wtorek, 12 czerwca 2012

Rozdział 22



            Zabawne było móc spoglądać na drzemiącego chłopaka. I pomyśleć, że jeszcze tak niedawno było tyle spięć pomiędzy nami, a teraz leżymy obok siebie jak gdyby nigdy nic. Szczerze to nigdy nie pomyślałabym sobie, że takie coś może się zdarzyć. Że do końca, póki każde z nas nie pójdzie w swoją stronę, będziemy sobie nawzajem wchodzić w drogę i stwarzać problemy.
 Ale jak widać potoczyło się inaczej i z takiego obrotu sprawy jestem niezmiernie zadowolona.

Nie chcąc budzić Justina wstałam delikatnie i sięgnęłam po koc. Przykryłam nim chłopaka, a następnie podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej skarbonkę. Jak najciszej otworzyłam ją i wysypałam zawartość. Nie było za dobrze. Jedynie klepaki i kilka banknotów. Chyba znowu będę musiała wybrać się do klubu, pomyślałam.
Spojrzałam na Biebera. On wie… powiedział mi wtedy na pamiętnym balu. Wolałabym sama to zrobić kiedyś tam, ale teraz to już nie ma najmniejszego znaczenia. Jeszcze się o to nie zapytał i mam nadzieję, że tego nie zrobi.
Będę się czuła źle wiedząc, że uprawiam seks z innym. Wiele osób uznałoby to za zdradę. Ja tak nie uważam. Nie robię przecież tego dla przyjemności, ale by zarobić trochę pieniędzy w szybki sposób. Wiem, że jest to niemoralne i nie powinnam tego robić tylko znaleźć normalną pracę. Problem w tym, iż nikt przecież nie przyjąłby mnie na kilka dni by tylko trochę zarobić.  
Ugh, co mam zrobić? Czy jest jeszcze jakiś inny sposób? 
Owszem, jest, ale on według mnie nie wchodzi w grę. Dlaczego? Musiałabym poprosić o to Justina, nie chcę tego zrobić, nie chcę na nim żerować. Jeszcze nie do końca oddałam pieniądze Summer (do której muszę zadzwonić i podzielić się nowiną!), a pożyczyłabym już od kolejnej. Nie mam zamiaru robić sobie kolejnego długu. Co to, to nie.
Schowałam pieniądze z powrotem do skarbonki, a tą do szafy; wciąż siedziałam na podłodze. Nie miałam siły żeby wstać. Coś mnie ciągnęło do leżącego na łóżku chłopaka, ale nie potrafiłam opisać co to jest.
Zdawało mi się, że minęło trochę czasu, nie wiem, może godzina, a może kilka minut odkąd siedziałam jak ta sierotka Marysia na podłodze i nie robiłam nic. Dopiero gdy zauważyłam, że Justin nieznacznie poruszył się wstałam i podeszłam do łóżka. Po drodze sięgnęłam jeszcze po telefon i sprawdziłam, która jest godzina.
- Justin. – szturchnęłam chłopaka – Wstawaj. Jest już późno. Powinieneś iść do domu. – mruknął coś tylko pod nosem i obrócił się na drugą stronę; cicho zaśmiałam się. – Bieber wstawaj, nie rób sobie jaj. Jest już grubo po jedenastej… - jęknęłam.
- Spokojnie. – obrócił się z powrotem w moją stronę i mocno przeciągnął się. – Nie pójdę jutro do szkoły.
- Ale ja muszę. – skwitowałam.
- Nic nie musisz, mała.
- Nie jestem wcale mała. – założyłam ręce na piersi i zrobiłam obrażoną minę.
- Dla mnie jesteś i zawsze nią będziesz w pozytywnym tego słowa znaczeniu. – podszedł do mnie i zamknął w żelaznym uścisku. – Widzisz?
- Nie jestem mała tylko niska. – dalej próbowałam wyjść zwycięsko z tej słownej potyczki.
- To mam mówić do ciebie niska? Jak to w ogóle brzmi. – szepnął mi do ucha, a po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze.  
- Poddaję się. – zaśmiałam się cicho. – A teraz Justin mówię już na serio, muszę iść jutro do szkoły.
- Dobrze, dobrze. – musnął moje usta. – Odprowadzisz mnie do drzwi?
- Jasne.
            Pożegnaliśmy się namiętnym pocałunkiem. Miałam gdzieś czy mama lub Dorothy to zobaczą. O wszystkim dowiedzą się w swoim czasie.

            Jak zawsze wstałam o 6:30. Pościeliłam łóżko, odsłoniłam zasłony, lecz żadne światło nie wpadło do pokoju, jedynie delikatna poświata jeszcze znajdującego się na nieboskłonie księżyca.
            Była pełnia; od niepamiętnych czasów uwielbiałam wpatrywać się w noce niebo widząc na nim księżyc, który pięknie oświetlał mi leśne ścieżki, gdy przechadzałam się nieopodal domu dziadków.
            Odeszłam od okna i zwróciłam się w stronę schodów, gdy coś przykuło moją uwagę. Podeszłam do drzwi od garderoby, bo na klamce wisiała kurtka. Nie moja, a Justina. Wiedziałam, że nie mogę, że nie wypada grzebać po kieszeniach, bo wtedy narusza się czyjąś prywatność, ale nie mogłam oprzeć się pokusie i zaczęłam sprawdzać po kolei kieszenie. Zaczęłam od wewnętrznej, bo pomyślałam, że tam mogę coś znaleźć. I tak też się stało. Wyciągnęłam małe zawiniątko.
W pierwszej chwili pomyślałam, że to dla mnie, lecz gdy obróciłam ją ujrzałam widniejący napis: Dla kochanego Justina. Nakreślony był bardzo starannym pismem na pewno należącym do kobiety. Zaczęłam zastanawiać się co to może takiego być, co też ta tajemnicza kobieta lub dziewczyna mogła przekazać Bieberowi.
Oglądnęłam małą zagadkę z każdej możliwej strony, bo obawiałam się, iż chłopak jeszcze jej nie otworzył. Rzeczywiście tak było. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak odłożyć ją z powrotem na miejsce i zapomnieć, że ją znalazłam.
Zeszłam do kuchni i zjadłam śniadanie, które przygotowała Megan. Podziękowałam jej i ponownie znalazłam się w swoim pokoju. Założyłam przygotowane jeszcze wczoraj ubrania i mogłam spokojnie zabrać się za mycie zębów. Po tym zrobiłam delikatny makijaż i byłam gotowa do szkoły. Spojrzałam na zegarek, który wybił siódmą piętnaście. Postanowiłam wyjść szybciej bym na spokojnie mogła pomyśleć o dzisiejszej znalezionej paczuszce.
To zadziwiające jak szybko, a przede wszystkim jak łatwo zapomniałam o wszystkim innym by moje myśli mogły skupić się tylko i wyłącznie na tajemniczym prezencie. Czyżby Justin miał kogoś o kim nikt nie wie? Więc jeśli ma kogoś na jaką cholerę zaczął się mną interesować?
Summer wspomniała mi kiedyś, że Justin nie jest taki na jakiego wygląda, że jest całkowicie innym chłopakiem. Ale to było dawno, może się zmienił? O tym wie tylko on.
Zamyślona weszłam do szkoły nie zwracając na nikogo uwagi. Automatycznie skierowałam się do szafki, zdjęłam kurtkę i odwiesiłam ją i wyciągnęłam potrzebne książki. Odwracając się wpadłam na Summer.
- Cześć. – dziewczyna przytuliła mnie na powitanie po czym zrobiła krok w tył i uważnie przyglądnęła się mojej osobie. – Coś mi tu nie gra. Halo! – pomachała mi rękę przed nosem, ale nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. – Gadaj mi tu zaraz o co chodzi.
- Hm, od czego by tu zacząć. – zamyśliłam się – Może od tego, że jestem z Justinem.
- Naprawdę! – krzyknęła radośnie po czym kilka par oczu zwróciło się na nas.
- Tak, ale cicho, nie chcę by ktokolwiek o tym wiedział.
- Dlaczego? – zapytała, a gdy zobaczyła moją minę odpuściła. – Aha, rozumiem. Ale to wspaniale, nawet nie wiesz jak się cieszę. Od kiedy?
- Od soboty.
- I ja dowiaduję się dopiero teraz?! Annie, wiesz, że teraz powinnam się na ciebie obrazić i odejść jak by to zrobiło wiele dziewczyn, ale tego nie zrobię. Kurcze, mam nadzieję, że będzie wam razem wspaniale.
- Oby tak było. – uśmiechnęłam się. – Ale jest jeszcze coś o czym chcę z tobą porozmawiać.
            Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami o paczce jaką znalazłam w kurtce Justina. Wyraziłam swoje zdanie i czekałam aż Summer wypowie swoje. Chwilę musiałam stać i oczekiwać by usłyszeć cokolwiek z jej ust, a gdy się odezwała nie wierzyłam w ani jedno słowo.
- Skąd o tym wiesz? – oburzyłam się.
- Podsłuchałam kiedyś jego rozmowę z tą dziewczyną. Niestety imienia nie pamiętam, ale wiem jedno na pewno – coś pomiędzy nimi było.
- I nic z tym nie zrobiłaś! Sam jesteś głupia! Nie powinnam tak mówić, ale wiesz, że to prawda. Byłaś z nim, a on tymczasem miał również inną!
- Uspokój się! – Summer krzyknęła na mnie zła. – Nie wiem czy był z nią, ale wiem, iż żywił wobec niej jakieś uczucia.
- Wywnioskowałaś to z jednej podsłuchanej rozmowy? Coś kręcisz. – pokiwałam z niedowierzaniem głową.
- Mówię prawdę Ann, przecież wiesz, że nie okłamałabym ciebie.
- Tak, przepraszam.
            I w tym momencie dzwonek przerwał nam rozmowę. Udałyśmy się do różnych klas, ponieważ nie miałyśmy teraz razem zajęć. Ogólnie w poniedziałki miałyśmy tylko jedną wspólną lekcję – angielski, na którym nie siedziałyśmy razem, bo, jak to oznajmiła nam nasza nauczycielka, powinniśmy się integrować i z każdym miesiącem zmienialiśmy miejsca.
            Wchodząc do klasy nie spostrzegłam nawet zamieszania jakie było przy biurku. Po prostu usiadłam pod oknem i zaczęłam wpatrywać się spadające płatki śniegu. Nareszcie, pomyślałam mogąc sprowadzić w końcu myśli na inny tor.
            Na ziemię sprowadził mnie dopiero głos nauczycielki, która oznajmiła, iż sprawdziła nasze sprawdziany. To dlatego było tyle krzyku, zaśmiałam się w duchu.
            Po otrzymaniu kartki spojrzałam przelotnie na ocenę. Wiedziałam, że będzie to B, więc nie musiałam nawet otrzymywać potwierdzenia. Gdy klasa była jeszcze zajęta oglądaniem sprawdzianów, otworzyłam zeszyt na samym końcu i zapisałam tylko jedno zdanie: „Marzeniem niektórych ludzi jest bycie marzeniem drugiego człowieka”. Ilu z nas, prostych osób, tak myśli? czy rzeczywiście tak jest? A może spora ilość ludzi myśli wręcz odwrotnie i nie chce by tak było? Jak chcemy by było?     


 _____________________________

Po tak długiej przerwie jest rozdział. Znowu nic się nie dzieje, ale musi tak być przez kilka notek, wybaczcie to.
Skończyłam szkołę, mam już wolne prawie miesiąc i czekam teraz na wyniki. A Wy niecierpliwie czekacie zakończenia roku? Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz