niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 7


                - Oh, Annie no, daj mi się wytłumaczyć. – wystawiłem dłoń by dotknąć ramienia dziewczyny.
- Nie chcę tego słuchać. – spuściła głowę, a z policzków otarła słone łzy. – Myślałam, że miedzy nami jest już wszystko okey. Że jednak się zmieniłeś. Że będziemy poznawać się lepiej. Że…
- Nie wyjdę dopóki mnie nie wysłuchasz. – przerwałem jej. – Myśl sobie teraz o mnie co chcesz. Gdy wyjdę od ciebie, pojadę prosto do Summer i zerwę z nią. Zrobiłem to wszystko by cie pogrążyć, a nawet poniżyć. Teraz wiem, że pomimo tego jak bardzo się starałem, ty i tak się nie dałaś. Gratuluję za to. Większość osób już dawno by się poddała, zważywszy na to, że ja, wielka gwiazda – połknąłem ślinę i złapałem głębszy oddech. – będę miał więcej osób po swojej stronie, niż inni. – odwróciłem się w stronę drzwi. – To już chyba wszystko co miałem do powiedzenia. A i jeszcze jedno – odwróciłem się z powrotem w stronę dziewczyny. – nie masz się czego martwić jeśli chodzi o Sam i plotki. – dodałem i opuściłem pokój dziewczyny nie czekając na żadne jej słowa.
                Wsiadłem do auta i skierowałem się w stronę domu Summer. Mieszkała niedaleko, więc pięć minut później byłem już na miejscu. Zaparkowałem na podjeździe i wyłączyłem silnik. Siedziałem tak jeszcze chwilę z dłońmi opartymi o kierownicę. Wpatrywałem się przed siebie głuchy na wszelkie głosy wokół. Dopiero gdy telefon przestał dzwonić, zdałem sobie sprawę, że ktoś chciał ze mną porozmawiać. Sięgnąłem więc po niego i odblokowałem klawiaturę. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Annie, które zrobiłem je po kryjomu. Była uśmiechniętą od ucha do ucha. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i czekałem aż odbierze.
- Proszę cie, nie rób tego. – powiedziała na wstępie błagalnym tonem.
-To moja sprawa czy twoja? – zapytałem chłodno, a gdy nie uzyskałem odpowiedzi, burknąłem. – Właśnie.
- Ona zrobiła to specjalnie Justin.
- Nie obchodzi mnie to. Zraniła mnie.
- Przecież ty jej nie kochasz podobno. – zaśmiałem się.
- Kocham czy nie kocham. Byliśmy ze sobą, coś do niej czułem. Zdradziła mnie Annie, a to boli najbardziej. – rozłączyłem się i wysiadłem z samochodu zamykając go.
                Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem aż ktoś otworzy mi drzwi. Po dwóch minutach pojawiła się wysoka kobieta – pewnie mama Summer.
- Dzień dobry. – odezwałem się pierwszy.
- Witaj Justin. Sami jest na górze u siebie. Trzecie drzwi po lewej. – dłonią wskazała schody.
                Uśmiechnąłem się, a następnie wyminąłem kobietę. W przed pokoju ściągnąłem buty mimo zaprzeczeń pani Blight i pognałem na górę. Stanąłem pod odpowiednimi drzwiami. Do środka wszedłem bez pukania. Jak będzie siedziała z chłopakiem, przynajmniej przyłapie ją po raz drugi na gorącym uczynku.
                Niestety tak się nie stało. Leżała na łóżku czytając gazetę. Nie usłyszałaby mnie gdybym pukał, ponieważ założone miała słuchawki. Zamknąłem za sobą drzwi. Summer dalej nie zdawała sobie sprawy, że ktoś oprócz niej, znajduje się jeszcze w pokoju. Podszedłem do łóżka by zwrócić na siebie uwagę.
- Witaj kochanie. – powiedziałem ściągając jej słuchawki, a tym samym strasząc ją.
- Jezu! – krzyknęła siadając.
- Nie, Justin. – uśmiechnąłem się do niej.
- Cześć. – przybliżyła swoją twarz do mojej. Chciała mnie pocałować, ale odsunąłem się.- Co ci jest? – spytała zaskoczona.
- Chyba ja powinienem zapytać o to samo ciebie, S. – podszedłem do okna. – Nie będę owijać w bawełnę. Z nami koniec. – podkreśliłem ostatnie słowo. Obróciłem się przodem w stronę dziewczyny. Wpatrywałem się w nią wzrokiem wypranym z jakichkolwiek uczuć. – Chyba nie myślałaś, że się o niczym nie dowiem? – zbliżyłem się o krok w jej stronę. –Myślałaś, że to, co zrobiłaś, jakoś mnie zaboli? - w jej oczach dostrzegłem łzy. – Chyba się tego spodziewałaś wnioskując po twojej minie. – kucnąłem przed nią. – Niestety, tutaj muszę cie zmartwić. Nic a nic nie poczułem. W zasadzie cieszę się, że tak to się stało. Że to nie ja musiałem posunąć się do czegoś takiego. – ująłem jej dłonie. – To koniec, rozumiesz? – wpatrywała się we mnie pustymi oczami. Po jej policzkach wciąż ciekły łzy.
- Ja, ja… ja tylko chciałam… żebyś znowu mnie pokochał. – łkała. Wyrwała dłonie i ujęła moją twarz. Rzuciła się na mnie, dosłownie, i zaczęła zachłannie całować moje usta. Nie wiem co mnie do tego skłoniło, że odwzajemniłem pocałunek.
                Powoli wstałem nie przerywając pocałunku. Delikatnie pchnąłem dziewczynę aby położyła się. Ja zrobiłem to samo, tyle że na niej. Jednak po chwili opanowałem się i przerwałem dotychczasową czynność.
- Przepraszam, nie chciałem robić ci nadziei. – wstałem. – Musze ci coś wyjaśnić. Wiem, że po tym co powiem, znienawidzisz mnie, ale musisz to wiedzieć. – usiadłem na łóżku, Summer wciąż leżała. – Tak naprawdę to zacząłem być z tobą z dwóch powodów. – nie spojrzałem na dziewczynę. – Po pierwsze bo jesteś niesamowicie piękna, seksowna. – na jej twarzy pojawił się delikatny cień uśmiechu. – A po drugie, co tak naprawdę zaboli cie najbardziej, to dlatego że chciałem odciągnąć cie od Annie, ponieważ chciałem pokazać jej kto rządzi. – zakończyłem. Zamknąłem oczy oczekując ciosu od Sam. Nic takiego się nie stało.
                Spojrzałem na nią i otworzyłem buzię ze zdziwienia. Summer uśmiechała się wrednie. Myślałem, że będzie płakać po tym co powiedziałem. A ta nic, nawet nie zauważyłem krzty bólu na jej twarzy.
- Oj Justin, Justin. – zaśmiała się. – Nie jestem taka głupia jak zapewne myślałeś i nadal myślisz. – podłożyła dłonie pod głowę. – Po jakimś czasie zaczęłam domyślać się wszystkiego. No i hmm, jakby to powiedzieć, tak żeby ciebie nie zranić, chociaż – zamyśliła się na chwilę. – mogłabym to zrobić. Jeden z twoich kumpli nie potrafi trzymać gęby na kłódkę. – uśmiechnęła się zwycięsko?
- Nawet tak nie mów!- krzyknąłem na nią wstając. – Dobrze znam swoich przyjaciół i wiem, że nigdy by nic nie powiedzieli! Zwłaszcza tobie!
- Tu się mylisz Justin. Dzisiaj rano widziałeś mnie z okna, czyż nie? – zapytała siadając. – Dlatego teraz zawdzięczam twoją wizytę. Pewnie zastanawiasz się z kim się całowałam. Otóż z… - zrobiła specjalnie pauzę by wkurzyć mnie jeszcze bardziej. - … Jay’em. – uśmiechnęła się tryumfalnie. – Ale muszę ci przyznać, że całujesz o niebo lepiej od niego. – podrapała się po głowie.
- To, to niemożliwe. – powiedziałem cicho pod nosem.
- Zostaniemy przyjaciółmi? – położyła dłoń na moim ramieniu.
- Kpisz sobie ze mnie? – strzepnąłem ją. – Po tym co mi zrobiłaś, masz jeszcze czelność pytać mnie o coś takiego? – prychnąłem.
- Chciałabym przypomnieć, że ty również uczyniłeś nie fair wobec mnie.
- Życie nie zawsze jest kolorowe. – stwierdziłem.
- Dokładnie. – potwierdziła słowa skinieniem głowy. 
- Przyjaciółmi może nie zostaniemy, chociaż, nigdy nic nie wiadomo. – uśmiechnąłem się ciepło całkowicie uspokajając się. – Na razie możemy być tylko dobrymi znajomymi.(…)

1 komentarz:

  1. lubię to opowiadanie i zamiast się uczyć to je czytam ale muszę powiedzieć, że to nie trzyma się kupy, mam nadzieje, ze później Justin się zmieni:)

    OdpowiedzUsuń