niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 8


„Miłość jest tyranem, wiesz? Nie da się jej uniknąć ani utrzymać na dystans. Przybywa, albo wraca, albo też zstępuje, wszystko jedno, i właściwie możemy tylko podnieść ręce do góry i być dobrej myśli, prawda?”
— Jonathan Carroll
Dziecko na niebie

                - A więc jednak? – Summer skinęła głową.
Annie, gdy usłyszała odpowiedź na zadane przez nią pytanie, złapała się za głowę i zaczęła nerwowo chodzić po holu szkoły. Nie mogła w to uwierzyć, że jej już przyjaciółka wpakowała się w takie, za przeproszeniem, gówno. Bo inaczej tego nie można nazwać.
- Jest źle. – Ann szepnęła sama do siebie.
- Nie jest. – Summer zeskoczyła z parapetu i chwyciła plecak.
- Gdzie idziesz? – dopiero po tym, gdy usłyszała, że Sam odchodzi, Ann spojrzała na dziewczynę.
- Do chłopaka… - uśmiechnęła się blado i odeszła zostawiając brązowowłosą w całkowitym osłupieniu.
                Dopiero gdy usłyszała dzwonek na lekcję, leniwie sięgnęła po torbę i ślamazarnym krokiem udała się pod klasę. Przez całą drogę rozmyślała nad tym, jakim to dupkiem jest Justin. Wiedziała, że jest wredny, okropny, bez uczuć, ale żeby się posunąć do takiego stopnia… Poddaje się. Wygrał, pomyślała i weszła do klasy. Zamknęła drzwi i usiadła w swojej ławce. Sama. Summer siedziała z Bieber’em po drugiej stronie sali. Nie miała nawet siły spojrzeć w ich stronę. Czuła się okropnie zażenowana, że w tak krótkim czasie straciła przyjaciółkę przez takiego człowieka, jakim jest Justin Bieber. Była na przegranej pozycji, doskonale o tym wiedziała. Również o tym, że tak szybko nie wybije chłopaka z głowy Summer. Dziewczyna będzie teraz spędzać więcej czasu z nim, niż z Ann. Tego się bała. Bała się, że znów straci bliską osobę…
                Usłyszała śmiech dochodzący z drugiego końca sali, a gdy uniosła głowę do góry, wszyscy patrzyli na nią. Niektórzy do tego jeszcze cicho chichotali. Annie zezłościła się i z nagłego przypływy energii, złamała ołówek raniąc się przy tym. Z wnętrza dłoni zaczęła sączyć się krew.
- Proszę pani? – uniosła zdrową rękę do góry. Nauczycielka podniosła głowę znad dziennika i spojrzała na brązowowłosą.
- Słucham? – zapytała jakby ospale.
- Mogę iść do pielęgniarki?
- Źle się czujesz?
- Nie, ale – pokazała prawą dłoń – skaleczyłam się.
- Drogie dziecko! Trzeba było tak od razu! – krzyknęła i zerwała się z miejsca. – Justin, pójdziesz z Penny.
                Chłopak wstał i chciał zaprzeczyć, ale gdy tylko zobaczył minę nauczycielki, od razu zwątpił.
- Dobrze. – rzucił niezadowolony.
                Podszedł do Annie i szarpnął ją za rękę. Dobrze, że nie widziała tego nauczycielka, inaczej byłoby z nim źle. Dziewczyna spojrzała na niego spod byka i wyrwała się z uścisku Justin’a. dumnie przeszła przez klasę i wyszła z niej pozostawiając chłopaka w tyle. Nie chciała z nim, on również nie.
- Nawet nic nie mów. – wysyczała przez ramię. Nie musiała widzieć czy otwiera już usta, bo doskonale wiedziała, że to robi.
- Nie bądź zła za to, że jestem z Sam. Podoba mi się, a z reguły to co chcę, to dostaję. – odpowiedział pewnie zrównując się z Annie. – A poza tym…
- Daruj sobie te wywody. – przerwała mu i przyspieszyła. – Nie dość, że muszę już iść z tobą, co wcale mi się nie uśmiecha, proszę, nic nie mów. Moje uszy długo nie wytrzymają twojego piskliwego jak dziewczynka głosu. – podsumowała.
- Przegięłaś. – złapał ją za rękę i pociągnął w stronę ściany. Popchnął ją wskutek czego uderzyła plecami o nią. Złapał za nadgarstki Annie i trzymał je na wysokości jej twarzy. Nie zważał na to, że jego dłoń jest czerwona z krwi. Nie obchodziło go nawet to, że sprawia ból dziewczynie. Wręcz przeciwnie, czuł pewną satysfakcję z tego. – Pamiętaj, ze mną nikt nie zadziera.
- Pewna osoba już to zrobiła.
- I skończyła, jak skończyła. – skwitował wpatrując się uporczywie w oczy brązowowłosej.
- To jeszcze nie koniec, Bieber.
- Owszem, koniec. Twoja przyjaciółeczka jest ze MNĄ.
- Nie długo, bądź tego pewien.
- Obyś się nie zdziwiła.
                Przez chwilę wpatrywali się w siebie z mordem w oczach. Ona – nie chciała ustąpić, on – tak samo. Doskonale wiedzieli, że woja pomiędzy nimi tak naprawdę dopiero się rozkręca. Chociaż, jakby tak zliczyć, Justin jak na razie jest na pozycji wygranej.
- Puść mnie, to boli. – Annie skrzywiła się prosząc o coś Biebera.
- Niech się zastanowię… - spojrzał do góry – nie. – dokończył  z uśmiechem. – Uwielbiam gdy cierpisz. Kocham zadawać tobie ból. Pamiętaj – zrobił przerwę. Przybliżył swoja twarz do twarzy dziewczyny. – to początek. Jeszcze na wiele mnie stać. – wyszeptał niemal w usta dziewczyny.
                Po plecach Ann przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Bała się go. Po prostu się go bała. Po tych słowach w jej głowie zapaliła się czerwona lampka sygnalizująca niebezpieczeństwo. Nie wiedziała jeszcze jakie, ale jej instynkt podpowiadał jej, by przerwać to wszystko.
- Poddaje się. – szepnęła spuszczając wzrok.
- Słucham? Mówiłaś coś? – doskonale usłyszał co powiedziała. Chciał pogrążyć ją jeszcze bardziej. – Powtórz. – rozkazał, gdy nie usłyszał odpowiedzi.
- Poddaję się. Pasuję?! – wykrzyczała mu w twarz.
- Grzeczna dziewczynka. – puścił jedną rękę Annie. Swoją przybliżył do jej policzka i dotknął go. – E e e. – pokiwał głową kiedy zauważył, że brązowowłosa chce go uderzyć. – Nie rób tego. Pożałujesz. – dodał. – Jak wrażenia po koncercie? – zmienił temat. Musiał się w końcu dowiedzieć dlaczego tam była.
- Nijak. Koncert jak koncert. Ale mogło być lepiej. – uśmiechnęła się wrednie. – A teraz przepraszam. Boli mnie coraz bardziej. – chciała jakoś wyminąć chłopaka, ale uniemożliwił jej to. – Przepuść mnie.
- Bo co? – zapytał.
- Bo gówno. – ucięła. – Proszę cie, puść mnie! Zrobię wszystko- dodała już nieco ciszej.
- Wszystko? - Annie przytaknęła – Pocałuj mnie.
- Słucham?! – dziewczynę trochę oburzyła propozycja, ale jakaś jej cząstka pragnęła tego od samego początku kiedy tylko pojawił się w klasie.
                Przez krótką chwilę wahała się czy go pocałować, czy nie, ale pragnienie zwyciężyło. Zamknęła oczy i dała ponieść się chwili. Przybliżyła swoją twarz do chłopaka i lekko musnęła jego usta. Odsunęła głowę, ale Justin chwycił ją i przybliżył ponownie. Wpił się delikatnie acz stanowczo w usta brązowowłosej. Pogłębił pocałunek i językiem pieścił jej wargi.  (…)

                - No, ile można na was czekać! – krzyknęła zezłoszczona nauczycielka. – Myśleliśmy, że się zgubiliście. – wszyscy w klasie wybuchli śmiechem tylko dwóm osobom nie było. Stali obok siebie prawie stykając się ciałami. Spojrzeli na siebie wrogim spojrzeniem i usiedli każde w swojej ławce. – Teraz już mogę was powiadomić. Wycieczka odbędzie się w najbliższy poniedziałek. Weźcie ze sobą śpiwory, namioty, ciepłe ubrania, przynajmniej dwie pary butów. Jedziemy na trzy dni. Jak będziecie spać, sami zadecydujecie. Tylko – wstała – chłopcy śpią osobno i dziewczyny również. Żebym nie widziała po 10 w nocy chłopaka u dziewczyny, a dziewczyny u chłopaka w namiocie! Inaczej poniesiecie konsekwencje. Możecie się spakować.
                Chwilę później rozległ się dzwonek oznajmujący przerwę.
                Annie wyszła jako ostatnia. Nigdzie się nie spieszyła. Była to jej ostatnia lekcja, więc postanowiła pójść na miasto. Podeszła jeszcze do swojej szafki i zostawiła tam wszystkie książki. Od razu lżej, pomyślała i zamknęła ją. Już nieco szybciej opuściła szkolne mury i udała się w stronę parku. Po drodze kupiła dwie gałki czekoladowo-waniliowych lodów. Usiadła na  pierwszej lepszej ławeczce i delektowała się wcześniej kupionymi lodami.
Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, dzięki nim mogła obserwować każdego, bez obawy, że ktoś potraktuje ją spojrzeniem „na co się gapisz? Nie masz co robić?” i takiego typu spojrzeń. Pech chciał, że w oddali zauważyła Sam idącą za rękę z Justin’em. Od razu przed oczami przeleciały jej obrazy ze szkoły; ich pocałunek. Wzdrygnęła się i wstała. Wzięła torebkę i szybkim krokiem udała się w stronę domu. (…)


***

- Wzięłaś wszystko?
- Tak mamuś, wzięłam.
- Na pewno?
Annie spojrzała na Megan opartą o ścianę. Stała z założonymi rękoma na piersi i wpatrywała się w córkę.
- Skoro tam mówisz. Już idę, nie patrz się tak na mnie. – posłała dziewczynie uśmiech i zniknęła.
- W końcu! Już myślałam, że sobie nie pójdzie. – mruknęła sobie pod nosem i wstała. Podeszła do drzwi, otworzyła je i weszła do garderoby. Zapaliła światło i obejrzała pomieszczenie. – To mam – ręką przejechała po bluzkach, spodniach i krótkich spodenkach – to też i to. – zgasiła światło i wyszła. Wróciła do pokoju i zmęczona opadła na łóżko. (…)
Zbudził ją dzwoniący telefon. Nawet nie patrząc na wyświetlacz odebrała.
- Tak słucham? – spytała zachrypniętym głosem.
- Co robisz?
- Aktualnie leże w łóżku i myślę co za idiota mnie obudził.
-Jak już to idiotka. – obie dziewczyny zaśmiały się.
- Nawijaj co chcesz.
- Jest impreza.
- U kogo?
- Justina.
- Nie idę. I nawet nie pytaj dlaczego. Doskonale o tym wiesz.
- Nie przyjdziesz do mnie? – Annie usłyszała głos chłopaka po drugiej stronie, który momentalnie ją obudził.
- Tak jak słyszałeś. Nie przyjdę.
- To ja zrobię to za ciebie. Przyjadę po ciebie za godzinę? Tyle ci starczy?
- I tak wiem, że tego nie zrobisz, więc mogę dalej iść spać.
- Uwierz maleńka, przyjadę.
- Tylko nie maleńka. S może zrobić to za ciebie, Bieber. Nara. – rozłączyła się i wstała.
                Telefon odłożyła na szafkę nocną i migiem pognała do łazienki. Wzięła szybki orzeźwiający prysznic, który rozbudził Annie do samego końca. Owinięta ręcznikiem wyszła spod prysznica, wróciła do pokoju i przeszła przez niego kierując się do garderoby.
                Sięgnęła po czarną obcisłą sukienkę, która sięgała jej przed kolana. Do tego założyła cieliste rajstopy i czarne szpilki. Zrobiła mocny makijaż i do kopertówki włożyła telefon, klucze, gumy oraz maskarę i puder w razie nagłego wypadku.
                Zeszła na dół do salonu, gdzie siedzieli jej rodzice.
- Gdzie się wybierasz? – spytał Bill poprawiając się na sofie.
- Na domówkę.
- Do kogo? – wtrąciła się Megan.
- Do Justina. – Annie usiadła na fotelu chwytając uprzednio szklankę z piciem.
- Tego co mówiłaś, że nienawidzisz a on ciebie? – zapytała.
- Tak, do tego. Ale będzie tam Summer. Idę tylko ze względu na nią. Inaczej przecież bym nie poszła. – założyła za ucho kosmyk włosów, który delikatnie łaskotał ją w nos.
- Za ile wychodzisz? – spytał Bill.
                Annie nie zdążyła jeszcze otworzyć ust, a w domu rozległ się dzwonek.
- Właśnie teraz. Papa. – pocałowała rodziców i wychodząc, zgarnęła jeszcze torebkę z fotelu.
                Na zewnątrz zobaczyła Summer. Dziękowała Bogu, że to jednak ona przyjechała po nią a nie Justin. Jednak gdy tylko zbliżyła się do dziewczyny, jej nadzieja prysła jak bańka mydlana – od Sam czuć było alkohol.
- Piłaś? – zapytała tuląc dziewczynę.
- Odrobinkę. – zaśmiała się.
- Więc z kim przyjechałaś?
- Z Ryanem.
- Nie znam go.
- Kumpel Justina. Niezły z niego gość. – dodała po chwili.
- Niech nawet taki będzie – powiedziała zamykając furtkę – ale trzyma z Bieberem.
- Wrzuć na luz, Annie. Daj spokój choć na ten wieczór. A teraz wsiadaj. Długa droga przed nami. – Summer zaśmiała się i weszła jako pierwsza a za nią brązowowłosa. – Ryan, to jest Annie. Annie – spojrzała do tyłu – to jest Ryan.
- Cześć. – Ann rzuciła obojętnie patrząc się przez szybę. Nawet nie spojrzała na chłopaka, który co jakiś czas zaglądał na nią przez wsteczne lusterko.
                Gdy dojeżdżali do domu Justina, już z dala dało się słyszeć głośną muzykę. Podczas drogi, Annie ani razu nie odezwała się słowem chociaż Sam starała się jak tylko mogła. Bez słowa wyszła z auta, kiedy tylko się zatrzymali i ruszyła do wejścia. Drzwi było otwarte na oścież, nie ma co się dziwić, większość ludzi nie byłaby w stanie ich otworzyć; ledwo co stoją na nogach.
                Weszła do środka uważając na pijanych nastolatków. Dopiero dziewiąta, a oni już wymiękli. Nieźle, pomyślała. Chwyciła kubek i nalała sobie soku. Od razu przyłożyła go do ust i upiła dwa spore łyki. Obejrzała całe pomieszczenie, a następnie odstawiła pusty już kubek. Ruszyła przed siebie bujając się w rytm muzyki. Skoro już tu jestem, nie zaszkodzi trochę poszaleć, zaśmiała się w duchu i stanęła na środku salonu, który robił za parkiet. Na około niej tańczyły osoby, które jeszcze jako tako trzymały się na nogach. Nieopodal na sofie widziała całujące się osoby. Na bank jutro nie będą nic pamiętały, chyba że są razem. Ale to raczej mało prawdopodobne.
- Witaj. – usłyszała za sobą – cieszę się, że jednak wpadłaś.
- Nie chciałam ciebie widzieć w moim domu. – odparła obojętnie.
- Zatańczymy? – spytał obracając ją przodem do siebie.
- Z tobą? – spojrzała w czekoladowe oczy chłopaka – Nigdy. – uśmiechnęła się wrednie i obróciła się na pięcie chcąc odejść. Justin złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. – Puść mnie. – Annie wysyczała przez zęby.
- Spokojnie, chce tylko zatańczyć. Choć tego jednego wieczoru zachowujmy się normalnie.
- Jestem normalna.
- Wiesz o co mi chodzi. – Justin uśmiechnął się tajemniczo, co spodobało się dziewczynie.
- Nic nie piłeś?
- Nic. W końcu kogoś muszę później odwieźć. – wymruczał jej do ucha.
                Annie nie do końca wierzyła chłopakowi. Dopiero gdy nie wyczuła od niego alkoholu, była tego pewna w stu procentach. Za to wyczuła jego perfumy, które przez chwile otumaniły dziewczynę; nie wiedziała gdzie się znajduje, z kim jest, co robi. Kompletnie nic, totalna pustka była w jej głowie przez jedno wciągnięcie powietrza pomieszanego z perfumami Justina.
- Dobrze się czujesz? Może wyjdziemy na zewnątrz? – spytał patrząc się w oczy brązowowłosej.
- Już mi lepiej. – odpowiedziała ledwo słyszalnie. – Gdzie mogę się czegoś napić? – rozglądała się po całym pomieszczeniu. A gdy nie ujrzała żadnego stołu z jedzeniem i piciem, spojrzała na Biebera.
- Chodź, zaprowadzę cie. – chwycił dziewczynę za rękę i zaczął przedzierać się przez tłum tańczących ludzi.
                Wyszli z salonu i weszli do kolejnego pomieszczenia. Jak Ann zauważyła, znajdowali się teraz w takiej jakby jadalni urządzonej specjalnie na potrzeby imprezy. Podeszła do stołu, chwyciła pusty kubek i nalała do niego soku pomarańczowego.
- Widzę, że też go lubisz. – stwierdził chłopak biorąc kanapkę.
- Najlepsze co może być. – dziewczyna zaśmiała się. Nigdy nie podejrzewała, że będzie czuć się tak dobrze w towarzystwie Justina. Tak swobodnie rozmawiało jej się z nim, iż zapragnęła aby było już tak zawsze. Ale po chwili odgoniła od siebie tę myśl powracając do rzeczywistości.
- Przepraszam… - usłyszała za sobą skruszony głos chłopaka? Tak bynajmniej wydawało się Ann. – Przepraszam za to, że oblałem cie wodą, i za to, że tak naskoczyłem na korytarzu… oraz że wymusiłem żebyś mnie pocałowała.
                Annie obróciła się przodem w stronę chłopaka.
- Myślisz, że teraz to coś zmieni?! Mylisz się! – krzyknęła odkładając pusty kubek. Była już przy drzwiach, ale podeszła ponownie do Justina. – To za wszystko! – wymierzyła siarczysty policzek i jak gdyby nigdy nic, wyszła. Bieber złapał się za piekący policzek i odprowadził dziewczynę wzrokiem. (…)

Trzy dni później

                - Annie rusz się! – Megan krzyknęła na córkę, która wciąż nie schodziła. – Zaraz się spóźnimy! Pewnie czekają już tylko na ciebie! – kobieta krzyknęła głośniej. Czasami miała już dość zachowania córki.
- Idę! – dziewczyna zaczęła schodzić po schodach. – Gotowa. – oznajmiła, gdy była na dole.
                Wsiadły do auta, zapięły pasy i ruszyły w stronę szkoły. Po niecałych dziesięciu minutach dojechały na miejsce; droga normalnie zajmuje im około dwudziestu minut, ale jechały jakby uciekały przed policją.
- Prędko, wysiadaj! – zakomenderowała Megan. Annie potulnie wysiadła i podeszła do bagażnika, z którego wyciągnęła torbę oraz śpiwór. Podniosła ją i znów odstawiła. Otworzyła tylne drzwiczki i zgarnęła jeszcze plecak. Założyła go i sięgnęła po torbę. Ucałowała mamę na pożegnanie i ruszyła do grupki osób stojącej przed wejściem do szkoły.
                Gdy pojawiła się obok nich, położyła torbę na chodniku, na nią śpiwór i wyprostowała się. Z kieszeni rurek wyciągnęła telefon i spojrzała na zegarek.
- Dlaczego jeszcze nie ma autokaru? – spytała nauczycielkę podchodząc do niej.
- Jakaś awaria. Za chwilę powinien się pojawić. – kobieta uśmiechnęła się i kontynuowała wypatrywanie autobusu.
                Annie wzruszyła tylko ramionami i odeszła. Usiadła obok swoich rzeczy i z niecierpliwością czekała aż nadjedzie w końcu autokar. (…)

***

                Praktycznie całą drogę przespał z głową wspartą na ramieniu Summer. Uśmiechnął się jakby przez sen, a po chwili otworzył oczy. Wyprostował się, a następnie wyciągnął się. Pocałował dziewczynę w policzek tym samym wyrywając ją z rozmyślań.
- Mógłbyś robić tak cały czas… - wyszeptała mu do ucha.
- Na to trzeba zasłużyć. – wystawił język i wychylił się w prawo. Szukał wzrokiem brązowowłosej, a gdy tylko ją ujrzał, automatycznie złapał się za policzek.
- Justin? – chłopak spojrzał kątem oka na Summer.
- Hmm?
- Co robisz? – Sam przysunęła się bliżej Biebera.
- Rozglądam się. Nie widzisz? – odparł z nutką ironii.
- Widzę, widzę. Spójrz na mnie. Chce cie pocałować. – dziewczyna uśmiechnęła się zalotnie i po chwili muskała wargi swojego chłopaka. (…)

                - Chris, śpisz ze mną? – zapytał chłopaka stojącego przed nim.
- Jasne, że tak, JB. – przybili sobie piątkę i zaczęli rozkładać namiot.
                Poszło im to sprawnie, więc pomogli Summer, która o dziwo spała z Annie.
- Myślałem, że się pokłóciły. – Bieber szepnął na ucho Christianowi.
- A jednak nie. Coś ci to nie wyszło.
- Nieważne. Już i tak mi na tym nie zależy. Podaj mi śledzia. – wyciągnął dłoń w stronę kumpla.
- Trzymaj.
- Dzięki.
                Po jakiś dwóch godzinach wszyscy siedzieli przy ognisku grzejąc się lub smażąc kiełbaski. Nauczycielka zabrała ze sobą gitarę, na której właśnie grała.
- A może ty, Justin, zagrasz i zaśpiewasz coś dla nas? – spytała z nadzieją w głosie.
- Czemu nie. – JB uśmiechnął się. – Co chcecie usłyszeć? – zwrócił się do klasy.
- Ty wybierz sam. – odpowiedzieli zgodnie.
- No dobra, niech wam będzie. To… - zamyślił się - … zaśpiewam…
- „Next 2 You” – dokończyła za niego Annie.
- Skoro sobie tak życzysz, owszem. Muszę tylko nastroić gitarę. – posłał swój firmowy uśmiech nauczycielce.

http://biebers-swag.blog.onet.pl/0
You’ve got that smile, | spojrzał na, co ciekawe, Annie, zamiast na swoją dziewczynę.
That only heaven can make.
I pray to God everyday,
That you keep that smile.

Yeah, you are my dream, | tu znów spojrzał na Annie i następnie spuścił głowę uśmiechając się.
There’s not a thing I won’t do.
I’ll give my life up for you,
Cos you are my dream.

And baby, everything that I have is yours,
You will never go cold or hungry.
I’ll be there when you’re insecure,
Let you know that you’re always lovely.
Girl, cos you are the only thing that I got right now

One day when the sky is falling,
I’ll be standing right next to you,
Right next to you.
Nothing will ever come between us,
I’ll be standing right next to you,
Right next to you.

You had my child,
You make my life complete.
Just to have your eyes on little me,
That’d be mine forever.

And baby, everything that I have is yours
You will never go cold or hungry
I’ll be there when you’re insecure
Let you know that you’re always lovely
Girl, cos you are the only thing that I got right now

One day when the sky is falling,
I’ll be standing right next to you,
Right next to you.
Nothing will ever come between us,
I’ll be standing right next to you,
Right next to you.

We’re made for one another
Me and you
And I have no fear
I know we’ll make it through

One day when the sky is falling
I’ll be standing right next to you
Ohh ohh ohh ohhhhh

One day when the sky is falling,
I’ll be standing right next to you,
Right next to you.
Nothing will ever come between us,
I’ll be standing right next to you,
Right next to you.

Oh nah nah
Oh yeah
Stand by my side
When the sky falls
Oh baby
I’ll be there

You’ve got that smile,
That only heaven can make.
I pray to God everyday,
To keep you forever.

- Brawa! Brawa! – nauczycielka zaczęła klaskać, a zaraz za nią pozostali. Ann oczywiście nie umknęło zachowanie Justina podczas, gdy śpiewał. Wręcz cały czas wpatrywała się w niego.
- Głos jak każdy. – zaśmiał się opierając gitarę o pieniek.
- Nie prawda. Masz wyjątkowy. – Summer przytuliła się do chłopaka.
- No nic drogie dzieci. Było przyjemnie, ale już czas spać.
- Niee! – krzyknęli wszyscy.
- Jest już po 10, jesteście zmęczeni podróżą tak samo jak ja. Nie mam już sił, uszanujcie to. – powiedziała wstając i otrzepując spodnie. – Dobranoc. Poczekam aż wszyscy dotrą do swoich namiotów.
                Justin wyrwał się jako pierwszy. Wiedział, że jeśli to zrobi, każdy pójdzie w jego ślady. I nie mylił się. Po piętnastu minutach wszyscy cięli komara, prócz jednej osoby…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz