sobota, 6 października 2012

Rozdział 2



         - Może chcesz, żeby cie odprowadzić? – zasugerowała Isabelle.
- Raczej nie, dam sobie radę.
Jednak szybko zmieniła zdanie.
– A wiesz co, może tak, nigdy nie wiadomo co kryje się za rogiem.
         Clarissa postanowiła zmienić zdanie, gdyż przypomniała sobie o swoim planie. Im częściej Isabelle będzie przychodzić do niej, tym częściej będzie widywać się z Chuckiem, a z tego co Clary zauważyła, Morgenstern wpadła w oko Chuckowi. Chłopak ma już dwadzieścia cztery lata, a ani razu nie przyprowadził dziewczyny do domu. Clarissa czasami podejrzewa, że jej brat jest gejem. 
- O czym tak myślisz? – zapytała Zoey.
         Cały czas przytulała się z Alecem. Praktycznie na każdym kroku okazywali swoje uczucia. Clarissa czuła się z tego powodu źle, ponieważ ona jeszcze nigdy w życiu nie przeżyła czegoś takiego, nawet we śnie.
- O czym myślę? Hmm, w sumie to o niczym – skłamała. – Czasami zdarza się mi ‘wyłączyć’ na chwilę. Możecie wtedy mówić do mnie, a ja i tak nic nie będę słyszeć – Clarissa zaśmiała się.
- Wiesz – odezwał się Alec. – Miałaś taką śmieszną minę, mówię ci – szturchnął Clarissę.
- Dobra, dobra, nie zagłębiajmy się w to, wiem jak wyglądam.
- Chyba jednak nie wie…
- Wiem! – oburzyła się brązowowłosa.
- Wiecie kto ma nas podobno zaszczycić? – rzuciła Isabelle by rozładować napięcie pomiędzy dwójką ludzi spoglądających na siebie spode łba.
- Hm?
- Sam Justin Bieber! – podekscytowała się blondynka.
         Clarissa po usłyszeniu tego momentalnie stanęła. Justin? Bieber? Ten Justin Bieber? To niemożliwe!
- Clary, stało się coś? – przejęta Isabelle potrząsnęła dziewczyną.
- Nie, nic – odpowiedziała trochę za szybko. – Po prostu zastanawiałam się czy wzięłam klucz.
- Nie kłam – szepnęła jej na ucho Morgenstern. – Bardzo zbladłaś i wyglądałaś jakbyś miała zemdleć.
- Eh – Clary wzdychneła. – Tak, kłamałam, ale nie chcę o tym mówić. To przeszłość, którą chcę zapomnieć.
         Clarissa spojrzała w oczy Isabelle. Blondynka bardzo przejęła się zachowaniem Penny, chciała jej pomóc, ale najwidoczniej dziewczyna nie chce tego.
- Dobrze, jak będziesz chciała to może kiedyś mi powiesz.
         Clary skinęła głową i dogoniła Zoey oraz Aleca. Po chwili dołączyła do nich również Isabelle.
         Po upływie około dwóch kwadransów czwórka znajomych dotarła pod kamienicę Clarissy. Postanowili, że nie będą wchodzić na górę by nie narobić szumu i obudzić mieszkańców. Pożegnali się bardzo szybko i Isabelle, Zoey oraz Alec udali się do swoich akademików. Clary natomiast postanowiła wybrać się w jeszcze jedno miejsce.
         Nie chciała jechać windą z dwóch powodów: po pierwsze nie była zmęczona, chociaż powinna, a po drugie byłaby zbyt szybko na samej górze budynku, a chciała już od teraz zastanowić się nad studiami i tym co ma nastąpić.
         Jak mogła nie słyszeć tej nowiny? Czyżby aż tak bardzo była rozkojarzona na zajęciach? Przecież… nie, to niemożliwe. Za każdym razem, gdy czuła, że zacznie się ‘wyłączać’, myślała o nieprzyjemnych rzeczach by tego uniknąć. Ale… kiedy mogło to się stać?
         Szła schodami nie świadoma tego, że ktoś za nią idzie. Była tak zamyślona, że nie zwracała nawet najmniejszej uwagi na to, co dzieje się wokół niej.
         Dochodziła już do ostatniego, trzynastego, piętra, gdy nagle ktoś złapał ją za ramię. Gwałtownie zatrzymała się i gorączkowo myślała by uciec. Spanikowana zaczęła się wyrywać napastnikowi, nie krzyczała, a powinna. W pewnym momencie osobnik zasłonił jej usta. Starała się go ugryźć, lecz nic nie zdziałała.
- Przestań tak wierzgać! – usłyszała.
         Kilka uderzeń serca później uzmysłowiła sobie, że kojarzy ten głos. Uspokoiła się, zabrała dłoń ze swoich ust i powoli obróciła się.
- Następnym razem nie rób czegoś takiego! – uniosła się. – Chyba nie zdajesz sobie sprawy jakiego stracha mi napędziłeś – głośno wypuściła powietrze z płuc, zrobiła tak jeszcze kilka razy po czym znowu się odezwała – O co chodzi?
- Gdybyś nie była tak zamyślona to wiedziałabyś, że od jakiś pięciu minut mówiłem do ciebie – chłopak oparł się niedbale o ścianę po czym założył ręce na piersi.
- To w dalszym ciągu nie tłumaczy co chcesz ode mnie. Wydaje mi się, że moglibyśmy to załatwić kiedy indziej, ponieważ teraz mam ochotę pobyć sama.
         Clarissa obróciła się na pięcie i ruszyła na ostatnie piętro. Gdy dotarła na szczyt schodów skierowała się w prawą stronę, gdzie mogła wejść na dach budynku. Usiadła w miejscu, które wybrała na początku schadzek, odłożyła torbę, szczelniej opatuliła się szalikiem i zaczęła wpatrywać się w księżyc.
         Kilka minut później poczuła, że chłopak siada koło niej. Nie chciała by był z nią, pragnęła chwili spokoju, ale nie miała serca by odprawić jego.
- Nie zajmę ci wiele czasu, więc mam nadzieję, że mnie wysłuchasz – nie patrząc na chłopaka ledwie skinęła głową. – Chodzi mi głównie o to, że… że…
- Wydusisz to w końcu z siebie? – Clarissa spytała nie mogąc ścierpieć tej ciszy, która nastąpiła.
- Eh – chłopak głośno wypuścił powietrze. – Zwróciłem już jakiś czas temu uwagę na ciebie, ale nigdy nie potrafiłem zrobić pierwszego kroku i zagadać do ciebie. Kiedy byłem pewny siebie, że zrobię to, zawsze coś pojawiało się na drodze. Tak naprawdę to nigdy wcześniej nie miałem problemu żeby zagadać do dziewczyny, ale pojawiłaś się ty i…
- Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że zakochałeś się we mnie? – Clary zrobiła wielkie oczy widząc, jak chłopak potakuje głową; sama spuściła ją nie mogąc uwierzyć w to co usłyszała przed chwilą. – Nie… nie może tak być, nie może… - powtarzała sama do siebie. – Nie możesz być we mnie zakochany… - jęknęła.
- Jak to? Nie rozumiem – chłopak podrapał się po głowie nie rozumiejąc Clarissy ani trochę.
- Wiesz czemu? Bo ja nigdy nikogo nie pokocham.
         Clarissa wstała i podeszła do barierki. Oparła na niej dłonie i spojrzała na prawie pustą ulicę. Zamknęła oczy próbując się uspokoić. Nie usłyszała jak chłopak podszedł do niej.
- Dobrze się czujesz? – zapytał.
- Tak, nie… to znaczy nie wiem – brązowowłosa spojrzała na niego. – Jestem za bardzo rozdarta od środka by komuś zaufać – widząc miną chłopaka dodała: - Nie zrozumiesz tego.
- Więc mi to wytłumacz.
- Wiesz? Nie znam ciebie, praktycznie zawsze mijaliśmy się na wydziale i wiesz co? Nigdy nie pomyślałabym, że chciałabym ci opowiedzieć wszystko zanim przeprowadziłam się tutaj.
- Więc gdzie wcześniej mieszkałaś?
- W Hudson, w Kanadzie. Chodź, usiądźmy, bo trochę nam to zajmie.
         Po ponad dwóch godzinach Clarissa zakończyła swoją historię. Nie chcąc zranić uczuć chłopaka, wyznała mu, może raczej skłamała, że właśnie tam, w Hudson, zostawiła ukochaną osobę.
- Czy jest jakaś szansa, że to się zmieni? Że pokochasz mnie?
- A-A-Alec… - spojrzała na chłopaka. – Nigdy nie mów nigdy, dlatego nie powiem, że nie ma, ale… jesteś szczęśliwy z Zoey, widzę to, jak patrzycie się na siebie, zwracacie, dotykacie. Uwierz mi, nie znajdziesz lepszej dziewczyny od niej.
- Nie znasz jej.
- To prawda, nie znam. Może powiem inaczej – Clarissa zaczęła po chwili namysłu. – Wydaje ci się, że coś do mnie czujesz. Przecież ty również mnie nie znasz, nie wiesz jaka jestem, co lubię, a czego nie. Wydaje mi się, że po prostu tylko podobam ci się, prawda?
- No tak – zgodził się. – Masz rację – posłał Clarissie piękny uśmiech. – Wiesz, dobrze że poszedłem dzisiaj za tobą, wyjaśniliśmy sobie i dzięki tobie uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem zakochany w Zo – pocałował Clary w policzek; zaskoczył tym gestem dziewczynę, która momentalnie zaczerwieniła się po same korzonki włosów.
- Nie ma sprawy – złapała Aleca za dłoń i lekko ścisnęła ją. – Zawsze możesz się do mnie zwrócić, gdy będziesz potrzebował rady czy czegoś.
- Ty także. Wydaje mi się, że poczułaś się trochę lepiej opowiadając o Hudson.
- Yhym – skinęła głową. – Od dawna potrzebowałam komuś się zwierzyć, a tak naprawdę nie miałam komu. Isabelle znam od dwóch dni, ciebie nawet nie cały, a wiem, że mogę tobie zaufać – powiedziała. Spojrzała na wprost siebie i chwilę siedziała wpatrując się w jeden punkt. – Jest już późno, powinniśmy wracać – oznajmiła.
         Clarissa odprowadziła Aleca na parter. Pożegnali się i każde poszło w swoją stronę.

***

         W niedzielę brązowowłosa miała wyśmienity humor. Przez cały dzień uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wszyscy domownicy byli zdziwieni zachowaniem nastolatki, ponieważ dzień taki jak ten zdarzał się bardzo rzadko.
         Clarissa postanowiła trochę pośpiewać. Zamknęła się w pokoju, odpaliła laptopa i wyszukała na pulpicie folder z piosenkami akustycznymi. Wybrała kilka utworów, następnie rozśpiewała się trochę i w końcu mogła przystąpić do normalnego śpiewu.
         Po godzinie Clary miała już dość. Nie mogła nadwyrężać już więcej głosu, ponieważ następnego dnia mogła mieć problemy z mówieniem.
         Wieczorem Clarissa wyszła z Chuckiem i jego kumplami na miasto. Bruce, jeden z tych przystojniejszych, od jakiegoś czasu nieznacznie zaczął zalecać się do brązowowłosej. Na początku nie podobało to się Clary, ale musiała zgodzić się sama przed sobą, że pochlebiało jej to, iż taki koleś zwrócił na nią uwagę.
         Wybrali się do Nice Green Bo w China Town. Dziewczyna była po raz pierwszy w chińskiej restauracji, dlatego też zamówiła ‘Moo Shu Chicken’. Bała się zamówić cokolwiek, ponieważ nie jada ryb, a nazwy większości dań nie mówią wiele. Nie zwróciła uwagi co zamówiła reszta towarzystwa tylko dyskretnie rozglądała się po lokalu.
         Wnętrze nie zrobiło na niej większego wrażenia. Na jasno zielonych ścianach gdzie niegdzie powieszone były plakaty, reklamy oraz informacje o promocjach dnia. Jedynie co spodobało się Clarissie to wspaniała muzyka jaką puszczali w lokalu.
         Na dania musieli trochę poczekać, gdyż było sporo ludzi. Gdy w końcu otrzymali jedzenie od razu zabrali się za konsumowanie. Clary widząc, jak chłopcy jedzą posiłek, miała wielką ochotę wybuchnąć śmiechem. Zrezygnowała jednak nie chcąc zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Powoli i na spokojnego zabrała się za ‘Moo Shu Chicken’. Nie była pewna co do dania dlatego postanowiła jeszcze raz przyjrzeć się chłopakom. Upewniwszy się, że wszystko jest okey nadziała na widelec kurczaka. Smakował wyśmienicie zresztą, cała potrawa była niezła.
- Jesteś tutaj pierwszy raz? – spytała Stefan, siedzący po lewej stronie Clary.
- Tak, a co? – spojrzała na niego ciekawa.
- Widać to po twoim zachowaniu – uśmiechnął się, a następnie zwrócił się do Jace’a.
         Gdy wybiła godzina dziewiąta Clarissa pożegnała się i wróciła wolnym spacerkiem do domu. Umyła się, przygotowała do spania, spakowała jeszcze książki potrzebne na zajęcia i położyła się do łóżka.
        
Sen nadszedł bardzo szybko.

         Następnego dnia Clarissa wstała chwilę przed budzikiem. Wyłączyła go, wstała i podeszła do okna by następnie odsłonić zasłony. Potem poszła do łazienki, gdzie przemyła twarz zimną wodą, wytarła ją, ogarnęła chaos jaki wytworzył się jej podczas nocy i opuściła pomieszczenia. Zeszła na dół do kuchni, w której Megan szykowała składniki na obiad. Śniadanie już czekało na Clary; smacznie pachnące naleśniki polane syropem klonowym, a na samej górze leżała samotna truskawka.
- Mm – nastolatka pomasowała się po brzuchu; usiadła na krzesło i zabrała się za jedzenie. – Brat już wstał? – zapytała.
- Chuck? O tej porze? – pani Penny zaśmiała się. – Nie wiem nawet czy wrócił na noc do domu – zaczęła obierać marchewkę.
- No w sumie – Clarissa zgodziła się z mamą. – Jak ich zostawiałam była dziewiąta. Jedliśmy w chińskiej restauracji. Powiem ci mamuś, że jedzenia było pyszne.
- Lepsze niż moje? – Megan zapytała z uśmiechem.
- Mamo – stęknęła dziewczyna. – Gotujesz świetnie, ale tamto było również wyśmienite. Nie mogę powiedzieć, które lepsze chociaż będziesz oczekiwała, że powiem twoje.
- Córciu, - zaczęła. – nic z tych rzeczy. A teraz jedz, bo zaraz będą zimne – posłała córce swój najpiękniejszy uśmiech.
         Po obfitym śniadaniu Clary wróciła do swojego pokoju, gdzie ubrała brązową koronkową  sukienkę (KLIK), do tego czarny sweterek, a na nogi czarne sztyblety militarne. Jakoś nigdy specjalnie nie robiła makijażu, lecz tego dnia postawiła na mocniejszy. Oczywiście nie przesadziła z cieniami, jak robi to większość dziewczyn w jej szkole.
         Gotowa zeszła, pożegnała się z mamą i opuściła budynek. Gdy wyszła na zewnątrz pożałowała, że nie założyła żadnych rajstop. Lekki wiatr dał się we znaki i Clarissa bardzo szybko zmarzła. Jednak zacisnęła zęby, włożyła słuchawki i żwawym krokiem podążyła do szkoły.
         Gdy dotarła pod budynek odetchnęła z ulgą, że jest na miejscu i weszła do środka. już przy wejściu zauważyła Isabelle w towarzystwie nieznanych osób Clary. Podeszła jednak do dziewczyny, przywitała się z nią, po czym zapytała:
- A tu co się dzieje?
- Pamiętasz, jak mówiłam ci, że ma się pojawić Justin Bieber? – brązowowłosa skinęła głową. – No i jest – Isabelle uśmiechnęła się szeroko.
- Super.
- Chodźmy już pod salę, bo za chwilę zaczną się zajęcia – blondynka pociągnęła Clarissę za rękę. – W ogóle to wyglądasz dzisiaj bajecznie. Pasuje ci taki makijaż.
- Dzięki  - Clary lekko zarumieniła się na komplement koleżanki. – Jak będą wyglądać zajęcia z Bieberem? – spytała po chwili.
- Podobno chłopak wybierze grupę około dwudziestu osób.
- Tylko tylu?!
- To i tak dużo, bo z każdym będzie prowadził indywidualne zajęcia.
- Aaa, ale to i tak nie zmienia faktu, że mało osób.
- Prawda, szanse są minimalne byśmy się dostały – Clarissa zgodziła się z dziewczyną.
         Chwilę później weszły do klasy i każda zajęła swoje miejsce. Brązowowłosa siedziała z przodu, natomiast Isabelle z tyłu. Profesor stał przy oknie namiętnie rozwiązując krzyżówkę. Gdy wybiła godzina ósma odłożył magazyn, ściągnął okulary i rozejrzał się po sali.
- Jak wiecie, a może jeszcze nie, od dzisiaj w naszej szkole gościmy wyjątkowego gościa, którym jest Justin Bieber. W ostatniej chwili zgodził się przylecieć do nas z Los Angeles by wybrać kilkoro z was i trochę poduczyć śpiewu. Jednak nie cieszcie się na zapas, ponieważ może nie wybrać nikogo z was. Pan Bieber przysłucha się, jak śpiewacie, po czym następnego dnia dowiedzie się czy to waśnie ktoś z was będzie miał okazję potrenować z nim swój wokal. Tak więc zaczynajmy – usiadł na biurku.
- Ym, przepraszam? Jak ten cały Bieber może wybrać kogoś z nas skoro go tu nie ma?
- Tym się nie przejmujcie. Pani zacznie pierwsza.
- Ja? – odezwała się dziewczyna, która przed chwilą zabrała głos.
         Na Clarissę nadszedł czas po jakiś czterdziestu minutach. Już w piątek zaczęła zastanawiać się nad repertuarem. Bardzo długo myślała nad piosenką, która będzie miała odpowiednią tonację. Padło na ‘All about us’ zespołu He Is We. Każdy śpiewał bez wcześniejszego rozgrzania dlatego był niemały problem. Clarissie zdarzało się zafałszować, ale dziewczyna próbowała nie zawracać na to uwagi. Skończyła i wróciła na swoje miejsce.
- No dobrze. To już wszyscy. Dziękuję wam bardzo – profesor opuścił salę. Isabelle od razu po tym dosiadła się do brązowowłosej.
- Matko! Świetnie zaśpiewałaś! – podnieciła się blondynka.
- Wcale tak nie było. Ile razy zafałszowałam! – jęknęła.
- Nie musisz się tym przejmować. Wiele osób, a nawet wszyscy fałszowali. Zresztą tak bez wcześniejszego rozśpiewania i tak nam poszło dobrze.
- Myślisz?
- No – Isabelle uśmiechnęła się pokrzepiająco. – Ile bym dała by być w tej grupie wybrańców – Morgenstern rozmarzyła się.
- Jak każdy, no dobra, może nie każdy, ale większość – Clary wstała. – Muszę do toalety, spotkamy się na lunchu? – gdy otrzymała twierdzącą odpowiedź opuściła salę i skierowała się do toalet.
         Wychodząc wpadła na jakiegoś chłopaka, który pięknie pachniał wanilią.
- Sorry, nie chciałam.
- To ja powinienem bardziej uważać.
         Clarissa dopiero teraz uniosła głowę, którą momentalnie spuściła. To on, pomyślała.
- Czy my przypadkiem kiedyś się nie spotkali? – Clary energicznie pokiwała głową. – Hm, wydajesz się bardzo znajoma.
- Może po dzisiejszych zajęciach – podsunęła.
- Nie, nie – Justin zamyślił się. – Ale wiesz co? Masz niezły głos, przygotuj się na najbliższych kilka dni Clarisso, bo spędzisz je tylko ze mną – po tych słowach odszedł machając na pożegnanie.   


____________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam za tak długą nieobecność. Wina spadła na wenę, a raczej na jej brak. Pomysł miałam, ale kompletnie nie potrafiłam skleić zdania. Jeszcze raz przepraszam. 
Macie spotkanie Justina i Clary. Nie jest jakieś specjalne, ale to dopiero początek. Przygotujcie się na później. 
Wiem już, a raczej przypomniałam sobie co miała poruszyć pod ostatnim postem. Otóż akcja 3 części toczy się w Nowym Jorku. Na początku miał to być Los Angeles, jednak pozostało na NY. Ale nie o tym chciałam pisać. Bardzo ważne jest dla mnie aby historia była jak najbardziej realna, dlatego też studiuję mapę Nowego Jorku. Gdy tylko będę w stanie podać ulicę, zrobię to. Nawet czas jaki potrzebują bohaterowie by przejść z jednego miejsca do drugiego. Przez to rozdziały również mogą się opóźniać.
Co jeszcze, hm. Jeśli znajdziecie jakiś błąd śmiało wytknijcie mi go, a ja go jak najszybciej poprawię. 
To chyba na tyle. A, dziękuję za komentarze.

4 komentarze:

  1. Nawet nie wiesz jak się ciesze, że wreszcie coś się pojawiło. Przepraszam nie " coś " tylko kolejny wspaniały rozdział. Dziwnie mi się trochę to czyta bo przyzwyczaiłam się do tej historii ze śpiączki ale to nie ma znaczenia. wiadomo to początek. Mam nadzieję , że 3 rozdział pojawi się szybciej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ogólnie to historia ze śpiączką 'przyszła' nagle. mogę zdradzić, że historia miała skończyć się inaczej niż mam teraz zaplanowane. Justin miał zabić Summer, pójść do więzienia, ogólnie być okropny dla Annie-Clarissy, ale stwierdziłam, że nie podołałabym napisaniu czegoś takiego.
      również mam nadzieję, że pojawi się szybciej, zaczęłam już pisać :)

      Usuń
  2. Nareszcie <3 Już myślałam że nie pojawi się nic więcej ;o Bardzo ciekawy rozdział, uwielbiam twój styl pisania <3 Czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń