„Nigdy nie uwolnimy się od naszych słabości i
błędów. Czasem jednak inni mogą nas uratować od nas samych.”
—
Jonathan Carroll
Zakochany duch
Usłyszał ciche
pukanie do drzwi.
- Proszę.
– powiedział na tyle głośno by osoba usłyszała go.
- Cześć
Justin. – zza drzwi wyłoniła się dziewczyna. Chłopak podniósł głowę i zobaczył
ją. Uśmiechnął się do siebie w duchu. Wstał i podszedł do Summer przytulając
się do niej.
- Witaj
Sam. – szepnął jej na ucho uwodzicielskim głosem.
Dziewczyna
najwyraźniej nie spodziewała się takiego zachowania ze strony Bieber’a.
Obawiała się czegoś innego, czegoś, co zapamięta na całe życie.
- A
jednak nie jesteś taki zły jak cie malują. – zachichotała i odsunęła się od
chłopaka.
Dokładnie
obejrzała pokój. Dużo wolnej przestrzeni pomimo wielu rzeczy znajdujących się w
nim. Ściany koloru ciemnego fioletu idealnie kontrastowały z zielonymi meblami.
Łóżko znajdowało się po lewej stronie patrząc od wejścia. Zaraz, obok niego
stało biurko, na którym aktualnie porozwalane były sterty papierów – zapewne
teksty piosenek. Po prawej stronie znajdowały się dwie pary drzwi – jedne do
garderoby, drugie do łazienki. Na wprost było ogromne okno oraz drzwi
balkonowe. Obok łóżka stała sofa, a naprzeciwko jej na ścianie wisiała duża
plazma. Pod nią półka z grami.
-
Przytulnie tu. – Summer obróciła się w stronę chłopaka. – Dlaczego tak mi się
przyglądasz? – zapytała, a na jej wstąpiły delikatne rumieńce.
- Bo
jesteś tak cholernie piękna i pociągająca. – podszedł do niej. Chciał ją przyciągnąć
do siebie, ale bał się, że robiąc wszystko za szybko może dziewczynę
przestraszyć, a nie uwieść jak ma to w planie.
-
Dziękuje. To miłe słyszeć takie słowa z ust takiego chłopaka. – ściągnęła torbę
z ramienia. – Przyniosłam ci notatki.
- Jesteś niesamowita.
– uśmiechnął się zalotnie. - Dziękuje.
Połóż je na biurku.
Sam odłożyła
notatki tam gdzie wskazał chłopak. Następnie schyliła się po torbę i miała
zamiar już wyjść, ale Bieber uniemożliwił jej to.
- Gdzie
się tak spieszysz? – stanął przed nią.
- Do
domu. Nie chce ci przeszkadzać. Pewnie masz lepsze zajęcie od siedzenia ze mną.
– spojrzała w jego czekoladowe tęczówki w skutek czego zapomniała o całym
świecie.
- A
właśnie, że nie mam. Towarzystwo takiej osoby jak ty – złapał jej rękę – dobrze
mi zrobi. A tak poza tym wyjaśnisz mi zadanie z matematyki. – powiedział to tak
cholernie seksownym głosem, że żadna dziewczyna nie odmówiłaby mu.
- No… -
zastanowiła się przez chwilę. – Okey. I tak nie mam nic do roboty. W domu w
sumie bym się nudziła, a tak to mam okazję cie lepiej poznać.
- O,
widzisz. Też mam taką ochotę. – Nawet nie wiesz jak wielką. Powiedział
sobie w duchu.
Pociągnął Sam
za rękę na łóżku. Z szuflady biurka wyciągnął zeszyt od matematyki i otworzył
na ostatniej zapisanej kartce.
- Czego
nie rozumiesz? – Summer zapytała się wpatrując w zeszyt.
- No tego
ostatniego zadania, które wczoraj robiliśmy. Nie było mnie tyle czasu, więc
wiesz.. – spojrzał na twarz dziewczyny. Ta dopiero po chwili uniosła wzrok na
niego i znów doznała szczególnego uczucia.
- Twoje
oczy mnie paraliżują. – wyszeptała, a po jej plecach przeszedł dreszcz.
- To chyba dobrze? – zapytał zbliżając swoją twarz do twarzy
S. Zagryzł dolną wargę. Ich usta dzieliły zaledwie dwa centymetry. W końcu
musnął dziewczynę. Obawiał się, że go ode pcha, ale nie doczekał się. Uznając
to za zgodę, pogłębił pocałunek. Delikatnie rozchylił wargi dziewczyny i włożył
jej język do środka aby pieścić podniebienie dziewczyny. Następnie ich języki
złączone w jedność tańczyły jak oszalałe.(…)
-
Przepraszam za to. – JB odsunął się i schylił głowę.
- Wow… -
Sam była pod wrażeniem. Całowała się z najbardziej popularną, pożądaną osobą
chyba na całym świecie. – Nic się nie stało. – złapała za podbródek Bieber’a i
uniosła jego twarz ku górze. – Spójrz na mnie. – wyszeptała.
Justin w
pewnym sensie czuł, że spodoba się to Summer, ale nie był świadomy w pełni
reakcji dziewczyny.
-
Poniosło mnie. To co było przed chwilą nie powinno się wydarzyć. Przyszłaś tu
by przynieść mi notatki, a nie całować się ze mną. – wiedział, że te słowa
zadziałają.
- Ale
naprawdę nic się nie stało. To było cudowne. – Sam od razu zareagowała.
Przysunęła się do chłopaka i musnęła jego usta. Pogłębili pocałunek. I o to mi chodziło. Jestem najlepszy. –
pomyślał i jedną dłoń wplótł we włosy Summer, drugą błądził po plecach. (…)
***
- Lovely!
Kochana! Chodź tutaj. – Ann zacmokała, a suczka radośnie do niej podbiegła.
Wzięła ją ręce i zeszła z nią na dół do salonu gdzie siedzieli jej rodzice.
Położyła psa
na kolanach ojca i usiadła obok niego. Magie siedziała na fotelu i czytała
jakieś pisemko kobiece.
- Niech
to szlag! – Bill krzyknął zdenerwowany. Wszyscy z pokoju poderwali się na równe
nogi.
- Co się
stało? - zapytała przerażona sytuacją kobieta.
- Piesek
zsiusiał mi się na spodnie. – podniósł Lovely do góry i oczom dziewczyn ukazała
się mokra plama na nodze mężczyzny.
- A ja
myślałam, że już się pali. – Annie mówiąc drapała się po głowie. – Daj mi ją.
Wyniosę ją na podwórko. – wzięła psa na ręce i spoglądając na nią, udała
się na zewnątrz. – No mała, nie ładnie
tak robić. – pogroziła palcem, a szczeniak zamerdał wesoło ogonkiem i zaczął
biegać wkoło Ann. – Lov! Przestań! Upadnę zaraz! – wykrzyczała dziewczyna
śmiejąc się ze swojego zwierzaka.
Jak dobrze
przewidziała, po chwili leżała na trawie lizana przez suczkę. Wymachiwała
śmiesznie rękoma i wierciła się. Psa najwyraźniej bawiło to, ponieważ przestała
lizać Ann, a zaczęła ją gryźć po rękach. Jak doskonale wiemy, małe szczeniaki
nie mają zębów, tylko „igły”.
Gdy Annie
poczuła ukłucie, krzyknęła z bólu i uderzyła Lovely po tyłku. Pies zapiszczał a
następnie uciekł do domu. Dziewczyna stała, otrzepała się z trawy i również
udała się do domu. Spojrzała na rękę, na której było pięć małych czerwonych
plamek. Brązowowłosa skrzywiła się i przeszła przez próg. Stanęła przed salonem
i wpatrywała się w ojca, który bawił się z psem.
- Uważaj
na nią. – Ann ostrzegła Bill’a.
-
Dlaczego? – zapytał unosząc głowę do góry. – Auć!
- Właśnie
dlatego. – dziewczyna podeszła do mężczyzny i pokazała mu rękę.
- Nieźle
gryzie. – zaśmiał się.
-
Kupiliście potwora a nie słodkiego pieska! – Ann wzięła Lovely na ręce i
wtuliła się w małe stworzonko. – Przepraszam, nie chciałam cie uderzyć tak
mocno. – pocałowała psa w główkę i spojrzała w jej niewinne oczka. – Są takie
słodkie. – zwróciła się do ojca.
-
Oczywiście. Jak sikała też takie miała? – rzucił i wstał z sofy. – Idę coś
zjeść. Chcesz też? – ominął kanapę i szedł w stronę kuchni.
- Nie
dziękuję. Nie jestem głodna. – dziewczyna musiała krzyknąć by tato mógł ją
usłyszeć.
- No dobra.
Trzeba zabrać się za naukę. Chociaż – zastanowiła się chwilę – nie muszę. Jest
koniec roku, a oceny mam dobre, więc –
rzuciła się na łóżko – mam labę. – obróciła głowę i chwyciła poduszkę, którą
mocno ścisnęła. – Już chyba wariuję. Mówię sama do siebie. Jestem chora.
- Tak,
jesteś. – powiedziała Magie, która właśnie przechodziła obok pokoju dziewczyny.
- Bardzo
śmieszne. Czasami tak mam. A ty nie mówisz sama do siebie? – zobaczyła
wychylającą się mamę.
- Ile ja
mam lat a ile ty masz dziecko. Mam już prawo.
- No weź
przestań. Masz zaledwie 35 lat. Czego chcesz, jesteś jeszcze młoda.
- Dobra,
więc… - zrobiła pauzę – dzisiaj jest wtorek?
- Tak. –
Ann nie wiedziała co chodzi mamie po głowie.
- To w
sobotę wybierzemy się na imprezę. – szybko rzuciła i uciekła z pokoju śmiejąc
się. Gdyby zrobiła to chwilę później, dostałaby poduszką.
- Aż tak
młoda to ona nie jest. – dziewczyna pokręciła z dezaprobatą głową. Wstała,
zapakowała same zeszyty do torby, a następnie udała się do łazienki.
Odkręciła
czerwony kurek i nalała do wanny owocowego płynu do kąpieli. Zrzuciła ubranie i
powoli weszła. Słodki zapach unosił się po całym pomieszczeniu delikatnie kojąc
zmysły Annie. Wyciągnęła się w wannie, zaczerpnęła powietrza i zanurzyła się w
wodzie. (…)
- Tak słucham?
– odezwała się do telefonu wciąż jeszcze owinięta ręcznikiem.
- Ann! –
Sam pisnęła, aż brązowowłosa musiała
-
Spokojnie Summer! Uspokój się, wpadnij do mnie to wszystko mi opowiesz, bo
teraz nie jesteś do tego zdolna.
- Będę za
20 minut.
- Lepiej
tak za pół godziny, bo przed chwilą się myłam i stoję jeszcze w ręczniku.
- Nie ma
sprawy.
Ann rzuciła
telefon na łóżko i pognała czym prędzej do łazienki. Najpierw rozczesała i
wysuszyła włosy, następnie zrzuciła ręcznik i założyła świeżą bieliznę. Wybrała
w panterkę. Na to zwiewny T-shirt oraz krótkie spodenki.
Po 25 minutach
była gotowa. Zeszła na dół do kuchni gdzie nalała sobie soku i wypiła go
duszkiem. Odstawiła szklankę na stół i wyszła na werandę. Usiadła na schodach i
wyczekiwała swojej koleżanki. Nie miała pojęcia dlaczego aż tak była ona
podniecona. To jest coś, czego się nie
spodziewam, pomyślała i zobaczyła biegnącą dziewczynę. Wstała i podeszła do
bramy. Sam już stała przed nią czekając gdy Ann ją otworzy.
Weszła, a
raczej wbiegła krzycząc na całe gardło.
- Ann!
Ann!
-
Dziewczyno! Uspokój się. – dodała nieco ciszej.
- Ann!
Byłam… dzisiaj… przed… chwilą…
- Powiesz
w końcu czy nie?! – Annie zniecierpliwiła się.
- Byłam u
Justin’a. – wydusiła z siebie.
- Tylko
tyle? – Ann przystanęła by spojrzeć na koleżankę. – Myślałam, że to coś
ważniejszego.
-
Całowaliśmy się. – Summer spuściła głowę, a brązowowłosej szczęka opadła do
kolan.
- Czy ja
dobrze usłyszałam? Całowaliście się? – Annie nie mogła w to uwierzyć. Nigdy nie
podejrzewała, że Summer jest aż tak szybka w takich sprawach.
-
Chciałam mu dać tylko notatki, ale stało się. – dziewczyna podniosła głowę i
spojrzała na koleżankę. – Wiesz jakie on ma wspaniałe usta?
- A niby
skąd mam to wiedzieć. – Annie prychnęła i ruszyła w stronę domu. – Idziesz? –
zapytała S.
- Już,
już.. – dziewczyna dobiegła do niej i razem weszły do środka. (…)
-
Właśnie. Zawsze chciałam zapytać się dlaczego masz czarny kolor na ścianach. –
zapytała oglądać pokój.
- A
dlaczego nie. Jakby mi się nie podobało, to bym rzecz jasna nie malowała.
- No tak,
ale ten kolor… jest przygnębiający. – Summer wzdrygnęła się na samą myśl, że
ona miałaby spać w takim pomieszczeniu.
- Dla
mnie nie. Czuję się w nim świetnie. – dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła na
obracanym fotelu.
- Wydaje
mi się, że to po śmierci Chack’a. – Annie coś ukuło od środka. Miała całkowitą
rację.
- Tak. To
dlatego. – zabolało ją, że nie ma go już obok niej. Od tamtej pory, gdy
odszedł, nie jest w pełni sobą. Kiedy umarł, zabrał ze sobą jakąś cząstkę
dziewczyny.
- Nie
chcesz ich przemalować?
- Nie! –
krzyknęła. – Przepraszam. Poniosło mnie. – dodała po chwili i schowała twarz w dłonie.
Summer od razu
podeszła do dziewczyny i przytuliła ją. Nie wiedziała jak się czuje, ale
próbowała choć trochę sobie to wyobrazić. Nigdy nie straciła kogoś tak
bliskiego. I każdego dnia dziękuje za to Bogu. Chociaż wie, że kiedyś taki czas
nadejdzie, ma nadzieję, że nie szybko.
Nim się
spostrzegła, brązowowłosa wyswobodziła się z jej uścisku i podbiegła do komody.
Otworzyła ostatnią szufladę i coś wyciągnęła z niej. Zamknęła ją i dopiero po
tym jak się odwróciła, Summer mogła dostrzec co to. Nie pytała się, ponieważ
wiedziała, że w odpowiednim czasie Annie samie jej powie.
Ann pociągnęła
dziewczynę za rękę. Zbiegły po schodach i w przedpokoju założyły japonki.
Brązowowłosa udała się jeszcze do kuchni po kluczyki i wyszły z domu kierując
się do garażu. Annie odpaliła silnik i wyjechała na podjazd. Ruchem ręki
zawołała S i razem już wyjechały na ulicę.
- Na
razie o nic mnie nie pytaj, dobrze? – Ann na chwile odwróciła wzrok od jezdni
by spojrzeć na dziewczynę siedzącą na miejscy pasażera.
- Dobrze.
- Sam kiwnęła głową na tak i sięgnęła
ręką do radia. Włączyła pierwsza lepszą stację i z głośników dobył się głos
Bieber’a.
- Nie
zmieniaj. – Ann szepnęła do S widząc ją katem oka jak chciała to zrobić. –
Opowiesz mi jak całuje? – Annie uśmiechnęła się. Wiadomo, była bardzo tego
ciekawa. Co jak co, nie raz już miała ochotę by rzucić się na niego i wepchać
język do gardła. By posmakować jego pełnych ust.
- Och… -
Sam rozanieliła się. – Całuje cudownie. Na początku tak delikatnie, pewnie
obawiał się, że go odtrącę, a gdy nic nie zrobiłam, pogłębił pocałunek. –
dziewczyna powróciła myślami do tamtej chwili, a obraz pojawił się jej przed
oczyma niemal od razu. – Co? – spojrzała na Ann, która chichotała pod nosem.
- Nic.
Tylko tak śmiesznie wyglądałaś jak się rozmarzyłaś. Mniej więcej tak. –
pokazała wyraz twarz a Sam wybuchła niepohamowanym śmiechem. – Dobra, a teraz
spokój. Jesteśmy na miejscu. – zgasiła
silnik, wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i obróciła się by z tylnego
siedzenia zabrać torebkę.
- Gdzie
jesteśmy?
- Na
Grove Street. – Ann wyszła z samochodu i zamknęła drzwi. Czekała aż zrobi to
samo koleżanka. – Nic się nie odzywaj, nie zadawaj pytań. Po prostu nie
otwieraj buzi, zgoda? – brązowowłosa była zdenerwowana całą tą sytuacją.
Wiedziała, że źle zrobiła biorąc ze sobą Summer, ale gdyby tego nie zrobiła
mogłoby się to skończyć nie tak jak przewidywała.
Spojrzała na
list i schowała go z powrotem do torebki. Odnalazła numer domu i wolnym krokiem
szła w jego stronę. Sam cały czas obserwowała zachowanie Ann, ale nie miała
odwagi zapytać się co zamierza zrobić.
Brązowowłosa
zapukała do drzwi. Zrobiła to jeszcze raz i jeszcze. Gdy nikt jej nie otwierał,
zrezygnował i odwróciła się by odejść. Zeszła ze schodków i chciała już ruszyć
do auta kiedy drzwi otworzyły się.
- Kto tam?
– zapytała niewysoka dziewczyna.
Ann nie mogła
się ruszyć. Nie wiedziała co ma zrobić, co powiedzieć. Kiedy zauważyła, że
dziewczyna chce zamknąć drzwi, szybko wbiegła po schodkach szepcząc na tyle
głośno „poczekaj” by ją usłyszała.
- Kim
jesteś? – zapytała.
- Możemy
wejść i porozmawiać w środku?
- Moja
córka śpi.
- Proszę,
to ważne. – Ann spytała niemalże błagalnie.
- Niech
ci będzie. Wchodźcie. – uchyliła szerzej drzwi.
Ann i Summer
weszły do środka. Ściągnęły buty w korytarzu mimo zaprzeczeń Mel. Ta zaprosiła
je do salonu, a potem zniknęła za drzwiami kuchni przygotowując herbatę. Po
kilku minutach wróciła przynosząc napoje.
- Co was
do mnie sprowadza? – zapytała siadając naprzeciwko dziewczyn.
- Chodzi
o to… nie, źle zaczęłam. Najpierw się przedstawimy. Jestem Annie a to jest Summer. – kolejno
uścisnęły sobie dłonie. – Teraz mogę przejść do rzeczy. Jakiś czas temu
otworzyłam ten list. – brązowowłosa podała go Mel. Gdy dziewczyna go ujrzała,
po chwili po jej policzkach zaczęły lecieć łzy.
Przez tak
długi czas czekała. Czekała cierpliwie aż nadszedł ten dzień. Dzień, w którym
miała poznać być może przyszłą prawdziwą rodzinę.
- Nie
mogę w to uwierzyć. A więc to ty. – Melanie podeszła do Annie i uściskała ją. –
Chcesz zobaczyć małą? Niee, już nie taką małą. – dodała i zaśmiała się.
- Z
przyjemnością. – Ann uśmiechnęła się i ruszyła za Mel.
Przeszły
korytarzem do innego pokoju. Drzwi były zamknięte. Dziewczyna złapała za klamkę
i jak najciszej starała się je otworzyć. Gdy już jej się udało, weszły do
środka. Mel podeszła do łóżeczka i spojrzała na swoją córkę. Wciąż spała.
Ruchem ręki zawołała Annie, która pojawiła się sekundę później koło dziewczyny.
Najpierw popatrzyła się na blondynkę, a później na śpiącą dziewczynkę.
Delikatnie dotknęła jej zarumienionego policzka. Uśmiechnęła się przy tym.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę o tym, że jest ciocią.
- Jest
śliczna. – szepnęła do Mel.
- Ma to
po ojcu.
- Ale
usta ma po tobie.
- Być
może. Chodźmy, nie chce by się obudziła. – Ann skinęła głową i wyszła jako
pierwsza, za nią Sam, a na samym końcu matka małej Annie.
Dziewczyny
siedziały jeszcze około godziny czasu. Gdy opuściły dom Mel było już ciemno.
Annie odpaliła
silnik swojego samochodu i ruszyły. Ulice nie były zatłoczone, wręcz puste. Nie
ma co się dziwić, gdyż była godzina 22. Na początku jechały w ciszy, ale po jakimś czasie przerwała ją
brązowowłosa.
- Nie
chcę żebyś zrozumiała mnie źle – spojrzała na Sam – ale Justin coś knuje. Czuje
to.
-
Zachowywał się normalnie. Chciał żebym wytłumaczyła mu matmę.
-
Słucham?! – Ann nagle zahamowała na środku ulicy. Summer oparła się dłońmi o
deskę.
-
Idiotko! Całe szczęście, że nic za nami
nie jechało. – krzyknęła do Annie.
- I kto
tu jest idiotką. – dziewczyna pokręciła przecząco głową i ruszyła na nowo. –
Przecież on jest dobry z matmy.
- Ale
powiedział, że go nie było i nie rozumie tego co bierzemy.
- Myślisz
że nie zabrał ze sobą prywatnego nauczyciela? – zironizowała Ann.
- O tym
nie pomyślałam.
- Dobra,
skończmy to. Pytał się ciebie czemu byłam na jego koncercie? – dziewczyna
spojrzała na S.
- Ee,
raczej nie… nie pamiętam.
- To
dobrze. Szkoda, że ciebie nie wzięli. Tylko akurat musieli mnie.
- Stałaś
na wylocie. Nie ma co się dziwić.
- Tak,
ale było jeszcze kilka rzędów, więc dlaczego nasz. Chyba Bóg mnie tym pokarał.
- Daj
spokój. Nie było tak źle przecież.
- Było. D
o t k n ą ł mnie. – podkreśliła dotknął i na samo wspomnienie o tej chwili
dostała dreszczy. – Jesteśmy. – zaparkowała na podjeździe u Summer. Pożegnały
się całusem w policzek. Sam chciała już otworzyć drzwi, ale Ann złapała ją za
rękę. – Nie mów nikomu o tym, dobrze? – spojrzała znacząco na dziewczynę.
- Jasne.
Nie powiem. – S kiwnęła głową na potwierdzenie swoich słów, a następnie
wysiadła z samochodu. (…)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz