Leniwie przeciągnęła się na łóżku. Potarła piąstkami zaspane
oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu niewidzącym wzrokiem. Odrzuciła kołdrę
na bok, usiadła na skraju łóżka po czym włożyła papcie na stopy i podeszła do
zasłoniętego okna. Jednym szybkim ruchem odsłoniła je ukazując zatłoczoną już
ulicę 72nd. Oparła głowę o zimną szybę spoglądając w dół na spieszących się
przechodniów. Jej oddech pozostawił na oknie parę. Clarissa zrobiła jeden krok
w tył i spojrzała na biały obłoczek. Palcem wskazującym nakreśliła imię
‘Justin’ nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Gdy to sobie uświadomiła starła
parę z szyby i odwróciła się w stronę drzwi, w które ktoś pukał.
- Proszę.
- Mama woła nas na śniadanie,
siostrzyczko – Chuck uśmiechnął się promiennie ukazując przerwę między
jedynkami.
- Już idę – powiedziała
odwzajemniając uśmiech.
Wymijając chłopaka w drzwiach dała mu szturchańca w bok.
Charles nie był dłużny siostrze i zmierzwił jej nierozczesane włosy powodując
jeszcze większy chaos na Clary głowie. Dziewczyna łypnęła spode łba na brata,
lecz po chwili wybuchła niepohamowanym śmiechem. Razem udali się do kuchni.
Pani Megan przygotowała kanapki z szynką, serem żółtym i
papryką. Clary zdołała zjeść aż trzy dziwiąc rodziców i brata, a przede
wszystkim samą siebie. Apetyt miała niezwykły, więc pierwsza myśl jaka ją
naszła – to ciąża. Tylko z kim niby, pomyślała w duchu i zaśmiała się. Rodzina
dziwnie spojrzała na Clarissę, ale dziewczyna nic sobie z tego nie zrobiła.
Podziękowała zaraz po tym i udała się do swojego pokoju.
Spakowała kilka zeszytów, długopis, dwa ołówki, gumkę do
mazania, portfel, klucze oraz gumy do żucia. Ubrała się cieplej niż zwykle,
ponieważ pogoda była taka sama jak wczoraj. Jednak Clary miała całkowicie inny
humor niż poprzedniego dnia. Po całym zajściu z Isabelle, brązowowłosa poczuła
się znacznie lepiej niż przez ostatnie tygodnie. Morgenstern wniosła w jej
życie trochę ciepłych barw rozświetlających jej dotychczasowe ponure życie.
- Wychodzisz już? – zapytał
stojący przy drzwiach Chuck.
- Yhym – Clary skinęła głową.
- Poczekaj, podwiozę cię –
puścił oczko do dziewczyny. Chwycił kluczyki od samochodu i razem wyszli z
domu. Skierowali się na West End Ave, a stamtąd w 61st.
Normalnie droga
autem zajmuje nie więcej niż pięć minut, toteż Clarissa na początku miała
mieszane uczucia czy jechać z bratem, ale wyraz jego twarzy przekonał ją do
jazdy z nim. Zresztą we śnie była tak osamotniona śmiercią brata, że teraz
każda chwila z nim spędzona wydaje się Clary bardzo magiczna, nawet taka zwykła
podróż samochodem.
- Przyjechać po ciebie po
zajęciach? – brązowowłosa spojrzała na Chucka i wybuchła śmiechem. – No co –
oburzył się.
- Oj braciszku – pokiwała z
dezaprobatą głową. – Nie musisz, do domu mam około piętnastu minut drogi –
uśmiechnęła się perliście. – Ale dziękuje, że zaproponowałeś jakże bardzo
dłuuugą przejażdżkę.
- Jak zmienisz zdanie, dzwoń –
Clary pocałowała Charlesa w policzek i wyskoczyła z samochodu.
Był piątek, więc
zajęcia kończyły się dwie godziny szybciej. Clarissa nie miała żadnych planów
na wieczór, a tym bardziej na weekend. Jak zwykle ten czas postanowiła spędzić
przed telewizorem. Chyba że ten czas spędzi z Chuckiem i jego paczką, ale
ostatnimi czasy jego znajomi próbują ją poderwać tanimi tekstami.
Weszła do budynku
mieszczącego się w jednej z najbogatszych ulic Nowego Jorku i skierowała się
prosto pod salę wykładowczą. Usiadła na parapecie, z torby wyciągnęła słuchawki
oraz iPoda i włączyła go na pierwszej lepszej piosence. Zamknęła oczy wsłuchując
się w rozbrzmiewającą w uszach Cheryl.
***
- Powiedziałem już, że nigdzie się nie wybieram – spojrzał
na nieprzeniknioną twarz menagera. – Co tym razem? – poddał się.
- Kilka lekcji śpiewu w AMDA.
- Serio? Czy nie będę miał w
końcu chwili czasu? Scooter - usiadł na kanapie w salonie – wiem, że bardzo ci
na tym zależy, ale mam teraz wolne i nie mam zamiaru tracić tego czasu na jakiś
dzieciaków z prywatnej szkoły.
- Chciałbym przypomnieć, że to
nie są jakieś dzieciaki, Justin, tylko osoby w twoim wieku, a nawet starsze –
Scooter potarł zmęczoną twarz. Nie spał od osiemnastu godzin. – Mam nadzieję,
że zmienisz zdanie – Braun odwrócił się w stronę drzwi. – Jak coś to wiesz
gdzie mnie znaleźć.
Justin nie mógł podjąć teraz decyzji, miał inną ważniejszą
do podjęcia. Chciał przerwać na jakiś czas karierę, żeby odpocząć, nabrać
świeższej weny i tworzyć piosenki. A drugim powodem dlaczego nie chciał jechać,
była Selena Gomez. Od jakiegoś czasu ponownie zaczęli się spotykać. Lubił
przebywać u jej boku, czuł się w miarę normalnie. Selena też lubiła Justina, a
jemu wydawało się, że nawet bardziej niż on by tego chciał. Nie miał ochoty
wiązać się z nią przez najbliższy czas, ponieważ za dobrze pamiętał jej
ostatnią zdradę. Fakt że nie byli już wtedy razem nie zmienia tego, iż Justin poczuł
się bardzo dotknięty i w pewien sposób zraniony, ponieważ zdradziła jego
zaledwie dwa dni po ich zerwaniu. Czyli najnormalniej w świecie Gomez spotykała
się już z kimś będąc jeszcze z Justinem.
Bieber traktuje ją teraz z rezerwą, nie zwracając większej
uwagi na jej maślane oczy kiedy tylko się spotkają, czułe słówka, którymi panna
Gomez częstuje Justina.
Chłopak wstał z kanapy i powędrował do łazienki chcąc wziąć
prysznic by rozjaśnił jego umysł. Chciał wszystko przemyśleć na spokojnie, bez
pośpiechu i większej presji.
Odkręcił dwa kurki, jeden z zimną, a drugi z ciepłą wodą.
Rozebrał się do naga, powiesił jeszcze ręcznik na wieszaku po prawej stronie
prysznica i wszedł pod ciepłą ciecz, która momentalnie rozluźniła jego mięście
spływając po całym ciele.
Po kilku minutach bezczynnego stania chwycił szampon i umył
włosy, następnie wycisnął trochę żelu na gąbką i wymysł ciało. Spłukał się,
postał jeszcze chwilę pod bieżącą wodą i wyszedł. Dokładnie się wytarł, umył
zęby, wysuszył włosy i ubrał bokserki.
Była siódma, a on leżał już na łóżku z pilotem w ręce.
Selena spotykała się dzisiaj z koleżankami, a on nie miał zamiaru brać w tym
udziału. No bo o czym niby miał rozmawiać? O najlepszych lakierach do paznokci?
Kosmetyczkach? SPA? Prychnął i zmienił kanał.
Akurat zaczęli nadawać wiadomości. Nie było nic, co mogłoby
zainteresować Justina. Przeczekał te piętnaście minut aż podadzą pogodę. Miał
ochotę wybrać się jutro z Seleną na plaże. Trochę popływać i poleniuchować.
Może wieczorem wybiorą się na kolację do jakiejś ekskluzywnej restauracji albo
zamówią chińszczyznę do domu i pooglądają filmy. Albo… albo zrobią coś całkiem
innego, coś nieprzyzwoitego.
Justin zaśmiał się i wstał z zamiarem poszukania swojego
telefonu. Przeszukał pokój, spodnie, które zostawił w łazience, a gdy tu ich
nie znalazł zszedł na dół do salonu gdzie wcześniej siedział ze Scooterem.
Urządzenie leżało na stoliku do kawy naprzeciwko sofy. Bieber klapnął na nie i
wziął telefon. Wybrał numer do Brauna i przyłożył komórkę do ucha.
- Namyśliłeś się? – zapytał na
wstępie menager.
- Jeszcze nie. Nie podałeś mi
kilku informacji – wyciągnął nogi na stoliku. – Kiedy miałbym jechać, na jaki
czas, ile osób w grupie.
- Kiedy? Możesz nawet w
poniedziałek polecieć. Uczył grupę ludzi z drugiego, a zarazem ostatniego roku.
Ile osób? Hm, tym zajęlibyśmy się na miejscu.
- Leciałbyś ze mną? – zapytał
zaskoczony chłopak.
- Oczywiście, że tak.
- Na ile dni?
- Dwa tygodnie. Więc jak
będzie? Zgodzisz się? Może to być wspaniała okazja byś poznał wielu miłych
ludzi, może jakąś dzie…
- Scoot – przerwał mu Justin. –
Nie baw się w żadnego swata. Sam potrafię zadbać o ten szczegół.
- Dobra, dobra, ja tylko
sugerowałem, że może chciałbyś…
- Co przed chwilą powiedziałem?
– podrapał się po głowie.
- Już nic nie będę mówić w tej
sprawie.
- Właśnie, co mogę stracić
przez tą zabawę. Mogę jedynie zyskać. Szykuj lot na niedzielę – rozłączył się i
udał do swojego pokoju.
***
Na trzecich zajęciach i ostatnich tego dnia ze śpiewu
Clarissa spotkała Isabelle. Blondynka pomachała do niej z końca sali, a
następnie podeszła.
- Cześć – zaświergotała pełna
humoru. – Co robisz wieczorem?
- Nic.
- Nic? Może spotkamy się na
mieście? – zasugerowała Isabelle. - Ja, ty, Zoey i Alexander, co ty na to?
- Kto to jest Zoey i Alexander?
– spytała Clary.
- Dziewczyna to moja
współlokatorka, a Alec to jej chłopak.
- Yhym – mruknęła Clary. – Nie
wiem, prawdopodobnie spędzę ten czas z bratem.
- Fajny jest?
Clarissa łypnęła spode łba.
- Jest wspaniały, ale nie
nadaje się na materiał na chłopaka.
- Dlaczego? – Morgenstern
wyraźnie ożywiła się.
- Pomimo swojego wieku nadal
jest dziecinny i nieodpowiedzialny. Chociaż jeśli o mnie chodzi to zawsze mogę
na niego liczyć, bo jestem jego kochaną siostrzyczką – Clary uśmiechnęła się.
- Nawet jeśli taki jest musisz
mnie z nim koniecznie poznać – Isabelle szturchnęła brązowowłosą w bok. –
Zrobisz to dla mnie, prawda?
- Może kiedyś.
- Wyjdź z nami. Idziemy do kina
a potem na kręgle.
Widząc
nieustępliwą minę Clary, Isabelle nie dawała za wygraną i do końca zajęć
starała się przekonać dziewczynę do zmiany zdania. Brązowowłosa po wielu
próbach w końcu uległa.
- Gdzie mamy podejść po ciebie?
– Isabelle zapytała, gdy wychodziły z sali.
- Na 201 West 72nd Street.
- O, mieszkasz niedaleko. Ja
jednym w akademików – blondynka poprawiła wysokiego koka; samotny kosmyk wypadł
jej opadając na twarz. Wyglądała z tym przeuroczo.
- A na jaki film idziemy? Bo
nie znoszę horrorów i nie mam ochoty oglądać tego typu filmów – Penny skrzywiła
się.
- Podobnie jak ja. Myśleliśmy
nad jakąś komedią.
- Świetnie. A więc do wieczora.
Clarissa pomachała na pożegnanie koleżance, która z każdą
kolejną chwilą podobała się jej coraz bardziej. Czuję, że możemy się zakumplować,
pomyślała Clary przechodząc przez ulicę.
Skierowała się w Amsterdam Ave. Postanowiła przejeść się
inną drogą niż tą, którą jechała rano. W prawdzie nie robiła ona różnicy, bo
czas mniej więcej był taki sam, jednak Clarissa poczuła wewnętrznie, że musi
iść tą drogą.
Jak się później okazało, miała rację. Będą już w domu
włączyła popołudniowe wiadomości. Nadawali, że około godziny czwartej na West
End Ave doszło do napaści z bronią. Ofiarą została trzydziestoletnia kobieta,
która miała dwójkę dzieci i kochającego męża.
- Mamuś, słyszałaś? – spytała
przerażona Clary.
- To co mówili w wiadomościach?
– nastolatka skinęła głową. – To straszne. Umarła tak młodo.
- Wiesz, że mogłam to być ja?
Całe szczęście poszłam inną drogą.
- Wiem o tym kochanie, ale to
nie byłaś ty, więc się cieszmy.
Pani Penny wróciła do kuchni, gdzie przygotowywała
ciasteczka według starego przepisu jej mamy. Clarissa tymczasem udała się do
swojego pokoju, gdzie miała wybrać strój na wieczór.
Weszła do garderoby, która miała inny układ niż ta w Hudson.
Dziewczyna nie chciała mieć żadnych wspomnień, nawet tych dobrych, chociaż
wiedziała, że będzie ciężko zapomnieć.
Podeszła do półki ze spodniami. Wieczór nie zapowiadał się
całkiem przyjemnie, więc postawiła na rurki, sweterek i ulubioną kurtkę ze
sztucznej skóry. Do tego czapka wełniana i szalik. Trochę dłużej zastanawiała
się nad butami. Tak do końca nie wiedziała, gdzie w końcu się wybiorą, więc
wybrała adidasy. Uniwersalne, wygodne, pasujące do wybranego zestawu.
Wzięła szybki prysznic nie myjąc głowy, następnie zrobiła
makijaż z efektem przydymionych oczu, ubrała się i zeszła do kuchni. W całym
domu unosił się już zapach ciastek. Clarissie przyszło na myśl dzieciństwo,
kuchnia, w której babcia pichciła smakołyki.
- Wybierasz się gdzieś? – Megan
postawiła na stół talerz pełen ciastek; Clary od razu chwyciła jedno i ugryzła
je.
- Yhym – wymamrotała z pełną
buzią. Przełknęła do końca co miała w buzi i dopowiedziała: - Wybieram się na
miasto z Isabelle, mówiłam ci już o niej i jakąś Zoey i Alecem. Tej dwójki nie
znam, nie widziałam ich nawet na oczy – sięgnęła po kolejne ciastko.
- Jak myślisz, jacy się okażą?
– mama Clary włożyła brudne garnki do zmywarki, wytarła mokre dłonie, a
następnie usiadła naprzeciwko córki. – Smakują? – zapytała z uśmiechem.
- Nie wiem, mamuś. Mam
nadzieję, że będą fajni, bo muszę w końcu znaleźć osoby, z którymi będę mogła
wychodzić w weekendy i nie tylko – sięgnęła znowu po ciastko. – I to jak
smakują. Lepiej zawołać Chucka, bo za chwilę zjem wszystkie – zaśmiała się. –
Tata jeszcze w pracy?
- Tak, dzisiaj musiał zostać
dłużej. Ma jakieś spotkanie z członkami firmy.
Bill Penny jest współwłaścicielem wielkiej firmy
przemysłowej. Czasami zdarza mu się wyjeżdżać w delegację, zostawać później w
pracy, a czasem nawet nie wracać na noc.
Clarissa nie powinna mieć podejrzeń, że jej tato ma kogoś na
boku, a jednak tak myśli. Wie, iż Bill bardzo kocha jego mamę, albo tak się jej
wydaje, lecz on robi wszystko by zapewnić swoją rodzinę o prawdziwości uczucia
jakim darzy żoną i dzieci.
- A ty córeczko, o której
wrócisz?
- Nie wiem. Nie czekaj na mnie,
bo pewnie późno – spojrzała na zegarek, który wybił niedawno piątą.
- Smarkula – usłyszała nad
uchem głos swojego brata, w którym wyraźnie krył się śmiech.
- Odwal się, Charles – odgryzła
się Clary. – Moja koleżanka bardzo chce cie poznać – zaczęła nastolatka.
- Tak? – Chuck spojrzał na
siostrę z ciastkiem tuż przy ustach. – Fajna jest? – ugryzł je ciągle wpatrując
się w siostrę.
- Rozmawiam z nią dopiero drugi
dzień, wiele nie mogę powiedzieć o niej, ale wydaje się super laską. A jak
wygląda, huhu – Clarissa zagwizdała.
- No to koniecznie musisz mnie
z nią poznać – Charles puścił oczko do dziewczyny.
- No nie wiem, za tą smarkulę –
wstała od stołu widząc minę brata i biegiem puściła się do salonu. – Nie
złapiesz mnie – zatrzymała się za kanapą i wystawiła język.
- Jeszcze się przekonamy.
Biegali po całym domu, śmiejąc się w niebogłosy, czasami
przewracając rzeczy. Zachowywali się jak małe dzieci, a Clary bardzo brakowało
takiej rozrywki. Charlesowi najwyraźniej także, bo przez cały czas głęboki
uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Gdy się zmęczyli, oboje rzucili się na sofę szybko
oddychając i trzymając się za bolące ze śmiechu brzuchy. Clarissa musiała pójść
zmienić bluzkę, bo tą co miała na sobie lekko przepociła.
Po powrocie do salonu dobrze nie usiadła, a już musiała
wstać i otworzyć drzwi. Na werandzie stali objęci Alec z Zoey oraz kawałek z
przodu Isabelle.
- Cześć – przywitała się. –
Alec, Zoey to jest Clarissa, o której wam mówiłam.
Brązowowłosa uśmiechnęła się przyjaźnie i pomachała w stronę
pary.
- Młoda kto to? – zza ściany
wyłowił się Charles.
- Moi znajomi – parsknęła
śmiechem widząc brata. – Może byś się tak uczesał zanim wyjdziesz do nas? –
zapytała z przekąsem Clarissa.
- A tam – szybko poprawił włosy
i stanął za siostrą. – Cześć –
wyszczerzył swoje idealnie białe zęby z przerwą między jedynkami. – Jestem Charles
– pomachał wszystkim.
- Cze- cześć – zająkała się
Isabelle.
- Siema – rzucił Alec. – Jestem
Alec – Chuck skinął głową.
- Witaj, a ja Zoey – przywitała
się dziewczyna i wtuliła w swojego chłopaka.
- Poznaliście się, więc możemy
wyruszać.
Clarissa popchała swojego brata w głąb domu i zamknęła
drzwi. Skinęła na pozostałych po czym wszyscy ruszyli w stronę kina.
Po przezabawnej komedii ‘Zabić szakala’*, udali się do
kręgielni. Clary nigdy wcześniej nie grała w kręgle, toteż miała niemały
problem z utrzymaniem oraz rzuceniem kuli. Śmiała się przy tym zalewając łzami,
a gdy przychodziła kolej kogoś innego, starała się przyglądać uważnie jak Alec
trzymała ciężką kulę, jaką przybiera pozę i w końcu rzuca. On jako jedyny z
tego grona potrafił grać dlatego uczył każdą dziewczynę po kolei co mają robić.
- Nigdy się tego nie nauczę –
oznajmiła Zoey siadając w boksie.
- Świetna zabawa! – skwitowała Isabelle.
– A ty, Clarissa, nie chciałaś iść z nami. Popatrz się tylko co byś straciła.
- Wiele – zgodziła się z
blondynką. – Masz wspaniałego chłopaka, Zoey – uśmiechnęła się w stronę
długowłosej dziewczyny.
- Dzięki – odwzajemniła uśmiech.
- A ty brata – dodała Isabelle
i momentalnie zaczerwieniła się.
- Spodobał ci się? – zaczęła Clary
obracając głowę do blondynki.
- Może troszkę – pokazała ile i
wszyscy wybuchli śmiechem.
- A was co tak śmieszy? –
spytał Alec.
Nawiązała się rozmowa pomiędzy tą czwórką. Najwięcej do
powiedzenia miała Clarissa, jako że jest siostrą Chucka. Oczywiście w między
czasie, gdy słuchała pozostałych, w jej głowie zaczął rodzić się pewien plan –
zeswatać Charlesa z Isabelle. Chłopak od bardzo dawna nie miał dziewczyny, a
Clary zauważyła, że spodobała się mu blondynka. Musiała tylko doprowadzić do ich spotkania, a resztę
pozostawi losowi. No chyba że ten zawiedzie, wtedy ona sama przystąpi do
pełnego działania.
__________________
* nazwa wymyślona.
2602 słowa. Brawa dla mnie. Najdłuższy rozdział na tym blogu. Akcja zacznie się w następnym rozdziale, który dodam za 5 komentarzy. Spokojnie będę mogła sobie pisać, bo wiem, że szybko się nie nazbierają.
Szczęśliwi, że już wrzesień? Haha jakie pytanie ;D Pamiętam, że miałam coś napisać, ale nie wiem co. Hm, jak sobie przypomnę, dam edit.
Pozdrawiam.
Jeju, weszłam dzisiaj i takie wtf. o_o Cieszę się, że wróciłaś<3 Przeczytałam prolog i rozdział pierwszy i stwierdzam, że mi się bardzo podoba, kurde : D
OdpowiedzUsuńxoxo, M.
Bardzo mi się podoba ten rozdział, juz nie mogę sie doczekać spotkania z Justinem :)
OdpowiedzUsuńProszę o wybranie formy oceny opowiadania: według kryteriów czy tylko na podstawie treści.
OdpowiedzUsuńOdpowiedź proszę umieścić na krytyczne-oceniajace.blog.onet.pl pod najnowszym postem.
rozdzial faajny, tylko długi. no i niech wreszcie się spotkają. dodaj szybko nowy;)
OdpowiedzUsuńprzeżyłam szok jak weszłam przez przypadek na tamtego bloga, bo jak dobrze pamietam byłas na onecie. Ale tyle czytałąm tych opowiadań, że mogę się mylić. Bardzo cieszęsię z kolejnej części i nie mogę doczekac kolejnego rozdziału także dodawaj szybko :)
OdpowiedzUsuńtak, byłam na onecie :) ale jak większość musiałam się przenieść, bo już nie wytrzymywałam.
UsuńWitam, zamierzam zacząć oceniać Twojego bloga, o ile nowa notka pojawi się do 1 października, inaczej będę zmuszona napisać odmowę. Jeśli nie zdążysz opublikować, napisz, przeniosę cię na koniec kolejki, czyli będziesz druga.
OdpowiedzUsuńChciałabym się jeszcze tylko dowiedzieć, czy te wszystkie części są ze sobą powiązane?
Listopadowa, krytyczne-oceniajace
kiedy nowy rozdział ? :)
OdpowiedzUsuńnie wiem, naprawdę, nie potrafię napisać żadnego zdania. pomysł na rozdział mam, ale jest mi strasznie ciężko cokolwiek napisać. mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu. jutro mam jeden wykład, więc w domu będę bardzo szybko i wtedy postaram się napisać. tak nawiasem mówiąc to mam już jedną stronę w wordzie zapisaną, ale jest to nic, a poza tym nie zawarłam jeszcze, jakby to powiedzieć, głównego tematu przewodniego notki. musisz uzbroić się w cierpliwość ;) pozdrawiam :)
Usuń