niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 7


„Nigdy nie uwolnimy się od naszych słabości i błędów. Czasem jednak inni mogą nas uratować od nas samych.”
— Jonathan Carroll
Zakochany duch


              Usłyszał ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. – powiedział na tyle głośno by osoba usłyszała go.
- Cześć Justin. – zza drzwi wyłoniła się dziewczyna. Chłopak podniósł głowę i zobaczył ją. Uśmiechnął się do siebie w duchu. Wstał i podszedł do Summer przytulając się do niej.
- Witaj Sam. – szepnął jej na ucho uwodzicielskim głosem.
           Dziewczyna najwyraźniej nie spodziewała się takiego zachowania ze strony Bieber’a. Obawiała się czegoś innego, czegoś, co zapamięta na całe życie.
- A jednak nie jesteś taki zły jak cie malują. – zachichotała i odsunęła się od chłopaka.
             Dokładnie obejrzała pokój. Dużo wolnej przestrzeni pomimo wielu rzeczy znajdujących się w nim. Ściany koloru ciemnego fioletu idealnie kontrastowały z zielonymi meblami. Łóżko znajdowało się po lewej stronie patrząc od wejścia. Zaraz, obok niego stało biurko, na którym aktualnie porozwalane były sterty papierów – zapewne teksty piosenek. Po prawej stronie znajdowały się dwie pary drzwi – jedne do garderoby, drugie do łazienki. Na wprost było ogromne okno oraz drzwi balkonowe. Obok łóżka stała sofa, a naprzeciwko jej na ścianie wisiała duża plazma. Pod nią półka z grami.
- Przytulnie tu. – Summer obróciła się w stronę chłopaka. – Dlaczego tak mi się przyglądasz? – zapytała, a na jej wstąpiły delikatne rumieńce.
- Bo jesteś tak cholernie piękna i pociągająca. – podszedł do niej. Chciał ją przyciągnąć do siebie, ale bał się, że robiąc wszystko za szybko może dziewczynę przestraszyć, a nie uwieść jak ma to w planie.
- Dziękuje. To miłe słyszeć takie słowa z ust takiego chłopaka. – ściągnęła torbę z ramienia. – Przyniosłam ci notatki.
- Jesteś niesamowita. – uśmiechnął się zalotnie. -  Dziękuje. Połóż je na biurku.
               Sam odłożyła notatki tam gdzie wskazał chłopak. Następnie schyliła się po torbę i miała zamiar już wyjść, ale Bieber uniemożliwił jej to.
- Gdzie się tak spieszysz? – stanął przed nią.
- Do domu. Nie chce ci przeszkadzać. Pewnie masz lepsze zajęcie od siedzenia ze mną. – spojrzała w jego czekoladowe tęczówki w skutek czego zapomniała o całym świecie.
- A właśnie, że nie mam. Towarzystwo takiej osoby jak ty – złapał jej rękę – dobrze mi zrobi. A tak poza tym wyjaśnisz mi zadanie z matematyki. – powiedział to tak cholernie seksownym głosem, że żadna dziewczyna nie odmówiłaby mu.
- No… - zastanowiła się przez chwilę. – Okey. I tak nie mam nic do roboty. W domu w sumie bym się nudziła, a tak to mam okazję cie lepiej poznać.
- O, widzisz. Też mam taką ochotę.  Nawet nie wiesz jak wielką. Powiedział sobie w duchu.
            Pociągnął Sam za rękę na łóżku. Z szuflady biurka wyciągnął zeszyt od matematyki i otworzył na ostatniej zapisanej kartce.
- Czego nie rozumiesz? – Summer zapytała się wpatrując w zeszyt.
- No tego ostatniego zadania, które wczoraj robiliśmy. Nie było mnie tyle czasu, więc wiesz.. – spojrzał na twarz dziewczyny. Ta dopiero po chwili uniosła wzrok na niego i znów doznała szczególnego uczucia.
- Twoje oczy mnie paraliżują. – wyszeptała, a po jej plecach przeszedł dreszcz.
- To chyba dobrze? – zapytał zbliżając swoją twarz do twarzy S. Zagryzł dolną wargę. Ich usta dzieliły zaledwie dwa centymetry. W końcu musnął dziewczynę. Obawiał się, że go ode pcha, ale nie doczekał się. Uznając to za zgodę, pogłębił pocałunek. Delikatnie rozchylił wargi dziewczyny i włożył jej język do środka aby pieścić podniebienie dziewczyny. Następnie ich języki złączone w jedność tańczyły jak oszalałe.(…)
- Przepraszam za to. – JB odsunął się i schylił głowę.
- Wow… - Sam była pod wrażeniem. Całowała się z najbardziej popularną, pożądaną osobą chyba na całym świecie. – Nic się nie stało. – złapała za podbródek Bieber’a i uniosła jego twarz ku górze. – Spójrz na mnie. – wyszeptała.
          Justin w pewnym sensie czuł, że spodoba się to Summer, ale nie był świadomy w pełni reakcji dziewczyny.
- Poniosło mnie. To co było przed chwilą nie powinno się wydarzyć. Przyszłaś tu by przynieść mi notatki, a nie całować się ze mną. – wiedział, że te słowa zadziałają.
- Ale naprawdę nic się nie stało. To było cudowne. – Sam od razu zareagowała. Przysunęła się do chłopaka i musnęła jego usta. Pogłębili pocałunek. I o to mi chodziło. Jestem najlepszy. – pomyślał i jedną dłoń wplótł we włosy Summer, drugą błądził po plecach. (…)
                                   

***

             - Lovely! Kochana! Chodź tutaj. – Ann zacmokała, a suczka radośnie do niej podbiegła. Wzięła ją ręce i zeszła z nią na dół do salonu gdzie siedzieli jej rodzice.
            Położyła psa na kolanach ojca i usiadła obok niego. Magie siedziała na fotelu i czytała jakieś pisemko kobiece.
- Niech to szlag! – Bill krzyknął zdenerwowany. Wszyscy z pokoju poderwali się na równe nogi.
- Co się stało? - zapytała przerażona sytuacją kobieta.
- Piesek zsiusiał mi się na spodnie. – podniósł Lovely do góry i oczom dziewczyn ukazała się mokra plama na nodze mężczyzny.
- A ja myślałam, że już się pali. – Annie mówiąc drapała się po głowie. – Daj mi ją. Wyniosę ją na podwórko. – wzięła psa na ręce i spoglądając na nią, udała się  na zewnątrz. – No mała, nie ładnie tak robić. – pogroziła palcem, a szczeniak zamerdał wesoło ogonkiem i zaczął biegać wkoło Ann. – Lov! Przestań! Upadnę zaraz! – wykrzyczała dziewczyna śmiejąc się ze swojego zwierzaka.
           Jak dobrze przewidziała, po chwili leżała na trawie lizana przez suczkę. Wymachiwała śmiesznie rękoma i wierciła się. Psa najwyraźniej bawiło to, ponieważ przestała lizać Ann, a zaczęła ją gryźć po rękach. Jak doskonale wiemy, małe szczeniaki nie mają zębów, tylko „igły”. 
            Gdy Annie poczuła ukłucie, krzyknęła z bólu i uderzyła Lovely po tyłku. Pies zapiszczał a następnie uciekł do domu. Dziewczyna stała, otrzepała się z trawy i również udała się do domu. Spojrzała na rękę, na której było pięć małych czerwonych plamek. Brązowowłosa skrzywiła się i przeszła przez próg. Stanęła przed salonem i wpatrywała się w ojca, który bawił się z psem.
- Uważaj na nią. – Ann ostrzegła Bill’a.
- Dlaczego? – zapytał unosząc głowę do góry. – Auć!
- Właśnie dlatego. – dziewczyna podeszła do mężczyzny i pokazała mu rękę.
- Nieźle gryzie. – zaśmiał się.
- Kupiliście potwora a nie słodkiego pieska! – Ann wzięła Lovely na ręce i wtuliła się w małe stworzonko. – Przepraszam, nie chciałam cie uderzyć tak mocno. – pocałowała psa w główkę i spojrzała w jej niewinne oczka. – Są takie słodkie. – zwróciła się do ojca.
- Oczywiście. Jak sikała też takie miała? – rzucił i wstał z sofy. – Idę coś zjeść. Chcesz też? – ominął kanapę i szedł w stronę kuchni.
- Nie dziękuję. Nie jestem głodna. – dziewczyna musiała krzyknąć by tato mógł ją usłyszeć.

                                  - No dobra. Trzeba zabrać się za naukę. Chociaż – zastanowiła się chwilę – nie muszę. Jest koniec  roku, a oceny mam dobre, więc – rzuciła się na łóżko – mam labę. – obróciła głowę i chwyciła poduszkę, którą mocno ścisnęła. – Już chyba wariuję. Mówię sama do siebie. Jestem chora.
- Tak, jesteś. – powiedziała Magie, która właśnie przechodziła obok pokoju dziewczyny.
- Bardzo śmieszne. Czasami tak mam. A ty nie mówisz sama do siebie? – zobaczyła wychylającą się mamę.
- Ile ja mam lat a ile ty masz dziecko. Mam już prawo.
- No weź przestań. Masz zaledwie 35 lat. Czego chcesz, jesteś jeszcze młoda.
- Dobra, więc… - zrobiła pauzę – dzisiaj jest wtorek?
- Tak. – Ann nie wiedziała co chodzi mamie po głowie.
- To w sobotę wybierzemy się na imprezę. – szybko rzuciła i uciekła z pokoju śmiejąc się. Gdyby zrobiła to chwilę później, dostałaby poduszką.
- Aż tak młoda to ona nie jest. – dziewczyna pokręciła z dezaprobatą głową. Wstała, zapakowała same zeszyty do torby, a następnie udała się do łazienki.
            Odkręciła czerwony kurek i nalała do wanny owocowego płynu do kąpieli. Zrzuciła ubranie i powoli weszła. Słodki zapach unosił się po całym pomieszczeniu delikatnie kojąc zmysły Annie. Wyciągnęła się w wannie, zaczerpnęła powietrza i zanurzyła się w wodzie. (…)

              - Tak słucham? – odezwała się do telefonu wciąż jeszcze owinięta ręcznikiem.
- Ann! – Sam pisnęła, aż brązowowłosa musiała
- Spokojnie Summer! Uspokój się, wpadnij do mnie to wszystko mi opowiesz, bo teraz nie jesteś do tego zdolna.
- Będę za 20 minut.
- Lepiej tak za pół godziny, bo przed chwilą się myłam i stoję jeszcze w ręczniku.
- Nie ma sprawy.
            Ann rzuciła telefon na łóżko i pognała czym prędzej do łazienki. Najpierw rozczesała i wysuszyła włosy, następnie zrzuciła ręcznik i założyła świeżą bieliznę. Wybrała w panterkę. Na to zwiewny T-shirt oraz krótkie spodenki.
               Po 25 minutach była gotowa. Zeszła na dół do kuchni gdzie nalała sobie soku i wypiła go duszkiem. Odstawiła szklankę na stół i wyszła na werandę. Usiadła na schodach i wyczekiwała swojej koleżanki. Nie miała pojęcia dlaczego aż tak była ona podniecona. To jest coś, czego się nie spodziewam, pomyślała i zobaczyła biegnącą dziewczynę. Wstała i podeszła do bramy. Sam już stała przed nią czekając gdy Ann ją otworzy.
Weszła, a raczej wbiegła krzycząc na całe gardło.
- Ann! Ann!
- Dziewczyno! Uspokój się. – dodała nieco ciszej.
- Ann! Byłam… dzisiaj… przed… chwilą…
- Powiesz w końcu czy nie?! – Annie zniecierpliwiła się.
- Byłam u Justin’a. – wydusiła z siebie.
- Tylko tyle? – Ann przystanęła by spojrzeć na koleżankę. – Myślałam, że to coś ważniejszego.
- Całowaliśmy się. – Summer spuściła głowę, a brązowowłosej szczęka opadła do kolan.
- Czy ja dobrze usłyszałam? Całowaliście się? – Annie nie mogła w to uwierzyć. Nigdy nie podejrzewała, że Summer jest aż tak szybka w takich sprawach.
- Chciałam mu dać tylko notatki, ale stało się. – dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na koleżankę. – Wiesz jakie on ma wspaniałe usta?
- A niby skąd mam to wiedzieć. – Annie prychnęła i ruszyła w stronę domu. – Idziesz? – zapytała S.
- Już, już.. – dziewczyna dobiegła do niej i razem weszły do środka. (…)
- Właśnie. Zawsze chciałam zapytać się dlaczego masz czarny kolor na ścianach. – zapytała oglądać pokój.
- A dlaczego nie. Jakby mi się nie podobało, to bym rzecz jasna nie malowała.
- No tak, ale ten kolor… jest przygnębiający. – Summer wzdrygnęła się na samą myśl, że ona miałaby spać w takim pomieszczeniu.
- Dla mnie nie. Czuję się w nim świetnie. – dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła na obracanym fotelu.
- Wydaje mi się, że to po śmierci Chack’a. – Annie coś ukuło od środka. Miała całkowitą rację.
- Tak. To dlatego. – zabolało ją, że nie ma go już obok niej. Od tamtej pory, gdy odszedł, nie jest w pełni sobą. Kiedy umarł, zabrał ze sobą jakąś cząstkę dziewczyny.
- Nie chcesz ich przemalować?
- Nie! – krzyknęła. – Przepraszam. Poniosło mnie. – dodała po chwili i  schowała twarz w dłonie.
                                  Summer od razu podeszła do dziewczyny i przytuliła ją. Nie wiedziała jak się czuje, ale próbowała choć trochę sobie to wyobrazić. Nigdy nie straciła kogoś tak bliskiego. I każdego dnia dziękuje za to Bogu. Chociaż wie, że kiedyś taki czas nadejdzie, ma nadzieję, że nie szybko.
            Nim się spostrzegła, brązowowłosa wyswobodziła się z jej uścisku i podbiegła do komody. Otworzyła ostatnią szufladę i coś wyciągnęła z niej. Zamknęła ją i dopiero po tym jak się odwróciła, Summer mogła dostrzec co to. Nie pytała się, ponieważ wiedziała, że w odpowiednim czasie Annie samie jej powie.
     Ann pociągnęła dziewczynę za rękę. Zbiegły po schodach i w przedpokoju założyły japonki. Brązowowłosa udała się jeszcze do kuchni po kluczyki i wyszły z domu kierując się do garażu. Annie odpaliła silnik i wyjechała na podjazd. Ruchem ręki zawołała S i razem już wyjechały na ulicę.
- Na razie o nic mnie nie pytaj, dobrze? – Ann na chwile odwróciła wzrok od jezdni by spojrzeć na dziewczynę siedzącą na miejscy pasażera.
- Dobrze. -  Sam kiwnęła głową na tak i sięgnęła ręką do radia. Włączyła pierwsza lepszą stację i z głośników dobył się głos Bieber’a.
- Nie zmieniaj. – Ann szepnęła do S widząc ją katem oka jak chciała to zrobić. – Opowiesz mi jak całuje? – Annie uśmiechnęła się. Wiadomo, była bardzo tego ciekawa. Co jak co, nie raz już miała ochotę by rzucić się na niego i wepchać język do gardła. By posmakować jego pełnych ust.
- Och… - Sam rozanieliła się. – Całuje cudownie. Na początku tak delikatnie, pewnie obawiał się, że go odtrącę, a gdy nic nie zrobiłam, pogłębił pocałunek. – dziewczyna powróciła myślami do tamtej chwili, a obraz pojawił się jej przed oczyma niemal od razu. – Co? – spojrzała na Ann, która chichotała pod nosem.
- Nic. Tylko tak śmiesznie wyglądałaś jak się rozmarzyłaś. Mniej więcej tak. – pokazała wyraz twarz a Sam wybuchła niepohamowanym śmiechem. – Dobra, a teraz spokój. Jesteśmy na miejscu. – zgasiła  silnik, wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i obróciła się by z tylnego siedzenia zabrać torebkę.
- Gdzie jesteśmy?
- Na Grove Street. – Ann wyszła z samochodu i zamknęła drzwi. Czekała aż zrobi to samo koleżanka. – Nic się nie odzywaj, nie zadawaj pytań. Po prostu nie otwieraj buzi, zgoda? – brązowowłosa była zdenerwowana całą tą sytuacją. Wiedziała, że źle zrobiła biorąc ze sobą Summer, ale gdyby tego nie zrobiła mogłoby się to skończyć nie tak jak przewidywała.
          Spojrzała na list i schowała go z powrotem do torebki. Odnalazła numer domu i wolnym krokiem szła w jego stronę. Sam cały czas obserwowała zachowanie Ann, ale nie miała odwagi zapytać się co zamierza zrobić.
        Brązowowłosa zapukała do drzwi. Zrobiła to jeszcze raz i jeszcze. Gdy nikt jej nie otwierał, zrezygnował i odwróciła się by odejść. Zeszła ze schodków i chciała już ruszyć do auta kiedy drzwi otworzyły się.
- Kto tam? – zapytała niewysoka dziewczyna.
        Ann nie mogła się ruszyć. Nie wiedziała co ma zrobić, co powiedzieć. Kiedy zauważyła, że dziewczyna chce zamknąć drzwi, szybko wbiegła po schodkach szepcząc na tyle głośno „poczekaj” by ją usłyszała.
- Kim jesteś? – zapytała.
- Możemy wejść i porozmawiać w środku?
- Moja córka śpi.
- Proszę, to ważne. – Ann spytała niemalże błagalnie.
- Niech ci będzie. Wchodźcie. – uchyliła szerzej drzwi.
                                  Ann i Summer weszły do środka. Ściągnęły buty w korytarzu mimo zaprzeczeń Mel. Ta zaprosiła je do salonu, a potem zniknęła za drzwiami kuchni przygotowując herbatę. Po kilku minutach wróciła przynosząc napoje.
- Co was do mnie sprowadza? – zapytała siadając naprzeciwko dziewczyn.
- Chodzi o to… nie, źle zaczęłam. Najpierw się przedstawimy.  Jestem Annie a to jest Summer. – kolejno uścisnęły sobie dłonie. – Teraz mogę przejść do rzeczy. Jakiś czas temu otworzyłam ten list. – brązowowłosa podała go Mel. Gdy dziewczyna go ujrzała, po chwili po jej policzkach zaczęły lecieć łzy.
           Przez tak długi czas czekała. Czekała cierpliwie aż nadszedł ten dzień. Dzień, w którym miała poznać być może przyszłą prawdziwą rodzinę.
- Nie mogę w to uwierzyć. A więc to ty. – Melanie podeszła do Annie i uściskała ją. – Chcesz zobaczyć małą? Niee, już nie taką małą. – dodała i zaśmiała się.
- Z przyjemnością. – Ann uśmiechnęła się i ruszyła za Mel.
        Przeszły korytarzem do innego pokoju. Drzwi były zamknięte. Dziewczyna złapała za klamkę i jak najciszej starała się je otworzyć. Gdy już jej się udało, weszły do środka. Mel podeszła do łóżeczka i spojrzała na swoją córkę. Wciąż spała. Ruchem ręki zawołała Annie, która pojawiła się sekundę później koło dziewczyny. Najpierw popatrzyła się na blondynkę, a później na śpiącą dziewczynkę. Delikatnie dotknęła jej zarumienionego policzka. Uśmiechnęła się przy tym. Dopiero teraz zdała sobie sprawę o tym, że jest ciocią.
- Jest śliczna. – szepnęła do Mel.
- Ma to po ojcu.
- Ale usta ma po tobie.
- Być może. Chodźmy, nie chce by się obudziła. – Ann skinęła głową i wyszła jako pierwsza, za nią Sam, a na samym końcu matka małej Annie.
          Dziewczyny siedziały jeszcze około godziny czasu. Gdy opuściły dom Mel było już ciemno.
          Annie odpaliła silnik swojego samochodu i ruszyły. Ulice nie były zatłoczone, wręcz puste. Nie ma co się dziwić, gdyż była godzina 22. Na początku jechały w ciszy,  ale po jakimś czasie przerwała ją brązowowłosa.
- Nie chcę żebyś zrozumiała mnie źle – spojrzała na Sam – ale Justin coś knuje. Czuje to.
- Zachowywał się normalnie. Chciał żebym wytłumaczyła mu matmę.
- Słucham?! – Ann nagle zahamowała na środku ulicy. Summer oparła się dłońmi o deskę.
- Idiotko!  Całe szczęście, że nic za nami nie jechało. – krzyknęła do Annie.
- I kto tu jest idiotką. – dziewczyna pokręciła przecząco głową i ruszyła na nowo. – Przecież on jest dobry z matmy.
- Ale powiedział, że go nie było i nie rozumie tego co bierzemy.
- Myślisz że nie zabrał ze sobą prywatnego nauczyciela? – zironizowała Ann.
- O tym nie pomyślałam.
- Dobra, skończmy to. Pytał się ciebie czemu byłam na jego koncercie? – dziewczyna spojrzała na S.
- Ee, raczej nie… nie pamiętam.
- To dobrze. Szkoda, że ciebie nie wzięli. Tylko akurat musieli mnie.
- Stałaś na wylocie. Nie ma co się dziwić.
- Tak, ale było jeszcze kilka rzędów, więc dlaczego nasz. Chyba Bóg mnie tym pokarał.
- Daj spokój. Nie było tak źle przecież.
- Było. D o t k n ą ł mnie. – podkreśliła dotknął i na samo wspomnienie o tej chwili dostała dreszczy. – Jesteśmy. – zaparkowała na podjeździe u Summer. Pożegnały się całusem w policzek. Sam chciała już otworzyć drzwi, ale Ann złapała ją za rękę. – Nie mów nikomu o tym, dobrze? – spojrzała znacząco na dziewczynę.
- Jasne. Nie powiem. – S kiwnęła głową na potwierdzenie swoich słów, a następnie wysiadła z samochodu. (…) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz