Włożyła ostatnie rzeczy to pudła stojącego obok drzwi. Ostatni raz
rozglądnęła się pokoju, z którym wiązały ją teraz same niemiłe wspomnienia. To
ona nalegała by się przeprowadzili możliwie jak najdalej od tego miejsca, by
sny, które nawiedzały ją od czasu przebudzenia mogły się wreszcie skończyć, by
ból, który odczuwała snując się po domu zelżał i w końcu zniknął.
Annie zdawała sobie sprawę, że to był tylko sen, ale jakaś jej część
czuła, że wszystko może się jej przydarzyć. Wola by stało się to już w innym
miejscu, ponieważ zostając w Hudson odczuwała by wszelkie odczucia, uczucia
dwukrotnie – jeśli nie bardziej.
Gdy Bill przyszedł po rzeczy wraz z Chuckiem nastolatka pomogła im je
znosić. Nie chciała czuć się ciężarem, niepotrzebna. Jednak rodzina zapewniała
ją, że nie może się przemęczać, robić ciężkich rzeczy. Ale ona musiała postawić
na swoim, musiała pomóc wynieść się z tego domu i zapomnieć o tym jak
najszybciej. Mimo że miała również wiele szczęśliwych chwil spędzonych, te ze
snu miały przewagę nad tymi dobrymi, całkowicie niwecząc je.
Spojrzała po raz ostatni na dom, przysięgając sobie w duchu, że nigdy
tutaj nie wróci. Hudson pozostanie tylko przeszłością.
***
3 lata później.
Dzień taki jak ten nieczęsto się zdarza. Clarissa wyszła z domu
szczelniej okrywając szyję białym szalikiem. Spojrzała na zachmurzone niebo,
które nie zwiastowało niczego dobrego. Mało było dni w roku kiedy to zapowiadało
się na burzową pogodę. Miała poczucie, że natura przybrała charakter jej uczuć.
Clary wciąż walczyła z pustką jaka pozostała jej po przeprowadzce. W
Hudson zostawiła część siebie, teraz nie jest już tą samą osobą co kiedyś.
Pierwsze co zrobiła po przybyciu do NY była zmiana imienia. Zapragnęła
tego tak bardzo, że niemal płaczem wymusiła to na rodzicach. Oni oczywiście w
końcu zgodzili się na to, jednak bardzo często zapominają się i mówią do niej
Annie. Dziewczyna przymyka na to oko, bo wie, że ciężko jest przestawić się na
jej nowe imię. Ona sama wielokrotnie zapomina o tym i używa swojego danego
imienia, z którym wiążą się dla niej złe wspomnienia, nawet te nieprawdziwe.
Do rozpoczęcia zajęć miała jeszcze półtorej godziny czasu, dlatego też
nie zamówiła taksówki tylko wolnym krokiem zmierzyła w stronę American Musical
and Dramatic Academy. Po drodze wstąpiła do taniej knajpki ‘Veselka’, na rogu
Dziewiątej Ulicy i Drugiej Alei gdzie zamówiła gorącą czekoladę. Raz w życiu
spróbowała kawy. Do tej pory wystrzega się jej jak ognia. Do tego dokupiła
jeszcze naleśniki polane syropem klonowym i usiadła w rogu pomieszczenia, z
dala od nie za czystych okien.
Ogólnie miejsce pozostawiało wiele do życzenia. Ściany niegdyś koloru
bladej zieleni, przybrały teraz barwę szarości, podłoga używana przez wiele lat
straciła na swojej świetności, wytarta od stawiania na niej wielu kroków,
szurania krzeseł i stołów. One same były nawet całkiem nowe, nie licząc
zadrapań i kilku plam, które po użyciu środków czyszczących nie poradziły sobie
z nimi.
Clarissa ściągnęła czarną kurtkę ze sztucznej skóry i rzuciła ją na
przeciwległe krzesło. To samo zrobiła z szalikiem i torbą. Z kieszeni dżinsów
wyciągnęła telefon by sprawdzić godzinę. Zegar wskazywał siódmą dwie. Za
niecałe trzy minuty powinna mieć przed sobą najlepsze, według niej, serwowane
naleśniki w mieście. Żadne inne miejsce nie mogło równać się z ‘Veselką’.
Po zjedzeniu śniadania i wypiciu czekolady postanowiła zostać jeszcze
chwilę. Na dobrą sprawę nie spieszyło się jej na uczelnię. Od samego początku
nie czuła się tam dobrze, lecz wiedziała, że nie może zawieść ani siebie, ani
swojej rodziny. Miała niewyobrażalnie piękny głos, który odziedziczyła po
matce. Nie chciała by się zmarnował dlatego też po skończeniu szkoły średniej
usilnie starała się by przyjęli ją do AMDA.
Prywatna szkoła znajdowała
się na Upper West Side na Manhattanie. Główny obiekt położony jest przy 211 61-ta West Street,
bezpośrednio za Lincoln Center. Druga
połowa kampusu znajduje się w zabytkowym budynku, na West 73rd Street.
Clarissa wolno szła po schodach kierując się do drzwi wejściowych
budynku. Od samego początku dziwnie się czuła, przechodziły ją dreszcze jakby
ktoś chciał ją powiadomić, że nie pasuje do tego miejsca. Przeważnie ignorowała
te przeczucie, dzisiejszego dnia postanowiła jednak mieć się na baczności.
W przestronnym holu zajęła miejsce przy jednym ze stolików. Ciężko
opadła na jeden z foteli obitych jasną skórą. Były bardzo wygodne, w
przeciwieństwie do plastikowych krzeseł z ‘Veselki’. Torby wyjęła notatnik, który otworzyła z
obojętną miną na ostatniej zapisanej stronie. Wszelkie słowa jakie były na niej
zapisane w jednej chwili wydały się Clary bardzo odległe. Poczuła niemiłe
mrowienie w okolicy kręgosłupa. Spojrzała w górę dostrzegając stojącą nad nią
postać.
Wysoka na około sto siedemdziesiąt centymetrów, może trochę więcej, z
burzą jasnych blond włosów okalających piękną twarz o niebieskich jak niebo
oczach. Ubrana w delikatną i dziewczęcą koszulę w paski, do tego dżinsy i
wysokie, czarne buty. Przez lewe ramię miała przewieszoną brązową torebkę na
długim pasku, która od razu, wbrew woli Clarissy, spodobała się jej.
-
Przepraszam, mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale jestem nowa i nie bardzo
mogę się odnaleźć – Clary spojrzała przenikliwym wzorkiem dziewczynę, a
następnie skierowała go na hol, w którym znajdowało się mniej więcej
czterdziestu innych studentów.
-
Jestem trochę zajęta jak widać – odburknęła niezbyt miło za co skarciła się od
razu w duchu. – Sorki, siadaj jak chcesz – niedbale machnęła ręką wskazując
fotel po jej prawej stronie.
-
Jesteś chyba jedyną osobą, do której mogłabym podejść – widząc pytające
spojrzenie brązowowłosej, kontynuowała – Chodzi mi głównie o to, że jako jedyna
nie patrzyłaś na mnie jakbym była kimś gorszym od ciebie – wyszeptała blond
włosa dziewczyna.
- W
ogólne na ciebie na patrzyłam – stwierdziła Clarissa.
-
Właśnie, że przyglądałaś mi się przez chwilę – dziewczyna spojrzała na Clarę i
lekko się uśmiechnęła. – Chyba nie byłaś tego świadoma – cicho zachichotała. –
Ups, przepraszam, gdzie moje maniery. Jestem Isabelle Morgenstern – wyciągnęła
smukła dłoń w stronę Penny.
Dziewczyna zawahała się, ale po chwili
uścisnęła wyciągniętą w jej stronę rękę.
-
Jestem Annie, znaczy się Clarissa Penny.
- To
w końcu Annie czy Clarissa? – spytała zdezorientowana Isabelle.
-
Clarissa. Kiedyś nazywałam się Annie, ale to już przeszłość. Często zapominam
się i podaję stare imię.
-
Nie podobało ci się?
Jeszcze chwila, a wybuchnę, pomyślała
Clary. Wysiliła się jednak na łagodny ton w swoim głosie i przemówiła:
-
Tak, dokładnie tak, nie podobało mi się – nie miała palącej potrzeby by wyjawić
prawdziwy powód zmiany imienia całkowicie obcej osobie. – A więc co cie
sprowadza do AMDA? – wypaliła. Chciała przerwać niezręczną ciszę jaka
zapanowała między dziewczynami; niestety, Clary dopiero po chwili uświadomiła
sobie, że wyszła na idiotkę.
-
Jak chyba każdego, w przyszłości chcę być sławna – zaśmiała się. Odrzuciła
włosy do tyłu co nie spodobało się przyglądającej jej się Clarissy.
- No
tak – bąknęła. Spojrzała na zegarek. – Przepraszam, ale muszę już iść –
pospiesznie rzuciła notes do torby i ruszyła przez hol kierując się na schody
prowadzące na pierwsze piętro.
-
Masz jeszcze sporo czasu! – krzyknęła na nią Isabelle.
Clary przeklęła pod nosem i raptem
zatrzymała się. Biegnąca za nią blond dziewczyna wpadła na Clarisse obie tym
samym przewracając. Gdy Penny uniosła głowę, wymieniła kilka przekleństw
niezbyt cicho w stronę osób przyglądających się im.
- I
na co się gapicie? – wypaliła Isabelle tonem, którego Clary się nie
spodziewała. – Nie macie innych zajęć?! – rzuciła cierpko. Wstała z gracją,
otrzepała swoje ubrania, a następnie podała dłoń zaskoczonej zachowaniem
Isabelle Clary. – Wszystko okey? – zapytała z uprzejmością w głosie, której
kilka sekund wcześniej nie było.
-
Ta, wszystko dobrze.
-
Sorki za to, ale tak nagle się zatrzymałaś, że nie zdążyłam wyhamować –
blondynka podrapała się z tyłu głowy. Nie miała przy tym mądrej miny. – Chyba
od teraz będziemy na siebie zdane – oznajmiła z radością.
- Ty
tak myślisz – ucięła Clary.
Morgenstern otworzyła buzie ze
zdziwienia. Clarissa po tym zdała sobie sprawę z tonu jakim wypowiedziała
ostatnie zdanie. Poczuła się głupio, bo nigdy tak nie postępowała, a jakaś znajoma
twarz w całym tym harmidrze mogła pomóc przejść Clary cało przez te dwa lata
nauki.
-
Przepraszam, ja… nie wiem co we mnie wstąpiło – spuściła wzrok na swoje adidasy
za kostkę, które wydały jej się w tym momencie bardzo interesujące.
-
Spoko, przyzwyczaiłam się już do takiego traktowania. Może zaczniemy od nowa? –
dodała po chwili.
Clary uśmiechnęła się do dziewczyny i wyciągnęła
dłoń w stronę Isabelle.
__________________
Po pierwsze: Jak
zauważyliście, albo i nie, zmieniłam imię głównej bohaterki. Annie po prostu mi
zbrzydło.
Po drugie: Nagłówek wykonałam sama. Don't copy!
Po trzecie: Dodałam na razie tylko 3 bohaterów, ale zastanawiam się nad
dodaniem kolejnych, którzy będą występować bardzo często lub tylko
epizodycznie.
EDIT (24.08) są już kolejni bohaterowie.
Po czwarte i chyba
ostatnie: Jeśli chcecie być informowani pod tym rozdziałem zostawcie swoje
adresy blogów, Twitter'a lub gadu-gadu.
Po piąte, a jednak: Matko kochana!
Miałam poczekać jeszcze jakiś czas zanim dodam prolog 3 części, ale nie mogłam
się powstrzymać. Jestem cholernie z niego dumna, uważam bowiem, że jest on
najlepszym rozdziałem na całym blogu. Pisałam go z rozmysłem, dokładnie zastanawiając
się nad każdym zdaniem. Oby każda kolejna notka wyglądała tak samo, a nawet
lepiej. Cóż, rozdziału pierwszego nie oczekujcie szybko, jednakże postaram
napisać go jak najszybciej. Zaczęłam go już, ale mam tylko kilka zdań, w sumie
223 słowa (szpan normalnie xD). Zastanawiałam się nad ilością rozdziałów i
doszłam do wniosku, że będzie tylko 10 – w miarę długich, plus prolog i epilog.
To chyba tyle co chciałam przekazać.
Dodawanie komentarzy naprawdę nie
boli, prawda? Gdy je widzę jestem świadoma, że ktoś to czyta, nie chcę pisać po
raz kolejny do ściany. Ale cóż, to tylko wasza sprawa czy będzie komentować czy
nie, nie mam nad tym władzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz