- Oh, Annie no, daj mi się
wytłumaczyć. – wystawiłem dłoń by dotknąć ramienia dziewczyny.
-
Nie chcę tego słuchać. – spuściła głowę, a z policzków otarła słone łzy. –
Myślałam, że miedzy nami jest już wszystko okey. Że jednak się zmieniłeś. Że
będziemy poznawać się lepiej. Że…
-
Nie wyjdę dopóki mnie nie wysłuchasz. – przerwałem jej. – Myśl sobie teraz o
mnie co chcesz. Gdy wyjdę od ciebie, pojadę prosto do Summer i zerwę z nią.
Zrobiłem to wszystko by cie pogrążyć, a nawet poniżyć. Teraz wiem, że pomimo
tego jak bardzo się starałem, ty i tak się nie dałaś. Gratuluję za to.
Większość osób już dawno by się poddała, zważywszy na to, że ja, wielka gwiazda
– połknąłem ślinę i złapałem głębszy oddech. – będę miał więcej osób po swojej
stronie, niż inni. – odwróciłem się w stronę drzwi. – To już chyba wszystko co
miałem do powiedzenia. A i jeszcze jedno – odwróciłem się z powrotem w stronę
dziewczyny. – nie masz się czego martwić jeśli chodzi o Sam i plotki. – dodałem
i opuściłem pokój dziewczyny nie czekając na żadne jej słowa.
Wsiadłem do auta i skierowałem
się w stronę domu Summer. Mieszkała niedaleko, więc pięć minut później byłem
już na miejscu. Zaparkowałem na podjeździe i wyłączyłem silnik. Siedziałem tak
jeszcze chwilę z dłońmi opartymi o kierownicę. Wpatrywałem się przed siebie
głuchy na wszelkie głosy wokół. Dopiero gdy telefon przestał dzwonić, zdałem
sobie sprawę, że ktoś chciał ze mną porozmawiać. Sięgnąłem więc po niego i
odblokowałem klawiaturę. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Annie, które
zrobiłem je po kryjomu. Była uśmiechniętą od ucha do ucha. Nacisnąłem zieloną
słuchawkę i czekałem aż odbierze.
-
Proszę cie, nie rób tego. – powiedziała na wstępie błagalnym tonem.
-To
moja sprawa czy twoja? – zapytałem chłodno, a gdy nie uzyskałem odpowiedzi,
burknąłem. – Właśnie.
-
Ona zrobiła to specjalnie Justin.
-
Nie obchodzi mnie to. Zraniła mnie.
-
Przecież ty jej nie kochasz podobno. – zaśmiałem się.
-
Kocham czy nie kocham. Byliśmy ze sobą, coś do niej czułem. Zdradziła mnie
Annie, a to boli najbardziej. – rozłączyłem się i wysiadłem z samochodu
zamykając go.
Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem
aż ktoś otworzy mi drzwi. Po dwóch minutach pojawiła się wysoka kobieta –
pewnie mama Summer.
-
Dzień dobry. – odezwałem się pierwszy.
-
Witaj Justin. Sami jest na górze u siebie. Trzecie drzwi po lewej. – dłonią
wskazała schody.
Uśmiechnąłem się, a następnie
wyminąłem kobietę. W przed pokoju ściągnąłem buty mimo zaprzeczeń pani Blight i
pognałem na górę. Stanąłem pod odpowiednimi drzwiami. Do środka wszedłem bez
pukania. Jak będzie siedziała z chłopakiem, przynajmniej przyłapie ją po raz
drugi na gorącym uczynku.
Niestety tak się nie stało.
Leżała na łóżku czytając gazetę. Nie usłyszałaby mnie gdybym pukał, ponieważ
założone miała słuchawki. Zamknąłem za sobą drzwi. Summer dalej nie zdawała
sobie sprawy, że ktoś oprócz niej, znajduje się jeszcze w pokoju. Podszedłem do
łóżka by zwrócić na siebie uwagę.
-
Witaj kochanie. – powiedziałem ściągając jej słuchawki, a tym samym strasząc
ją.
-
Jezu! – krzyknęła siadając.
-
Nie, Justin. – uśmiechnąłem się do niej.
-
Cześć. – przybliżyła swoją twarz do mojej. Chciała mnie pocałować, ale
odsunąłem się.- Co ci jest? – spytała zaskoczona.
-
Chyba ja powinienem zapytać o to samo ciebie, S. – podszedłem do okna. – Nie
będę owijać w bawełnę. Z nami koniec. – podkreśliłem ostatnie słowo. Obróciłem
się przodem w stronę dziewczyny. Wpatrywałem się w nią wzrokiem wypranym z
jakichkolwiek uczuć. – Chyba nie myślałaś, że się o niczym nie dowiem? –
zbliżyłem się o krok w jej stronę. –Myślałaś, że to, co zrobiłaś, jakoś mnie
zaboli? - w jej oczach dostrzegłem łzy. – Chyba się tego spodziewałaś
wnioskując po twojej minie. – kucnąłem przed nią. – Niestety, tutaj muszę cie
zmartwić. Nic a nic nie poczułem. W zasadzie cieszę się, że tak to się stało.
Że to nie ja musiałem posunąć się do czegoś takiego. – ująłem jej dłonie. – To
koniec, rozumiesz? – wpatrywała się we mnie pustymi oczami. Po jej policzkach
wciąż ciekły łzy.
-
Ja, ja… ja tylko chciałam… żebyś znowu mnie pokochał. – łkała. Wyrwała dłonie i
ujęła moją twarz. Rzuciła się na mnie, dosłownie, i zaczęła zachłannie całować
moje usta. Nie wiem co mnie do tego skłoniło, że odwzajemniłem pocałunek.
Powoli wstałem nie przerywając
pocałunku. Delikatnie pchnąłem dziewczynę aby położyła się. Ja zrobiłem to
samo, tyle że na niej. Jednak po chwili opanowałem się i przerwałem
dotychczasową czynność.
-
Przepraszam, nie chciałem robić ci nadziei. – wstałem. – Musze ci coś wyjaśnić.
Wiem, że po tym co powiem, znienawidzisz mnie, ale musisz to wiedzieć. –
usiadłem na łóżku, Summer wciąż leżała. – Tak naprawdę to zacząłem być z tobą z
dwóch powodów. – nie spojrzałem na dziewczynę. – Po pierwsze bo jesteś
niesamowicie piękna, seksowna. – na jej twarzy pojawił się delikatny cień
uśmiechu. – A po drugie, co tak naprawdę zaboli cie najbardziej, to dlatego że
chciałem odciągnąć cie od Annie, ponieważ chciałem pokazać jej kto rządzi. –
zakończyłem. Zamknąłem oczy oczekując ciosu od Sam. Nic takiego się nie stało.
Spojrzałem na nią i otworzyłem
buzię ze zdziwienia. Summer uśmiechała się wrednie. Myślałem, że będzie płakać
po tym co powiedziałem. A ta nic, nawet nie zauważyłem krzty bólu na jej
twarzy.
-
Oj Justin, Justin. – zaśmiała się. – Nie jestem taka głupia jak zapewne
myślałeś i nadal myślisz. – podłożyła dłonie pod głowę. – Po jakimś czasie
zaczęłam domyślać się wszystkiego. No i hmm, jakby to powiedzieć, tak żeby
ciebie nie zranić, chociaż – zamyśliła się na chwilę. – mogłabym to zrobić.
Jeden z twoich kumpli nie potrafi trzymać gęby na kłódkę. – uśmiechnęła się
zwycięsko?
-
Nawet tak nie mów!- krzyknąłem na nią wstając. – Dobrze znam swoich przyjaciół
i wiem, że nigdy by nic nie powiedzieli! Zwłaszcza tobie!
-
Tu się mylisz Justin. Dzisiaj rano widziałeś mnie z okna, czyż nie? – zapytała
siadając. – Dlatego teraz zawdzięczam twoją wizytę. Pewnie zastanawiasz się z
kim się całowałam. Otóż z… - zrobiła specjalnie pauzę by wkurzyć mnie jeszcze
bardziej. - … Jay’em. – uśmiechnęła się tryumfalnie. – Ale muszę ci przyznać,
że całujesz o niebo lepiej od niego. – podrapała się po głowie.
-
To, to niemożliwe. – powiedziałem cicho pod nosem.
-
Zostaniemy przyjaciółmi? – położyła dłoń na moim ramieniu.
-
Kpisz sobie ze mnie? – strzepnąłem ją. – Po tym co mi zrobiłaś, masz jeszcze
czelność pytać mnie o coś takiego? – prychnąłem.
-
Chciałabym przypomnieć, że ty również uczyniłeś nie fair wobec mnie.
-
Życie nie zawsze jest kolorowe. – stwierdziłem.
-
Dokładnie. – potwierdziła słowa skinieniem głowy.
-
Przyjaciółmi może nie zostaniemy, chociaż, nigdy nic nie wiadomo. –
uśmiechnąłem się ciepło całkowicie uspokajając się. – Na razie możemy być tylko
dobrymi znajomymi.(…)
lubię to opowiadanie i zamiast się uczyć to je czytam ale muszę powiedzieć, że to nie trzyma się kupy, mam nadzieje, ze później Justin się zmieni:)
OdpowiedzUsuń