„Nigdy nie proś magika o powtórzenie tej samejsztuczki. Rozszyfrujesz ją i cała magia pryśnie”.
—Jonathan Carroll
Odłożył telefon na stolik i
odwrócił się do mężczyzny.
- Czemu tak nagle przychodzisz? –
zapytał siadając na łóżku.
- Chodzi o wybranie One Less Lonely
Girl na dzisiejszym koncercie.
- Tylko tyle? – Justin’owi wyraźnie
zrzedła mina, ale nie dlatego że tego nie lubił, tylko dlatego że chciał
porozmawiać jeszcze chwilę z kumplami.
- Coś ci nie pasuje? – Braun zdziwił się
zachowaniem chłopaka.
- Nie, nie. Przerwałeś mi ważną
rozmowę. A przecież mogę wybrać przed koncertem. – Justin uśmiechnął się.
- Nie będzie czasu. Wiem, że zawsze tak
robiłeś, ale to jest wyjątek. – zza pleców wyciągnął teczkę, którą trzymał
podczas rozmowy. Bieber wcześniej nie zwrócił na to uwagi. – Trzymaj. – podał,
a JB od razu ją otworzył. Zrobił to niechlujnie i kilka zdjęć wypadło lecąc na
ziemię. Chłopak od razu schylił się by je pozbierać. Zrobił to szybko. Nie
uważał zbytnio czy jakoś uszkodzi zdjęcia czy nie.
Przeglądał
je już chyba po raz dziesiąty i dalej nie potrafił wybrać. Wahał się pomiędzy
szatynką o niebieskich ochach a brunetką o niesamowicie zielonych. Obie są
najładniejsze ze wszystkich, ale każda ma coś innego w sobie, co ciągnęło do
nich chłopaka. Wpatrując się tak w te zdjęcia, po chwili rozmarzył się.
Wyobrażał sobie co mógłby z nimi robić. Całować, pieścić… Jednak powrócił do
rzeczywistości i skarcił się. Za godzinę miał dać koncert, a przy całkowitym
rozkojarzeniu, Bieber nie wypadłby dobrze. A przecież musi być jak najlepiej.
Wybrał
brunetką. Miał dziwne przeczucie, że dziewczyna okaże się wyjątkowa…
-
Każda dziewczyna czeka na ten moment! – Justin krzyknął do mikrofonu i zbiegł
ze sceny. – Dajcie pić i ręcznik. John, jeden członek z jego ekipy, w
ekspresowym tempie udał się po wodę i ręcznik. Podał Bieber’owi i odszedł nie
czekając na kolejne prośby ze strony chłopaka.
Justin
ponownie wbiegł na scenę w dobrym humorze. Był bardzo ciekawy jak na żywo
wyglądają oczy dziewczyny. Gdy usłyszał melodię wydobywającą się z głośników,
zaczął śpiewać pierwsze słowa One Less Lonely Girl. Nie mógł się doczekać
momentu, w którym ją ujrzy. Biegał po całej scenie wymachując rękoma.
W
końcu kiedy zauważył, że prowadzą dziewczynę na krzesło, tanecznym krokiem udał
się w jej stronę. Siedziała bokiem, więc w pierwszej chwili nie zorientował
się, że cos jest nie tak. Że dziewczyna nie jest ta, którą wybrał lecz osobą
bardzo dobrze mu znaną. Najpierw wziął bukiet róż od jednego z tancerzy i
stanął obok pięknej dziewczyny. Ta obróciła się i Justin’owi z wrażenia prawie
wypadły kwiaty. Mina zrzedła mu, ale wiedział, że wszyscy to zauważą, więc
przybrał sztuczny uśmiech. Wręczył bukiet Annie i przeszedł za nią delikatnie
przejeżdżając palcami po jej plecach. Ann nie była przygotowana na takie coś,
dlatego po jej ciele przeszedł dreszcz. Justin następnie położył rękę na jej
ramieniu. Odkąd tylko zauważył, że to ona jest OLLG, nie patrzył się na nią.
Nie miał takiego zamiaru, a to co zrobił przed chwilą, było tylko i wyłącznie
nawykiem w jego zachowaniu. (…)
- Jakim
cudem to Annie została OLLG? Chyba nie po to daliście mi zdjęcia! – Justin
krzyczał do Scooter’a chodząc po garderobie. Złapał się za głowę i spojrzał na
mężczyznę. – Kto ją wybrał?
- Okazało się, że ta, którą wybrałeś,
nie pojawiła się. Dlatego też wybraliśmy pierwszą lepszą, która mogłaby ci się
spodobać. – Scooter oparł się o ścianę i zaczął wpatrywać w zdenerwowanego na
maksa chłopaka. – Przecież nic się nie stało. – nie wiedział, że gdy wypowie te
słowa, Bieber wybuchnie.
- Nic?! Człowieku! My się nienawidzimy!
Nie znoszę jej, a ona mnie! – JB zrobił się cały czerwony. Musiał usiąść, bo
nie był pewny czy czasem nie upadnie. – Boże! Że akurat musieliście wybrać ją.
– pokiwał z dezaprobatą głową i zamilkł.
- Kto tak krzyczy? – Pattie weszła
spanikowana do pomieszczenia. – Myślałam, że się pali. – zamknęła drzwi i
obróciła się przodem do osób w pokoju. Spojrzała na każdego i widząc Justin’a w
okropnym stanie szybko podeszła do niego. – Co się stało? – spytała syna
siadając obok niego na kanapie.
- Już nic. – chłopak założył ręce na
piersi i spojrzał znacząco na menagera. Nie chciał by matka miała kolejny powód
by się denerwować lub co gorsza, kłócić się z nim.
- Jak to nic. Twoje krzyki dało się
słyszeć na końcu korytarza. – Justin obrócił głowę w stronę rodzicielki.
- Nic. Naprawdę. - położył ją na ramieniu Pattie.
Kobieta
przytuliła go do siebie. Chłopak wykorzystał to i machnął do Scooter’a by
zostawił ich samych. Mężczyzna zrozumiał od razu. Wyszedł zabierając ze sobą
zdjęcia.
- Synku, powiedz prawdę. – spojrzała na
twarz Justin’a.
- Och. Skoro chcesz wiedzieć niech ci
będzie. – wyswobodził się z objęcia matki i wstał kontynuując. – Chodzi o to,
że przed koncertem wybrałem dziewczyną, która miała być OLLG. Okazało się, że
na scenie była inna. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, iż była to
Annie! – chłopak podniósł głos. – Nie znosimy się. A ona pojawia się na moim
koncercie, do tego w Europie, gdzie nie powinno jej być! Jakim cudem się tu
znalazła? Jej miejsce jest w Hudson. – chwycił butelkę wody i upił łyk. – Nie
rozumiem tego.
- Jak to się nie znosicie? Czy ja o
czymś nie wiem? – spytała podejrzliwie.
- Mamo, tego nie musisz wiedzieć. –
napił się jeszcze trochę. Zakręcił butelkę i odstawił na miejsce. – Idźmy już
stąd. Mam dość tego miejsca. Całe szczęście, że jutro już wracamy do domu. –
poczekał aż Pattie wstanie i podejdzie do niego by mógł objąć ją i razem udać
się do hotelu. (…)
Bieber
leciał już od dobrych kilku godzin. Przesiadał się z miejsca na miejsce mając
nadzieję, że w końcu czymś się zajmie. Próbował czytać, słuchać piosenek, grać
na konsoli – jednak wszystko na marne. Nie potrafił na niczym się skupić.
Spowodowane to było wydarzeniem na jego ostatnim koncercie. Wciąż zastanawiał
się, co Annie robiła w Londynie. Myślał i myślał i nie wymyślił nic sensownego.
Można powiedzieć, że jego głowa aż parowała od natłoku myśli. Postanowił więc
podroczyć Kennego aby zapomnieć chociaż na chwilę o dziewczynie.
Wstał i rzucił się na śpiącego mężczyznę.
Kenny nie zareagował w jakiś sposób, ponieważ przyzwyczajony był już do takiego
zachowania Justin’a. Zaśmiał się pod nosem i zmierzwił włosy chłopaka. Ten nie
był mu dłużny i uderzył Wielkiego z pięści w ramię. Mężczyzna udał, że go to
zabolało i pomasował „bolące” miejsce robiąc przy tym dziwną minę. Justin w
odpowiedzi na to zachichotał i ponownie uderzył. Nim się spostrzegli, zaczęli się ze sobą bić.
Oczywiście dla zabawy, bo nie przecież naprawdę. Gdyby Kenny miał na serio
uderzyć Justin’a, prawdopodobnie ten trafiłby do szpitala – delikatnie mówiąc.
Pozostałe osoby przypatrywały się im z rozbawieniem. Rzeczywiście, gdyby tak
spojrzeć z innej perspektywy, to tylko Gwiazdor próbuje coś zrobić
ochroniarzowi. Ten sobie spokojnie siedzi, tylko raz na jakiś czas popchnie
nastolatka.
- Dobra, mam dość. – Justin opadł na
fotel obok mężczyzny ciężko oddychając. – Czy ty nigdy nie możesz dać mi choć
raz wygrać? – spytał wycierając czoło z kropelek potu.
Kenny
chwilę nie odpowiadał, po czym rzucił:
- Nie. – wymierzył młodemu lekki
policzek i szybko wstał uciekając przed nim.
- Dość! – krzyknęła Pattie. –
Rozumiecie czy nie? – Kenny z Justin’em nie zwracali wcale uwagi na krzyczącą
kobietę. – Czy ja mówię po chińsku? – zwróciła się do Scooter’a.
- Ja ciebie na przykład rozumiem. –
odpowiedział uśmiechając się. – A wy? – zwrócił się do pozostałych. Ci kiwnęli
głową na tak i powrócili do obserwowania.
- Mam z nimi urwanie głowy. Zachowują
się jak dzieci w przedszkolu. – kobieta pokręciła głową z dezaprobatą i wstała.
Stanęła na drodze synowi i gdy ten biegł tyłem, wpadł na nią. Pech chciał, że
się przewrócili.
- Justin. Zjedź ze mnie. – Pattie ledwo
wypowiedziała te słowa. Chłopak nie był ciężki, ale leżał tak niefortunnie na
rodzicielce, że kobieta nie mogła złapać oddechu.
Bieber
szybko wstał i pomógł wstać matce.
- Przepraszam. Nie widziałem. – wydusił
z siebie i przytulił się do niej.
- Na drugi raz będziesz wiedział, żeby
nie biegać. – szepnęła mu na ucho i wyswobodziła się z objęcia syna. – Masz
szlaban. – powiedziała stanowczo. – Do odwołania. – dodała i usiadła z powrotem
na swoje miejsce.
- Ale mamo. Nie możesz. – spojrzał na
nią z miną szczeniaczka. – Proszę. – klęknął przed matką i ujął jej dłonie.
- Nie. I już. Oddaj komórkę. –
wystawiła rękę w stronę Bieber’a.
Justin
wpatrywał się w nią z nadzieją, iż żartuje mówiąc o oddaniu telefonu. Mina
Pattie mówiła sama za siebie. Nie żartowała. Czekała cierpliwe aż chłopak
podejdzie do plecaka, weźmie komórkę i odda jej. Szybko schowała do torebki
leżącej obok na fotelu. Odstawiła ją i ponownie spojrzała na syna. Stał
wkurzony, ponieważ nie może żyć bez łączności z innymi. Komputer to nie to
samo. Przecież nie schowa go sobie do kieszeni.
Usiadł
obrażony na drugim końcu samolotu. Założył ręce na piersi i odwrócił głowę w
stronę okna. Wpatrywał się w rozległy ocean, który w tej chwili był jedynym
interesującym go obrazem. Nie zwracał nawet uwagi na osoby przechodzące obok
niego i pytające go o przeróżne rzeczy. Nie
dam rady normalnie funkcjonować bez komórki. Wredna matka. Tylko biegaliśmy.. –
powiedział do siebie w duchu i przymknął powieki. Niedługo po tym zasnął. (…)
-
Gdzie jesteście? – spytał Christian’a.
- Na boisku. Gramy w kosza.
- Za chwilę będę.
- A gdzie teraz jesteś?
- Jeszcze w domu.
- Dobra. Kończę, bo leci w moją stronę
piłka. – Justin odłożył słuchawkę aparatu stacjonarnego na blat w kuchni. Teraz
tylko tak mógł się komunikować. Oczywiście robił to w ukryciu, ponieważ Pattie
mówiąc mu aby oddał komórkę, miała również na myśli nie korzystanie ze
stacjonarnego.
Bieber
rozglądnął się po pomieszczeniu, wyszedł z domu wkładając słuchawki do uszu.
Puścił Michael’a Jacskon’a i zatracił się w melodii. Szedł ze spuszczoną głową.
Nagle ktoś na niego wpadł.
- Uważaj jak chodzisz. – powiedział pod
nosem wyciągając słuchawki.
- To raczej ty powinieneś uważać
baranie. – poznał ten głos od razu. Podniósł głowę i ujrzał brązowowłosą z
szyderczym uśmieszkiem. – Pan gwiazda już wrócił?
- Jak widać.
- To było pytanie retoryczne. – Annie
chciała wyminąć chłopaka, ale złapał ją za nadgarstek. – Puść mnie. – wysyczała
przez zęby. Jego jako osoby nie znosiła, ale jego muzykę lubiła. A ten koncert
to było jedno wielkie nieporozumienie.
- Jak się siedziało na scenie? – spytał
nadal trzymając dziewczynę.
- A jak mogło? – spojrzała w oczy
Justin’a. - Beznadziejnie. – ziewnęła dając tym samym do zrozumienia
chłopakowi, że jest już znudzona tą całą rozmową.
- Nie wydaje mi się.
- A powinno. Nie mam ochoty na dłuższą
rozmowę z tobą. Nara Bieber. – wyszarpała się i ruszyła przed siebie.
Justin
zrobił to samo. Nie wkładał już słuchawek, bo był praktycznie na miejscu.
Przeszedł na druga stronę ulicy i ujrzał kumpli. Podbiegł do nich.
- Siema stary! – Jey przybił piątkę
chłopakowi.
- No w końcu. Już myślałem, że się
zgubiłeś. – zaśmiał się Chris.
- Haha! Bardzo śmieszne. – Bieber
poklepał po plecach Chris’a. – Gramy? – zapytał wszystkich.
- Jasne. Ja z tobą na resztę. – Jay
porwał Justin’a na bok i szeptał mu na ucho jak szybko zmiażdżyć przeciwników.
Christian i Ryan również naradzali się. Po jakiś pięciu minutach rozpoczęli
grę.
Skończyli
dopiero gdy zrobiło się późno i nic nie było widać. Usiedli spoceni na trawie i
łakomie pili wodę.
- Niezła gra. – ciszę przerwał Ryan. –
Jesteśmy najlepsi.
- Wiadomo. – zgodzili się z nimi
pozostali.
- Nie ma co. – JB wstał. – Trzeba iść
na chatę. W końcu jutro do budy. – strzepał z siebie trawę.
- Nie przypominaj. – Jey również wstał.
Chwilę
później wszyscy szli do domu.
- Do zobaczenia stary. – po kolei
przybili piątkę Justin’owi. Ten, wszedł przez bramę na swoją posesję i wolno
ruszył w stronę drzwi wejściowych. Gdy tylko je zamknął i obrócił się Tylem do
nich, podskoczył ze strachu.
- Gdzie byłeś? – spytała wściekła
Pattie.
- Mi ciebie również miło widzieć. –
próbował ja wyminąć, ale kobieta uniemożliwiła mu to. – Daj już spokój. Byłem z
kumplami na boisku. Graliśmy w kosza. – oparł się o ścianę obserwując reakcję
rodzicielki.
- Przypominam, że masz szlaban.
- Z tego co wiem to tylko na telefon.
- Na razie tylko na to. Zobaczymy jak
będziesz się sprawować dalej.
- Mamo! To była jedynie zabawa.
Przecież nigdy nie dawałaś mi szlabanu.
- I to był chyba błąd. – obróciła się
tyłem do chłopaka. – W kuchni przygotował ci kanapki. Zjedz i idź spać. –
kobieta udała się na górę.
Justin
wzruszył ramionami i poszedł do kuchni. Z lodówki wyciągnął karton soku
pomarańczowego i odłożył go na blat. Następnie z szafki wyciągnął szklankę i
nalał napoju. Usiadł na stołku barowym i powoli zjadał kanapki. - Są świetne. Ciekawe po kim mama ma taki
talent kulinarny. – powiedział pod nosem i ugryzł kromkę.
- Po twoich dziadkach. – chłopak aż
podskoczył, gdy usłyszał głos rodzicielki.
- Mamo, przestraszyłaś mnie. – Pattie
podeszła do Justin’a i położyła mu dłoń na ramieniu. – Oj synu, synu. –
zaśmiała się i chwyciła jedną z kanapek leżących na talerzu.
- Rzeczywiście smaczne. – uśmiechnęła
się po czym ugryzła kawałek.
- Tak, są smaczne i m o j e. –
zaakcentował ostatnie słowo.
- Oj no, chciałam tylko skosztować.
- Żartuję. Bierz. – przysunął talerz w
stronę mamy.
- Nie, dziękuje. Już jadłam. Chciałam
ci powiedzieć, że jutro po szkole przyjdzie do ciebie niejaka Summer przynieść
notatki.
- Skąd wiesz? – zapytał wypijając sok
do końca. Nalał ponownie szklankę do pełna i zakręcił karton.
- Jak wyszedłeś niedługo po tym
zadzwoniła pani Stark. Porozmawiałam z nią przez chwilę i wtedy mi powiedziała.
- Yhym. – chłopak wstał i włożył brudne
naczynie do zmywarki. – Dobranoc. – podszedł do kobiety i pocałował ją w
policzek. Nie miał tego w zwyczaju, ale czuł, że musiał tak zrobić. Musiał
odwdzięczyć się za wszystko co dla niego robi.
Zabrał świeże bokserki i wszedł do łazienki.
Rozebrał się do naga i odkręcił kurek z ciepłą wodą. Ciecz powoli lała się z
baterii prysznica. Zmoczył całe ciało, a następnie na dłoń nalał sobie odrobinę
szamponu. Rozmasował go na głowie tworząc niesamowicie dużą ilość piany.
Spłukał włosy i chwycił gąbkę. Na nią wycisnął już resztki cytrusowego żelu pod
prysznic. Namydlił ciało dokładnie się myjąc. Spłukał resztki piany i oparł się
dłońmi o kafelki. Przez chwilę wpatrywał się w nie, a następnie odezwał. –
Muszę dowiedzieć się dlaczego była na moim koncercie. Do tego jeszcze wybrali
ją na OLLG. Co za pech. A może przeznaczenie? – wypluł wodę z ust. Zamknął oczy
i pozwała by swobodnie po nim spływała.
Owinął
się ręcznikiem i stanął przed lustrem. Oparł się o umywalkę jedną ręka, a drugą
przejechał po policzku i ustach. – Jestem padnięty. – mruknął pod nosem. Sięgnął
po pastę i szczoteczkę do zębów. Szybko je umył i zabrał się za suszenie
seksownych włosów. Nie rozumiał dlaczego tak bardzo podobają się laskom. Są jak
każde inne.
Gdy
odbył cały rytuał wieczorny, wyszedł z łazienki uprzednio wyłączając w niej
światło. Gotowy do spania położył się na łóżku szczelnie opatulając kołdrą.
Spojrzał jeszcze na zegarek leżący na szafce nocnej i udał się do krainy
Morfeusza.
-
Cholerny budził. – wymamrotał uderzając w urządzenie. Gdy się wyłączyło,
przewrócił się na drugi bok i wtulił wygodnie w poduszkę. Przymknął powieki i
miał nadzieję szybko zasnąć, ale do pokoju weszła Pattie.
- Justin wstawaj. Już siódma. –
podeszła do okna i odsunęła firanki.
Do
pokoju od razu wpadły promienie słońca. Nie poraziły chłopaka, bo leżał na
szczęście odwrócony tyłem.
- Nie chce mi się.
- Nie marudź. Wstawaj. – kobieta
podeszła do łóżka i ściągnęła z syna kołdrę. Justin’owi zrobiło się zimno.
Skulił się i spojrzał wrogo na rodzicielkę.
- Czy nie możesz choć raz odpuścić? –
zapytał wstając. Pattie zaśmiała się, a następnie opuściła pokój.
- Mam siedem światów z tą kobietą. –
pokręcił głową. Wszedł do garderoby. Wybrał czarne rurki, biały T-shirt a na to
koszulę. Wrócił do pokoju, położył rzeczy na krześle i udał się to łazienki.
Przemył zimną wodą twarz co od razu go rozbudziło. Wytarł się ręcznikiem i
wrócił do pokoju. Ubrał się we wcześniej przygotowane ubrania i zszedł do
kuchni.
Czekały
już na niego świeżutkie i pachnące bułeczki. Posmarował je masłem, nałożył
plaster szynki, żółtego sera, ogórka i pomidora. Do szklanki nalał jeszcze soku pomarańczowego
i przystąpił do jedzenia posiłku.
Po skończonym śniadaniu grzecznie podziękował
mamie i udał się z powrotem na górę do pokoju. Spojrzał na zegarek, który
wskazywał 7:16. Pospiesznie spakował zeszyty oraz książki, chwycił telefon i
zszedł na dół. Ubrał adidasy i wybiegł z domu krzycząc krótki „cześć”.
Do szkoły szedł pieszo.
Pomyślał, że może sobie w końcu odpuścić jeżdżenie samochodem na kilka dni.
Ruch na świeżym powietrzu dobrze mu zrobi. A wizja, że przesiedzi osiem godzin
w szkole spotęgowała tę myśl. Już za dużo
nasiedział się w samolocie.
Gdy stanął przed wielkim
budynkiem High School, zatrzymał się na chwilę by poprawić wystającą sznurówkę
z buta. Wstając zderzył się z kimś.
- To znowu ty Penny. – wysyczał i
popatrzył się na dziewczynę spod byka.
- Oj Bieber, Bieber. – zaśmiała się
kpiąco po czym odeszła seksownie kręcąc biodrami.
Nie
rozumiejąc zachowania brązowowłosej wszedł na teren szkoły. Wchodząc do budynku
poczuł przyjemny chłód jaki panował wewnątrz. Podszedł do swojej szafki i
zostawiając w plecaku potrzebne książki, zatrzasnął ją z impetem i ruszył pod
salę od matematyki. (…)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz