)

    OdpowiedzUsuń