niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 6

„Nigdy nie proś magika o powtórzenie tej samejsztuczki. Rozszyfrujesz ją i cała magia pryśnie”.
—Jonathan Carroll


                Odłożył telefon na stolik i odwrócił się do mężczyzny.
- Czemu tak nagle przychodzisz? – zapytał siadając na łóżku.
- Chodzi o wybranie One Less Lonely Girl na dzisiejszym koncercie.
- Tylko tyle? – Justin’owi wyraźnie zrzedła mina, ale nie dlatego że tego nie lubił, tylko dlatego że chciał porozmawiać jeszcze chwilę z kumplami.
- Coś ci nie pasuje? – Braun zdziwił się zachowaniem chłopaka.
- Nie, nie. Przerwałeś mi ważną rozmowę. A przecież mogę wybrać przed koncertem. – Justin uśmiechnął się.
- Nie będzie czasu. Wiem, że zawsze tak robiłeś, ale to jest wyjątek. – zza pleców wyciągnął teczkę, którą trzymał podczas rozmowy. Bieber wcześniej nie zwrócił na to uwagi. – Trzymaj. – podał, a JB od razu ją otworzył. Zrobił to niechlujnie i kilka zdjęć wypadło lecąc na ziemię. Chłopak od razu schylił się by je pozbierać. Zrobił to szybko. Nie uważał zbytnio czy jakoś uszkodzi zdjęcia czy nie.
                Przeglądał je już chyba po raz dziesiąty i dalej nie potrafił wybrać. Wahał się pomiędzy szatynką o niebieskich ochach a brunetką o niesamowicie zielonych. Obie są najładniejsze ze wszystkich, ale każda ma coś innego w sobie, co ciągnęło do nich chłopaka. Wpatrując się tak w te zdjęcia, po chwili rozmarzył się. Wyobrażał sobie co mógłby z nimi robić. Całować, pieścić… Jednak powrócił do rzeczywistości i skarcił się. Za godzinę miał dać koncert, a przy całkowitym rozkojarzeniu, Bieber nie wypadłby dobrze. A przecież musi być jak najlepiej.
                Wybrał brunetką. Miał dziwne przeczucie, że dziewczyna okaże się wyjątkowa…

                - Każda dziewczyna czeka na ten moment! – Justin krzyknął do mikrofonu i zbiegł ze sceny. – Dajcie pić i ręcznik. John, jeden członek z jego ekipy, w ekspresowym tempie udał się po wodę i ręcznik. Podał Bieber’owi i odszedł nie czekając na kolejne prośby ze strony chłopaka.
                Justin ponownie wbiegł na scenę w dobrym humorze. Był bardzo ciekawy jak na żywo wyglądają oczy dziewczyny. Gdy usłyszał melodię wydobywającą się z głośników, zaczął śpiewać pierwsze słowa One Less Lonely Girl. Nie mógł się doczekać momentu, w którym ją ujrzy. Biegał po całej scenie wymachując rękoma.  
                W końcu kiedy zauważył, że prowadzą dziewczynę na krzesło, tanecznym krokiem udał się w jej stronę. Siedziała bokiem, więc w pierwszej chwili nie zorientował się, że cos jest nie tak. Że dziewczyna nie jest ta, którą wybrał lecz osobą bardzo dobrze mu znaną. Najpierw wziął bukiet róż od jednego z tancerzy i stanął obok pięknej dziewczyny. Ta obróciła się i Justin’owi z wrażenia prawie wypadły kwiaty. Mina zrzedła mu, ale wiedział, że wszyscy to zauważą, więc przybrał sztuczny uśmiech. Wręczył bukiet Annie i przeszedł za nią delikatnie przejeżdżając palcami po jej plecach. Ann nie była przygotowana na takie coś, dlatego po jej ciele przeszedł dreszcz. Justin następnie położył rękę na jej ramieniu. Odkąd tylko zauważył, że to ona jest OLLG, nie patrzył się na nią. Nie miał takiego zamiaru, a to co zrobił przed chwilą, było tylko i wyłącznie nawykiem w jego zachowaniu. (…)
               
- Jakim cudem to Annie została OLLG? Chyba nie po to daliście mi zdjęcia! – Justin krzyczał do Scooter’a chodząc po garderobie. Złapał się za głowę i spojrzał na mężczyznę. – Kto ją wybrał?
- Okazało się, że ta, którą wybrałeś, nie pojawiła się. Dlatego też wybraliśmy pierwszą lepszą, która mogłaby ci się spodobać. – Scooter oparł się o ścianę i zaczął wpatrywać w zdenerwowanego na maksa chłopaka. – Przecież nic się nie stało. – nie wiedział, że gdy wypowie te słowa, Bieber wybuchnie.
- Nic?! Człowieku! My się nienawidzimy! Nie znoszę jej, a ona mnie! – JB zrobił się cały czerwony. Musiał usiąść, bo nie był pewny czy czasem nie upadnie. – Boże! Że akurat musieliście wybrać ją. – pokiwał z dezaprobatą głową i zamilkł. 
- Kto tak krzyczy? – Pattie weszła spanikowana do pomieszczenia. – Myślałam, że się pali. – zamknęła drzwi i obróciła się przodem do osób w pokoju. Spojrzała na każdego i widząc Justin’a w okropnym stanie szybko podeszła do niego. – Co się stało? – spytała syna siadając obok niego na kanapie.
- Już nic. – chłopak założył ręce na piersi i spojrzał znacząco na menagera. Nie chciał by matka miała kolejny powód by się denerwować lub co gorsza, kłócić się z nim.
- Jak to nic. Twoje krzyki dało się słyszeć na końcu korytarza. – Justin obrócił głowę w stronę rodzicielki.
- Nic. Naprawdę. -  położył ją na ramieniu Pattie.
                Kobieta przytuliła go do siebie. Chłopak wykorzystał to i machnął do Scooter’a by zostawił ich samych. Mężczyzna zrozumiał od razu. Wyszedł zabierając ze sobą zdjęcia.
- Synku, powiedz prawdę. – spojrzała na twarz Justin’a.
- Och. Skoro chcesz wiedzieć niech ci będzie. – wyswobodził się z objęcia matki i wstał kontynuując. – Chodzi o to, że przed koncertem wybrałem dziewczyną, która miała być OLLG. Okazało się, że na scenie była inna. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, iż była to Annie! – chłopak podniósł głos. – Nie znosimy się. A ona pojawia się na moim koncercie, do tego w Europie, gdzie nie powinno jej być! Jakim cudem się tu znalazła? Jej miejsce jest w Hudson. – chwycił butelkę wody i upił łyk. – Nie rozumiem tego. 
- Jak to się nie znosicie? Czy ja o czymś nie wiem? – spytała podejrzliwie.
- Mamo, tego nie musisz wiedzieć. – napił się jeszcze trochę. Zakręcił butelkę i odstawił na miejsce. – Idźmy już stąd. Mam dość tego miejsca. Całe szczęście, że jutro już wracamy do domu. – poczekał aż Pattie wstanie i podejdzie do niego by mógł objąć ją i razem udać się do hotelu. (…)

                Bieber leciał już od dobrych kilku godzin. Przesiadał się z miejsca na miejsce mając nadzieję, że w końcu czymś się zajmie. Próbował czytać, słuchać piosenek, grać na konsoli – jednak wszystko na marne. Nie potrafił na niczym się skupić. Spowodowane to było wydarzeniem na jego ostatnim koncercie. Wciąż zastanawiał się, co Annie robiła w Londynie. Myślał i myślał i nie wymyślił nic sensownego. Można powiedzieć, że jego głowa aż parowała od natłoku myśli. Postanowił więc podroczyć Kennego aby zapomnieć chociaż na chwilę o dziewczynie.
 Wstał i rzucił się na śpiącego mężczyznę. Kenny nie zareagował w jakiś sposób, ponieważ przyzwyczajony był już do takiego zachowania Justin’a. Zaśmiał się pod nosem i zmierzwił włosy chłopaka. Ten nie był mu dłużny i uderzył Wielkiego z pięści w ramię. Mężczyzna udał, że go to zabolało i pomasował „bolące” miejsce robiąc przy tym dziwną minę. Justin w odpowiedzi na to zachichotał i ponownie uderzył.  Nim się spostrzegli, zaczęli się ze sobą bić. Oczywiście dla zabawy, bo nie przecież naprawdę. Gdyby Kenny miał na serio uderzyć Justin’a, prawdopodobnie ten trafiłby do szpitala – delikatnie mówiąc. Pozostałe osoby przypatrywały się im z rozbawieniem. Rzeczywiście, gdyby tak spojrzeć z innej perspektywy, to tylko Gwiazdor próbuje coś zrobić ochroniarzowi. Ten sobie spokojnie siedzi, tylko raz na jakiś czas popchnie nastolatka.
- Dobra, mam dość. – Justin opadł na fotel obok mężczyzny ciężko oddychając. – Czy ty nigdy nie możesz dać mi choć raz wygrać? – spytał wycierając czoło z kropelek potu.
                Kenny chwilę nie odpowiadał, po czym rzucił:
- Nie. – wymierzył młodemu lekki policzek i szybko wstał uciekając przed nim.
- Dość! – krzyknęła Pattie. – Rozumiecie czy nie? – Kenny z Justin’em nie zwracali wcale uwagi na krzyczącą kobietę. – Czy ja mówię po chińsku? – zwróciła się do Scooter’a.
- Ja ciebie na przykład rozumiem. – odpowiedział uśmiechając się. – A wy? – zwrócił się do pozostałych. Ci kiwnęli głową na tak i powrócili do obserwowania.
- Mam z nimi urwanie głowy. Zachowują się jak dzieci w przedszkolu. – kobieta pokręciła głową z dezaprobatą i wstała. Stanęła na drodze synowi i gdy ten biegł tyłem, wpadł na nią. Pech chciał, że się przewrócili.
- Justin. Zjedź ze mnie. – Pattie ledwo wypowiedziała te słowa. Chłopak nie był ciężki, ale leżał tak niefortunnie na rodzicielce, że kobieta nie mogła złapać oddechu.
                Bieber szybko wstał i pomógł wstać matce.
- Przepraszam. Nie widziałem. – wydusił z siebie i przytulił się do niej.
- Na drugi raz będziesz wiedział, żeby nie biegać. – szepnęła mu na ucho i wyswobodziła się z objęcia syna. – Masz szlaban. – powiedziała stanowczo. – Do odwołania. – dodała i usiadła z powrotem na swoje miejsce.
- Ale mamo. Nie możesz. – spojrzał na nią z miną szczeniaczka. – Proszę. – klęknął przed matką i ujął jej dłonie.
- Nie. I już. Oddaj komórkę. – wystawiła rękę w stronę Bieber’a.
                Justin wpatrywał się w nią z nadzieją, iż żartuje mówiąc o oddaniu telefonu. Mina Pattie mówiła sama za siebie. Nie żartowała. Czekała cierpliwe aż chłopak podejdzie do plecaka, weźmie komórkę i odda jej. Szybko schowała do torebki leżącej obok na fotelu. Odstawiła ją i ponownie spojrzała na syna. Stał wkurzony, ponieważ nie może żyć bez łączności z innymi. Komputer to nie to samo. Przecież nie schowa go sobie do kieszeni.
                Usiadł obrażony na drugim końcu samolotu. Założył ręce na piersi i odwrócił głowę w stronę okna. Wpatrywał się w rozległy ocean, który w tej chwili był jedynym interesującym go obrazem. Nie zwracał nawet uwagi na osoby przechodzące obok niego i pytające go o przeróżne rzeczy. Nie dam rady normalnie funkcjonować bez komórki. Wredna matka. Tylko biegaliśmy.. – powiedział do siebie w duchu i przymknął powieki. Niedługo po tym zasnął. (…)

                - Gdzie jesteście? – spytał Christian’a.
- Na boisku. Gramy w kosza.
- Za chwilę będę.
- A gdzie teraz jesteś?
- Jeszcze w domu.
- Dobra. Kończę, bo leci w moją stronę piłka. – Justin odłożył słuchawkę aparatu stacjonarnego na blat w kuchni. Teraz tylko tak mógł się komunikować. Oczywiście robił to w ukryciu, ponieważ Pattie mówiąc mu aby oddał komórkę, miała również na myśli nie korzystanie ze stacjonarnego.
                Bieber rozglądnął się po pomieszczeniu, wyszedł z domu wkładając słuchawki do uszu. Puścił Michael’a Jacskon’a i zatracił się w melodii. Szedł ze spuszczoną głową. Nagle ktoś na  niego wpadł.
- Uważaj jak chodzisz. – powiedział pod nosem wyciągając słuchawki.
- To raczej ty powinieneś uważać baranie. – poznał ten głos od razu. Podniósł głowę i ujrzał brązowowłosą z szyderczym uśmieszkiem. – Pan gwiazda już wrócił?
- Jak widać.
- To było pytanie retoryczne. – Annie chciała wyminąć chłopaka, ale złapał ją za nadgarstek. – Puść mnie. – wysyczała przez zęby. Jego jako osoby nie znosiła, ale jego muzykę lubiła. A ten koncert to było jedno wielkie nieporozumienie.
- Jak się siedziało na scenie? – spytał nadal trzymając dziewczynę.
- A jak mogło? – spojrzała w oczy Justin’a. - Beznadziejnie. – ziewnęła dając tym samym do zrozumienia chłopakowi, że jest już znudzona tą całą rozmową.
- Nie wydaje mi się.
- A powinno. Nie mam ochoty na dłuższą rozmowę z tobą. Nara Bieber. – wyszarpała się i ruszyła przed siebie.
              Justin zrobił to samo. Nie wkładał już słuchawek, bo był praktycznie na miejscu. Przeszedł na druga stronę ulicy i ujrzał kumpli. Podbiegł do nich.
- Siema stary! – Jey przybił piątkę chłopakowi.
- No w końcu. Już myślałem, że się zgubiłeś. – zaśmiał się Chris.
- Haha! Bardzo śmieszne. – Bieber poklepał po plecach Chris’a. – Gramy? – zapytał wszystkich.
- Jasne. Ja z tobą na resztę. – Jay porwał Justin’a na bok i szeptał mu na ucho jak szybko zmiażdżyć przeciwników. Christian i Ryan również naradzali się. Po jakiś pięciu minutach rozpoczęli grę.
              Skończyli dopiero gdy zrobiło się późno i nic nie było widać. Usiedli spoceni na trawie i łakomie pili wodę.
- Niezła gra. – ciszę przerwał Ryan. – Jesteśmy najlepsi.
- Wiadomo. – zgodzili się z nimi pozostali.
- Nie ma co. – JB wstał. – Trzeba iść na chatę. W końcu jutro do budy. – strzepał z siebie trawę.
- Nie przypominaj. – Jey również wstał.
                Chwilę później wszyscy szli do domu.
- Do zobaczenia stary. – po kolei przybili piątkę Justin’owi. Ten, wszedł przez bramę na swoją posesję i wolno ruszył w stronę drzwi wejściowych. Gdy tylko je zamknął i obrócił się Tylem do nich, podskoczył ze strachu.
- Gdzie byłeś? – spytała wściekła Pattie.
- Mi ciebie również miło widzieć. – próbował ja wyminąć, ale kobieta uniemożliwiła mu to. – Daj już spokój. Byłem z kumplami na boisku. Graliśmy w kosza. – oparł się o ścianę obserwując reakcję rodzicielki.
- Przypominam, że masz szlaban.
- Z tego co wiem to tylko na telefon.
- Na razie tylko na to. Zobaczymy jak będziesz się sprawować dalej.
- Mamo! To była jedynie zabawa. Przecież nigdy nie dawałaś mi szlabanu.
- I to był chyba błąd. – obróciła się tyłem do chłopaka. – W kuchni przygotował ci kanapki. Zjedz i idź spać. – kobieta udała się na górę.
              Justin wzruszył ramionami i poszedł do kuchni. Z lodówki wyciągnął karton soku pomarańczowego i odłożył go na blat. Następnie z szafki wyciągnął szklankę i nalał napoju. Usiadł na stołku barowym i powoli zjadał kanapki. - Są świetne. Ciekawe po kim mama ma taki talent kulinarny. – powiedział pod nosem i ugryzł kromkę.
- Po twoich dziadkach. – chłopak aż podskoczył, gdy usłyszał głos rodzicielki.
- Mamo, przestraszyłaś mnie. – Pattie podeszła do Justin’a i położyła mu dłoń na ramieniu. – Oj synu, synu. – zaśmiała się i chwyciła jedną z kanapek leżących na talerzu.
- Rzeczywiście smaczne. – uśmiechnęła się po czym ugryzła kawałek.
- Tak, są smaczne i m o j e. – zaakcentował ostatnie słowo.
- Oj no, chciałam tylko skosztować.
- Żartuję. Bierz. – przysunął talerz w stronę mamy.
- Nie, dziękuje. Już jadłam. Chciałam ci powiedzieć, że jutro po szkole przyjdzie do ciebie niejaka Summer przynieść notatki.
- Skąd wiesz? – zapytał wypijając sok do końca. Nalał ponownie szklankę do pełna i zakręcił karton.
- Jak wyszedłeś niedługo po tym zadzwoniła pani Stark. Porozmawiałam z nią przez chwilę i wtedy mi powiedziała.
- Yhym. – chłopak wstał i włożył brudne naczynie do zmywarki. – Dobranoc. – podszedł do kobiety i pocałował ją w policzek. Nie miał tego w zwyczaju, ale czuł, że musiał tak zrobić. Musiał odwdzięczyć się za wszystko co dla niego robi.
                 Zabrał świeże bokserki i wszedł do łazienki. Rozebrał się do naga i odkręcił kurek z ciepłą wodą. Ciecz powoli lała się z baterii prysznica. Zmoczył całe ciało, a następnie na dłoń nalał sobie odrobinę szamponu. Rozmasował go na głowie tworząc niesamowicie dużą ilość piany. Spłukał włosy i chwycił gąbkę. Na nią wycisnął już resztki cytrusowego żelu pod prysznic. Namydlił ciało dokładnie się myjąc. Spłukał resztki piany i oparł się dłońmi o kafelki. Przez chwilę wpatrywał się w nie, a następnie odezwał. – Muszę dowiedzieć się dlaczego była na moim koncercie. Do tego jeszcze wybrali ją na OLLG. Co za pech. A może przeznaczenie? – wypluł wodę z ust. Zamknął oczy i pozwała by swobodnie po nim spływała.
                Owinął się ręcznikiem i stanął przed lustrem. Oparł się o umywalkę jedną ręka, a drugą przejechał po policzku i ustach. – Jestem padnięty. – mruknął pod nosem. Sięgnął po pastę i szczoteczkę do zębów. Szybko je umył i zabrał się za suszenie seksownych włosów. Nie rozumiał dlaczego tak bardzo podobają się laskom. Są jak każde inne.
                Gdy odbył cały rytuał wieczorny, wyszedł z łazienki uprzednio wyłączając w niej światło. Gotowy do spania położył się na łóżku szczelnie opatulając kołdrą. Spojrzał jeszcze na zegarek leżący na szafce nocnej i udał się do krainy Morfeusza.

                - Cholerny budził. – wymamrotał uderzając w urządzenie. Gdy się wyłączyło, przewrócił się na drugi bok i wtulił wygodnie w poduszkę. Przymknął powieki i miał nadzieję szybko zasnąć, ale do pokoju weszła Pattie.
- Justin wstawaj. Już siódma. – podeszła do okna i odsunęła firanki.
            Do pokoju od razu wpadły promienie słońca. Nie poraziły chłopaka, bo leżał na szczęście odwrócony tyłem.
- Nie chce mi się.
- Nie marudź. Wstawaj. – kobieta podeszła do łóżka i ściągnęła z syna kołdrę. Justin’owi zrobiło się zimno. Skulił się i spojrzał wrogo na rodzicielkę.
- Czy nie możesz choć raz odpuścić? – zapytał wstając. Pattie zaśmiała się, a następnie opuściła pokój.
- Mam siedem światów z tą kobietą. – pokręcił głową. Wszedł do garderoby. Wybrał czarne rurki, biały T-shirt a na to koszulę. Wrócił do pokoju, położył rzeczy na krześle i udał się to łazienki. Przemył zimną wodą twarz co od razu go rozbudziło. Wytarł się ręcznikiem i wrócił do pokoju. Ubrał się we wcześniej przygotowane ubrania i zszedł do kuchni.
Czekały już na niego świeżutkie i pachnące bułeczki. Posmarował je masłem, nałożył plaster szynki, żółtego sera, ogórka i pomidora.  Do szklanki nalał jeszcze soku pomarańczowego i przystąpił do jedzenia posiłku.
 Po skończonym śniadaniu grzecznie podziękował mamie i udał się z powrotem na górę do pokoju. Spojrzał na zegarek, który wskazywał 7:16. Pospiesznie spakował zeszyty oraz książki, chwycił telefon i zszedł na dół. Ubrał adidasy i wybiegł z domu krzycząc krótki „cześć”.
 Do szkoły szedł pieszo. Pomyślał, że może sobie w końcu odpuścić jeżdżenie samochodem na kilka dni. Ruch na świeżym powietrzu dobrze mu zrobi. A wizja, że przesiedzi osiem godzin w szkole spotęgowała tę myśl. Już za dużo  nasiedział się w samolocie.
 Gdy stanął przed wielkim budynkiem High School, zatrzymał się na chwilę by poprawić wystającą sznurówkę z buta.  Wstając zderzył się z kimś.
- To znowu ty Penny. – wysyczał i popatrzył się na dziewczynę spod byka.
- Oj Bieber, Bieber. – zaśmiała się kpiąco po czym odeszła seksownie kręcąc biodrami.
                Nie rozumiejąc zachowania brązowowłosej wszedł na teren szkoły. Wchodząc do budynku poczuł przyjemny chłód jaki panował wewnątrz. Podszedł do swojej szafki i zostawiając w plecaku potrzebne książki, zatrzasnął ją z impetem i ruszył pod salę od matematyki. (…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz